Premier Tusk lubi najbardziej piosenki pana Koracza

Jak zdążyłem się zorientować, nie tylko mnie zaciekawiła sprawa wiadomości, które córka premiera Donalda Tuska, Katarzyna miała otrzymywać na swój numer telefonu. Tych, które wedle jej taty, były podstawą przydzielenia jej bodygardów opłacanych przez podatnika.  Może niezbyt precyzyjnie określiłem istotę mojego zainteresowania. Bo o ile mnie rzecz zaciekawiła, inni podeszli do tego zdecydowanie poważniej. Inni zastanawiali się, czy nie jest to aby gra na emocjach i przekroczenie pewnej granicy, której w polityce przekraczać się nie powinno. Swoja drogą dość paradna i naiwna zarazem jest każda próba określania jakichkolwiek granic, które w naszej polityce oddzielałyby to, co dopuszczalne od tego, czego robić czy wykorzystywać nie wolno. Marcin Tomala  przywołał szalenie popularny serial House of Cards opowiadający o tej odmianie politycznej kuchni, w której każda przyprawa jest dozwolona.

Może nie jestem tak lotnym i tak poważnym publicystą jak inni, bo w moim przypadku wystąpienie Tuska przywołało zupełnie inne skojarzenie. Dokładnie zaś  wspomnienie piosenki pana Koracza. O cóż chodzi?

W jednym ze starszych tekstów, którego nie chciało mi się teraz szukać, opisałem inną przezabawną historię z życia polityków i dziennikarzy. Tu od razu wyjaśniam, że kiedy szanowny czytelnik dotrze do końca, też, taka przynajmniej mam nadzieję, zdoła dostrzec pewne zabawne aspekty cytowanych zapowiedzi uduszenia Tuskowej latorośli Być może słowo dziennikarze, napisane chwilę wcześniej, w tym przypadku powinno być w wielkim cudzysłowie. W tym właśnie sęk sprawy, o której pisze na kanwie drastycznej na pierwszy rzut oka historii. Nie pamiętam już czy to pani Olejnik czy raczej Pieńkowska przesłuchiwała swego czasu pana Ministra Sienkiewicza na okoliczność wyprowadzenia służb mundurowych na ulice Warszawy.  Było to chyba w okolicach naszego Święta Niepodległości. Tak się świetnie złożyło, że pan minister był doskonale na to pytanie przygotowany, gdyż miał akurat w kieszeni karteczkę, na której miał bardzo dokładnie wypisane, kiedy podobne decyzje podejmował jeden z jego politycznych oponentów. Wyjął więc karteczkę i z jej pomocą natychmiast zaspokoił panią dziennikarkę. A w każdym razie jej ciekawość. Wówczas właśnie, pod moim tekstem, Futrzak nieoceniony przypomniał mi o piosence pana Koracza, która najbardziej chciała usłyszeć pani Walentyna Wnuk, salowa od wielu, wielu lat. Można je, wspomniana piosenkę i salową Wnuk, usłyszeć na końcu tekstu.

Kiedy pan Sienkiewicz wyjmował tę karteczkę, byłem szczerze zdumiony, by nie rzec wstrząśnięty i zmieszany jego zdolnością przewidywania. No bo przecież nie wiedział chyba że ta Olejnik czy ta Pieńkowska zada mu pytanie akurat o to, co miał w kieszeni. Skąd niby miał wiedzieć?

Pan Tusk, podobnie zaskoczony w czasie konferencji prasowej pytaniem o ochronę córki Katarzyny, okazał się znacznie lepszy od ministra Sienkiewicza. Co zresztą dziwić nie powinno bo gdzie Premier, i to jeszcze Tusk, a gdzie jakiś tam minister. Gdybyż miał Premier tylko wypisane te wiadomości na karteczce, noszonej na sercu, aby nigdy, przenigdy nie zapomnieć, w jakim niebezpieczeństwie jest latorośl! On jednak miał w kieszeni poważniejszy corpus delicti czyli rzeczonej Katarzyny komórkę. I to jest dopiero dar! Myślę, że gdyby zapytać Tuska na samym początku konferencji, o co najbardziej chciałby być zapytany, odparłby pewnie, że o te esemesy. A następnie wyznałby, że ze wszystkiego najbardziej, chciałby posłuchać piosenki pana Koracza.
I w tym miejscu zapraszam szanownych czytelników, bo tak się szczęśliwie składa, że jest z nami pan Koracz.
 
* (http://okiememigranta.salon24.pl/579533,igranie-zyciem-kasi-tusk)

YouTube: