W poszukiwaniu lekarza bez sumienia

Wielkie poruszenie zapanowało wśród żeńskiej części lokatorów bloku, w którym mieszkali Hiobowscy. A przyczyną tego zamieszania była młoda kuzynka jednej z sąsiadek-lokatorek. Otóż, jak się okazało, młoda kuzynka była w ciąży. Jednego popołudnia zawiązała się dyskusja w holu pomiędzy sąsiadką, kuzynką, a rodziną Hiobowskich
- Straszne, straszne - szeptała podniecona sąsiadka. - Dziewczyna przyjechała ze wsi, znalazła sobie lokum, nawet pracę już ma i teraz takie coś!
- A ojciec? - spytał z głupia frant tata Łukaszka.
- Nieznany - wychlipała młoda kuzynka.
- Lepiej nieznany niż znany - machnęła ręką sąsiadka. - Pił, bił. molestował, ironizował, grosza nie dawał chociaż zarabiał kupę euro i co najgorsze: był z Pawełkowic!
- To dlaczego pani twierdzi, że nieznany? - zdumiała się babcia Łukaszka.
- Bo od tej strony go nie znałam...
- Jak można pomóc? - zainteresował się dziadek Łukaszka.
- Kontaktem do lekarza - odparła sąsiadka.
- Chce poślubić lekarza?
- Kto mówi o ślubie! Chodzi o zabieg usunięcia. Niestety, większość z nich zasłania się tak zwanym sumieniem i nie chce wykonać zabiegu. Zabiegu, który należy się każdej kobiecie, nieważne pod jaką głębokością geograficzną żyje!
- Albo i nie żyje - wtrąciła siostra Łukaszka.
Zapadła niezręczna cisza.
- Kto nie żyje? - spytała nieco wystraszona kuzynka.
- No... Dziecko.
- Ach, dziecko - westchnęła z ulgą sąsiadka. - Jakie tam dziecko! Dziecko to ty jesteś. A to tam w brzuchu to zlepek komórek. Gdyby to był karp, albo chociaż drzewo...
- Chcę usunąć - oświadczyła stanowczo kuzynka. - Mam prawo, jest to zapisane konstytucji, że każdy Polak może usunąć drugiego Polaka.
- Ale czy to dziecko będzie Polakiem? - powątpiewał dziadek Łukaszka. - A może ojciec niepolak?
- Jaki drugi Polak? Ten zlepek komórek? - powątpiewał tata Łukaszka.
- Nieważne! - huknęła sąsiadka. - Szukamy zatem lekarza.
- Jakiego? - spytała naiwnie siostra Łukaszka.
Sąsiadka wywróciła oczyma.
- Co za pytanie! Jakiegokolwiek oczywiście! Tylko musi spełniać jeden warunek: musi nie mieć sumienia.
- Znam. I mogę zaprowadzić - oświadczył niespodziewanie Łukaszek.
W tatę i dziadka jakby piorun strzelił. Spojrzeli na siebie bez słowa, za to mama pochwaliła Łukaszka, że zachowuje się bardzo europejsko i demokratycznie.
- Za kasę - dodał Łukaszek. Kuzynka po długim wahaniu sięgnęła po portfel i odliczyła kilka banknotów. Łukaszek odszedł na chwilę na bok i sięgnął po telefon. Kiedy skończył krótką rozmowę podszedł do nich z powrotem i powiedział, że lekarz już czeka.
- No to chodźmy - powiedziała niedowierzająco sąsiadka.
I poszli.
Przeszli przez osiedle, dotarli do jednego z bloków, wjechali na ósme piętro, po czym stanęli pod czyimś mieszkaniem.
- Ne pewno trafiliśmy? - powątpiewała sąsiadka.
- To tu - powiedział Łukaszek i zadzwonił do drzwi.
Drzwi otworzyły się i wyjrzał jakiś pan w białym fartuchu. O pomyłce nie mogło być mowy, na klatkę wyleciała chmura apteczno-szpitalnej woni.
- Słucham - powiedział uprzejmie pan doktor.
- Ja... Ja... - młodą kuzynkę opuściła nagle całą odwaga. - Chciałabym usunąć... No, sam pan wie...
- Co tylko sobie pani życzy - doktor odsunął się robiąc przejście po czym podniósł rękę i pomachał do reszty osób trzymanymi w ręku kleszczami. - A państwa proszę abyście zaczekali tutaj.
No i czekali. Zza drzwi dochodziły straszne krzyki. Wreszcie, po czasie, który im się wydał wiecznością, drzwi otworzyły się ponownie i wyjrzała z nich kuzynka.
Właściwiej byłoby napisać: wypadła. Ledwo przeszła parę kroków i usiadła na posadzce. A potem zaczęła płakać, że wszystko ją boli, że to było straszne i że tę traumę będzie nosić do końca życia.
- O rany, cała twarz we krwi! - przestraszyła się sąsiadka. - Panie, co pan jej zrobił?
- Ja? Nic.
- Mam jednak nadzieję, że usunął pan to, co trzeba.
- Oczywiście. To jest pamiątka - i pan doktor podał coś pani sąsiadce, a ta odruchowo je chwyciła po czym z przeszywającym krzykiem rzuciła to na ziemię.
- Co pan mi tu daje?! Obrzydlistwo! Jak można tak takie coś, z zaskoczenia, dawać komuś do ręki zarodek!
- Że co? - zdziwił się pan lekarz. - Jaki zarodek? To ząb! Usunąłem jej lewa górną szóstkę!
Sąsiadka zaczęła powoli gotować się ze złości. Podsunęła się jeden krok, drugi i zajrzała w głąb mieszkania.
- Gdzieś ty nas zaprowadził! - krzyknęła na Łukaszka. - To nie ginekolog! Tylko stomatolog!
- Sama pani chciała, nieważne jaki byle by był.
- Miał być bez sumienia!
- No i jest.
- Skąd wiedziałeś, że akurat ten dentysta jest bez sumienia? - zaciekawił się tata Łukaszka.
- Wszyscy dentyści są bez sumienia - skwitował Łukaszek.
- Co ty opowiadasz - zaśmiała się mama. - On na pewno chce pomagać ludziom...
- Dlaczego pan został dentystą? - przerwała jej siostra Łukaszka.
- Jara mnie zadawanie bólu innym - wyszeptał lubieżnie dentysta a następnie wyjął z kieszenie fartucha długie wiertło i oblizał je perwersyjnie.
Kuzynka wydała z siebie okrzyk przerażenia, wstała i trzymając się za brzuch zaczęła powoli uciekać. Sąsiadka podążyła za nią.
Łukaszek sięgnął po otrzymane od sąsiadki pieniądze, odliczył dwa banknoty i wręczył lekarzowi.
- Polecam się na przyszłość - stomatolog skłonił się lekko i wycofał do mieszkania.
- To było ukartowane??? Dlaczego to zrobiłeś??? - tata Łukaszka nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Żeby uratować dziecko. Nie sądzę, żeby ta pani zdecydowała się znowu pójść do lekarza.
- Uratowałeś ludzkie życie - rzekł drżącym ze wzruszenia głosem dziadek.
- Wiem o tym - przyznał skromnie Łukaszek. Przeliczył jeszcze raz pieniądze i schował je do kieszeni. - Lubię ratować ludzi. To takie fajne. Acha, jest tak jedna sprawa. Na jutro mam napisać wypracowanie z polskiego. Kto napisze za mnie? Dam dychę.

--------------
NOWOŚĆ -> marcinbrixen.pl
http://www.wydawnictwo-lena.pl... - blog w formie książki
https://pl-pl.facebook.com/mar...