O Europie, Ameryce i synach

Poniżej zamieszczam wywiad, którego udzieliłem jeszcze w grudniu dla magazynu „Świat elit” .

1. Od trzech kadencji jest Pan europosłem, od ponad dwóch lat pełni Pan funkcję wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego, ale nadal jest Pan mocno obecny w krajowej polityce. Jak godzi Pan te dwie role?

Trzeba wstawać wcześniej niż inni i kłaść się później niż inni. Mówię trochę żartobliwie, ale też trochę serio. Co prawda jeszcze nie jestem w stanie jak Margaret Thatcher spać cztery godziny na dobę i potem funkcjonować – mi potrzeba pięciu godzin, ale to tak naprawdę kwestia dobrej organizacji pracy i znalezienia właściwych priorytetów. Ponadto mam poczucie, że będąc jedynym wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego z Polski mam szczególną odpowiedzialność za polskie sprawy na forum międzynarodowym i muszę szczególnie się sprężać.

2. W rankingu VoteWatch Europe opublikowanym we wrześniu 2016 r. znalazł się Pan obok Jerzego Buzka i Jarosława Wałęsy w grupie 25 najbardziej wpływowych polityków w Parlamencie Europejskim. Jak Pan sądzi, czym sobie Pan zasłużył na to wyróżnienie?

Dokładnie biorąc byłem na piątym miejscu wśród 751 europosłów i jednocześnie byłem pierwszym Polakiem wśród 51 naszych europarlamentarzystów, przed Buzkiem i Wałęsą. Wiem, że kryteria, jakie zastosowano przy tym rankingu dotyczyły mojej aktywności jako wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego, ale też autora około 60 raportów czyli sprawozdań (w Polsce powiedzielibyśmy: ustawy) dotyczących kontroli budżetu instytucji i agend unijnych. Wśród autorów sprawozdań (rapporteurs) jestem na pierwszym miejscu wśród wszystkich europarlamentarzystów. Odpowiadam również za politykę wschodnią UE w ramach podziału obowiązków w prezydium PE i często reprezentuję parlament w tym właśnie obszarze. Te wszystkie czynniki spowodowały, że znalazłem się w pierwszej piątce najbardziej wpływowych europarlamentarzystów.

3.Jak ocenia Pan obecnie pozycję Polski w UE oraz rolę jaką pełnimy w tej wspólnocie?

Polska jest jednym z sześciu największych krajów UE, a po Brexicie będzie jednym z pięciu. Mimo tego, że wciąż jesteśmy jednym z sześciu najbiedniejszych krajów Unii, obok Bułgarii, Rumunii, Chorwacji, Węgier i Łotwy, gdy chodzi o PKB na głowę mieszkańca, to nasza rola w ostatnim czasie jako niewątpliwego lidera regionu czy szerzej: „nowej Unii” - czyli krajów, które weszły do eurostruktur po 2004 roku - jest bezsprzeczna. Prowadzimy bardziej aktywną politykę zagraniczną, nie skupiamy się tylko na UE, ale oczywiście traktujemy Unię jako ważny instrument obrony naszych interesów i organizację jakże potrzebą, mimo wielu wad, zwłaszcza w obecnej sytuacji geopolitycznej.

4.Czy na obraz Polski w UE miała wpływ rezolucja, jaką przyjął Parlament Europejski, a w której wezwał polski rząd do publikacji wyroków Trybunału Konstytucyjnego oraz przestrzegania rekomendacji Komisji Weneckiej?

W ciągu kilku miesięcy mieliśmy cztery debaty na temat Polski, ale pamiętam też trzy debaty na temat Włoch, jedną na początku tego roku na temat sytuacji w Niemczech, gdy imigranci, przede wszystkim islamscy, gwałcili i napastowali kobiety w Sylwestra, debatę o Francji, czy też cztery debaty na temat Węgier. W praktyce ani te na temat Polski, ani w kontekście innych krajów nie miały żadnych praktycznych skutków. Zresztą Bruksela nie ma żadnych formalno-prawnych instrumentów, aby w jakikolwiek sposób „zdyscyplinować” państwo członkowskie. Dla mnie ważniejsze jest, że ratingi finansowe Polski pozostają bez zmian lub polepszają się.

5.Jak ocenia Pan kończącą się w maju przyszłego roku kadencję Donalda Tuska? Czy pozostanie on nadal przewodniczącym Rady Europejskiej?

Byłem zaszokowany, gdy były premier Polski i szef Rady poparł propozycję Komisji Europejskiej karania olbrzymimi grzywnami finansowymi – ćwierć miliona euro ‒ za nieprzyjęcie jednego imigranta. Ponieważ Polska zdecydowała, że przyjmuje jedynie imigrantów z Ukrainy, Białorusi czy innych krajów obszaru postsowieckiego, a nie tych spoza Europy, głównie islamskich ‒ oznaczałoby to, że mielibyśmy zapłacić sporo ponad trzy miliardy euro! Nie chciało mi się wierzyć, że Tusk poparł ten projekt – ale jednak to zrobił! Co do jego przyszłości, to słychać w Brukseli, że Tusk będzie poświęcony przez własną formację czyli Europejską Partię Ludową na ołtarzu jej dealu z socjalistami i nastąpi przehandlowanie stanowiska szefa Rady dla socjalisty za szefa europarlamentu za chadeka z EPL.

6.Jak widzi Pan przyszłość UE? Jako unii państw narodowych?

Jeżeli projekt europejski ma nie umrzeć, to musi być realizowany jako Europa Ojczyzn, Europa Narodów. Oznaczałoby to taki kształt Unii, w której wszystkie strategiczne decyzje, jak 10, 20 czy 50 lat temu byłyby podejmowane na zasadzie kompromisu i konsensusu, a nie poprzez siłowe przegłosowywanie się, jak to miało miejsce w sprawie imigrantów.

7. Minął rok rządów PiS. Jak Pan ocenia ten czas? Mówił Pan w jednym z wywiadów, że „być może nie będę śpiewał w chórze, który przede wszystkim chwali rząd Beaty Szydło za osiągnięcia krajowe. Według mnie, o ile w sprawach krajowych nie wszystko się udało i stawiam mu mocną czwórkę, to w sprawach zagranicznych oceniam go wyżej”. Co się udało, a co jest do nadrobienia?

Udało się bardzo dużo, ale nigdy nie jest tak, że nie może być lepiej... Dla polityka – mówię to jako człowiek doświadczony w tej „branży” ‒ najgorsze jest samozadowolenie i poczucie, że wszystko jest super. Na pewno można poprawić politykę personalną. Również należałoby wyraźnie ulepszyć komunikację między rządem a obywatelami, bo szereg wartościowych inicjatyw i prac polskich władz nie jest znane lub jest mało znane opinii publicznej – no, ale przecież nie jest to wina podatników... Wreszcie byłoby wskazane bardziej dopracować szczegóły różnych naprawdę wartościowych inicjatyw legislacyjnych, których niedoróbki, gdy chodzi o detale powodują, że zamiast cieszyć się z dużego kroku naprzód w poszczególnych dziedzinach, mówimy o jakichś nieprzemyślanych, niedopracowanych drobiazgach. Uważam, że warto sobie, własnej formacji, wysoko stawiać poprzeczkę, a także mówić o problemach, nie udawać, że ich nie ma, zamiast stosować taktykę „samochwała w kącie stała”. Odnośnie polityki międzynarodowej ‒ z mojego obserwatorium w Brukseli i Strasburgu wyraźnie widać, że Polska, nawet jeśli jest krytykowana w mediach, to w większym stopniu niż poprzednio stała się „playmakerem”, rozgrywającym, i to nie tylko w skali regionalnej. Bliska współpraca z sąsiadami w Grupie Wyszehradzkiej, w krajach bałtyckich i na Bałkanach powoduje, że pozycja Państwa Polskiego wobec największych krajów Europy jest silniejsza.

8. Był Pan chyba jedynym polskim politykiem obecnym na konwencji republikańskiej, która nominowała Donalda Trumpa. Obserwował Pan kampanię oraz wybory w Stanach Zjednoczonych. Czy może z nich wypływać jakaś nauka dla nas?

Pierwszy raz obserwowałem „na żywo” kampanię wyborczą w USA prawie ćwierć wieku temu, gdy pierwszy raz wygrywał Bill Clinton. Od tego czasu interesuję się szczególnie amerykańską polityką i ich najdroższymi na świecie ‒ także jednymi z bardziej brutalnych, przyznajmy – kampanii. Amerykanie do perfekcji opanowali sztukę trafiania do poszczególnych grup wyborczych, tzw. segmentyzacji elektoratu. Akurat to miało kluczowe znaczenie w tych wyborach. Trump wygrał w swing states, decydujących stanach, dzięki poparciu Kubańczyków na Florydzie: tam emigrantom z Kuby zaoferował odwrót od ocieplenia relacji z Hawaną, które było dziełem Obamy oraz, uwaga, dzięki poparciu Polaków w Wisconsin i Michigan, gdzie spotykał się z naszymi rodakami i przekazywał im wyraźny message o zniesieniu wiz i wsparciu dla Polski. Tak, amerykańskie kampanie są fascynujące i sporo się można z nich nauczyć, oczywiście nie przenosząc automatycznie tamtejszej specyfiki na nasz grunt.

9. Jaką przyszłość widzi Pan dla polsko-amerykańskich stosunków?

USA będą dalej obecne w Europie, będą faktycznie kierować NATO – a to dobra wiadomość dla Polski. Nowy prezydent na pewno nie odejdzie od decyzji zwiększającej amerykańską obecność wojskową w Polsce i naszym regionie. Na szczęście relacje Warszawa-Waszyngton nie będą wyglądały jak za pierwszej kadencji Obamy, gdzie nasz kraj i inne państwa regionu praktycznie, w ramach resetu z Rosją poświęcono na ołtarzu polepszenia relacji z Moskwą. Druga kadencja Obamy była pod tym względem znacznie lepsza. Donald Trump, nawet jeśli o tym nie będzie mówił, raczej nawiąże do niej niż do nieszczęsnego okresu w relacjach amerykańsko-polskich, gdy sekretarzem stanu była Hillary Clinton, a Biały Dom widział głównie tylko Kreml, a nie Rzeczpospolitą.

10. Czy Pana synowie przejawiają także polityczne zainteresowania i idą w ślady ojca?

W dużej mierze tak. Najstarszy syn Przemysław (rocznik 1983) już drugą kadencję jest posłem z Wrocławia, tak jak ja kiedyś. Piastuje obecnie stanowisko wiceprzewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP, a ostatnio w Stambule został wybrany przewodniczącym Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w Zgromadzeniu Parlamentarnym NATO. Do tej samej frakcji należy jego ojciec w europarlamencie, ale tutaj, a także w Radzie Europy kierują nią Brytyjczycy, zaś w Komisji Regionów – Holender. Jest więc jedynym Polakiem, który sprawuje taką funkcję.
Młodszy Bartek, który ukończył Ecole Europeenne w Brukseli jest członkiem Prawa i Sprawiedliwości, ale nie bierze udziału w bieżącej polityce, skupiając się wraz ze swoimi przyjaciółmi na upamiętnianiu rocznic historycznych i miejsc związanych z walką Polaków o niepodległość.
Najmłodszy zaś jest dopiero uczniem i przejawia raczej zainteresowania artystyczne niż polityczne ‒ zapewne po dziadku i pradziadku Czarneckich, którzy związani byli z polskim teatrem. Choć, prawdę mówiąc, ukochanym jego dziadkiem jest jedyny polski kosmonauta generał Mirosław Hermaszewski.