Kto trzyma łańcuch naszej cywilizacji?

Kto trzyma łańcuch naszej cywilizacji?

 

 
Ostatnie wydarzenia na Ukrainie pozwalają nam lepiej zrozumieć własne uwarunkowania oraz, w sposób bardziej realistyczny, spojrzeć na naszą obecną sytuację historyczną, polityczną i geopolityczną.

Ukraina – Polska

Dzisiejsza Ukraina jest państwem jeszcze w pełni niepodległym – w takim samym stopniu, jak niepodległą była II RP. Ale niepodległość, jak podkreśla prof. Anna Pawełczyńska, jest stopniowalna. Tak więc za polską niepodległością stoi 900-letnia tradycja kulturowo-religijna i ponad 800-letnia państwowa; do 1939 r. stały też uformowane w tym czasie elity, a w 1920 r., jak się okazało, stanęło również społeczeństwo, które wspólnie zdołało utrzymać nadchodzącą upragnioną wolność. Dzisiejsza niepodległość Ukrainy jest w nieporównywalnie gorszej sytuacji, nie ze względu na ludową specyfikę tradycji, lecz wątłość tradycji państwowej. Naród polski został uformowany już w średniowieczu; za Kazimierza Wielkiego nawet chłopi dostali swoje prawa, a Korona od samego początku miała swą odrębną specyfikę. Ukraiński proces narodotwórczy do dziś nie został jeszcze zakończony. Ukraina nie posiadała ani w okresie Petlurowskim, ani nie posiada obecnie, w stopniu wystarczającym, elit zdolnych do utrzymania własnej niezależności. W I i II RP, a także w dużym stopniu podczas zaborów, to Polacy byli projektantami tamtejszej rzeczywistości. Ukraińcy z reguły byli odbiorcami polskiej koncepcji kulturowej. Odwrotnie było w zaborze pruskim: Polacy byli stroną wykonawczą, Niemcy – decyzyjną. Ale w miarę rozbudzania ukraińskiej świadomości narodowej (XIX w.) Polacy zaczynali stanowić coraz większą przeszkodę w realizacji ich idei państwowej. Na fali tych dążeń doszło do ludobójstwa. W obydwu przypadkach mamy więc do czynienia z zasadniczą rozbieżnością.

Po 1945 r. szanse obu państw zostały w pewnym sensie wyrównane. Terytorium Polski zostało przesunięte na zachód, a tradycyjne elity wymordowane przez obydwu okupantów lub deportowane na ziemie odzyskane. PRL kończył to, co rozpoczęła caryca Katarzyna II i otwierał nowy okres destrukcji – jałowość polskiego biegu, który zaprzeczał logice polskiego rozwoju kulturowego. Przeniesienie się kresów na zachód i północ powojennej Polski uwolniło Ukrainę od elementu polskiego, ale, jak się dziś okazało, nie uwolniło jej od spadku po polskiej cywilizacji (w zależności od regionu, rozkłada się ona różnie). Po II wojnie Ukraina nie odzyskała niepodległości, ale dzięki zbiegowi okoliczności (ekspatriacja Polaków), jej dążenia państwowotwórcze zostały nagrodzone, i stąd prawdopodobnie dzisiejszy kult OUN-UPA w jej zachodniej części.

Obecna Polska i obecna Ukraina swoją niepodległość odzyskały w wyniku rozpadu ZSRS. Ukraina ogłosiła ją w 1991 r., Polska swojej niepodległości nie ogłosiła, lecz oparła się na tej formalnej, którą miała w czasach PRL-owskich. Nieprzebudzona polska niepodległość przypomina więc orła z przylepioną koroną (jakie są tego skutki, niech wypowiedzą się prawnicy). Tak więc status prawny obydwu państw jakby się odwrócił; kulturowy, choć bardzo osłabiony, pozostał na poziomie porównywalnym. Ale to odwrócenie, w krótkiej perspektywie, przełożyło się bardziej na jej niekorzyść – Ukraina stanęła wobec konieczności zbudowania adekwatnej do zagrożenia siły militarnej. Nie zbudowała jej i dlatego stała się obiektem agresji i pierwszą ofiara nowego światowego rozdania. Uwagę jednak zwraca operatywność, konsekwencja i energia, którą wręcz emanują Ukraińcy. Jest porównywalna z polską z okresu międzywojennego.

Posolidarnościowa Polska, w której coraz bardziej zanika etos okresu przedwojennego państwa i posowiecka Ukraina, w godzinie rzeczywistej próby, a więc historycznego „sprawdzam”, okazały się jednakowo słabe. Ale ową bezbronność także trzeba stopniować, bo Polska należy do NATO i UE, korzysta też z bardziej zachodniego położenia. Losy Ukrainy spoczęły na łasce i niełasce strony wschodniej i zachodniej.
 

***

Druga RP graniczyła z ZSRS i Niemcami, a więc, jak się w 1939 r. okazało, państwami wrogimi. Obecna Ukraina położona jest pomiędzy przyjazną Polską, a wrogą sobie Rosją. Nie ma więc do czynienia z dwoma wrogami, ale w zamian do dyspozycji ma słabość własną, słabość Polski i słabość UE, do której dąży. I nie ma co ukrywać, że to ogólna słabość strony zachodniej jest zachęta do agresji rosyjskiej. Na azymucie zachodnim Ukraina stanęła pierwsza, bo: 1. posiada dla Rosji strategiczne znaczenie: przemysł i żyzne ziemie oraz Krym, który należało opanować, zanim opanuje go ktoś inny, 2. wewnętrzne rozbicie pozwala na prowadzenie polityki kija i marchewki, 3. jest na dawnym tatarskim szlaku prowadzącym w kierunku zachodnim i południowym – np. na Watykan, 4. obecność chińskich interesów jest znacznie mniejsza niż na Białorusi.
 

Europa Środkowo-Wschodnia

Ukraina jest częścią Europy Środkowo-Wschodniej, a więc tradycyjnego obszaru, na którym wzmacniały się agresywne potęgi.
Dla Rosji Polska i Ukraina nadal jest tym samym terytorium ekspansji, którego korzenie tkwią jeszcze w demokratycznej I RP – jest więc obszarem cywilizacji polskiej, wciąż zagrażającej rosyjskiemu despotyzmowi. Stara polska idea na terenie Ukrainy została poważnie wzmocniona poprzez emigrację i saksy do UE i Ameryki. Porównanie polskiego okresu „Solidarności” z ukraińskim Majdanem jest uderzające. Stratedzy Majdanu zniwelowali prawie wszystkie błędy popełnione przez Polaków. Ciekawą konstatacją jest fakt, że niewiele to zmieniło. Siła moralna i solidarność okazują się konieczne, ale niewystarczające, bo bez siły wojskowej niepodległości utrzymać nie sposób.

Ten sam obszar przez Niemców postrzegany jest przede wszystkim jako terytorium własnej ekspansji. Polska od Niemiec jest już tak uzależniona gospodarczo, że nie przedstawia realnego zagrożenia, jest więc podporządkowana i zdobyta. W ewentualnym podziale musi więc znaleźć się po jej stronie – ze względu na geopolitykę, niemieckie ambicje i ich rynek zbytu. Niemcy polskiej cywilizacji nie dostrzegają w ogóle, ale Wschód wciąż oglądany jest przez tę sama perspektywę – swoją niedoskonałość, dlatego też musi być przeznaczony do ucywilizowania, na sposób, jaki uznają za stosowny.

Zarówno Rosja, jak i Niemcy obydwa państwa: Polskę i Ukrainę, a więc obszar tradycyjnej eksploatacji, będą traktować w sposób kolonialny i niech się nikomu nie marzy jakiś dobrobyt. Wrocław i Szczecin mogą wprawdzie zmienić nazwę na Breslaw i Szczeciner (Stetiner), ale jego mieszkańcy powinni mieć świadomość, że zostaną zapędzeni do budowania obcej potęgi. Jak dawniej. W tej części Europy jeszcze nikt nie wymyślił ustroju wolnego od kolonizacji.

Pozostają Stany Zjednoczone, które z takiego podziału będą chciały wykroić możliwie największy kawałek tortu dla siebie. Tym bardziej, że z Rosją mogą zawierać przeróżne kompromisy (np. Ukraina lub jej część za Irak?). Elementem najbardziej tajemniczym pozostają Chiny, które są w stanie pomieszać wszystkie plany i przedsięwzięcia. W interesie Europy Środkowo-Wschodniej jest zachowanie wzajemnego szacunku, poszanowania swoich aktualnych granic i jak najmniejsze zaangażowanie w procesy destabilizacyjne, aby w nadarzających się okolicznościach móc zachować własną zdolność negocjacyjną. I to jest właśnie ta wartość, która zostanie doceniona przez Chiny i USA. Przyszłość Europy Środkowej i Wschodniej lub Środkowo-Wschodniej jest w rękach dojrzałych polityków tej części kontynentu.
 

Łańcuch cywilizacji

Podstawą ekspansji rosyjskiej jest kompletnie sprana polityka mniejszościowa, która została ukarana jeszcze w układach jałtańsko-poczdamskich, także przez samych Rosjan. Ale Rosję mogą zatrzymać tylko dwa czynniki: naga siła lub umowa podziału Ukrainy. Mówiąc językiem polskim - rozbiór. Nie ma co ukrywać, że ta druga jest łatwiejsza i korzystniejsza dla każdej ze stron z wyjątkiem Ukrainy. Prasa donosi, że z jednej strony Zachód próbuje nakładać sankcje na Rosję, a z drugiej firmy, zwłaszcza niemieckie, już dzielą skórę na niedźwiedziu. Jeżeli natomiast chodzi o siłę, liczą się tylko dwa państwa: Stany Zjednoczone i Chiny, przy czym należy podkreślić, że USA nie sprzeciwiają się polityce ingerencji w sprawy państw trzecich (same te politykę stosują), Chiny – są temu zdecydowanie przeciwne. A więc to nie USA stoi na straży dotychczasowego ładu i porządku światowego, lecz stoją Chiny. Przynajmniej dzisiaj. One trzymają łańcuch dawnych umów i nienaruszalność terytorialna państw. Trzymają zatem łańcuch naszej cywilizacji.