Chamberlain czy Churchill

Pan premier Tusk był uprzejmy nam niedawno zasugerować, że jeśli nie zagłosujemy na jego kolegów to nie wiadomo czy 1 września dzieci pójdą do szkoły. Chyba przecenił przy tym świadomość historyczną swojego elektoratu, bo wątpię czy większość z tych tuzów intelektu wie, jaką rocznicę oznacza ta data.
 
W publicystyce pojawia się ostatnio sporo odniesień do II wojny światowej oraz okresu ją poprzedzającego. Aneksję Krymu porównują do anszlusu Austrii, a wielu zapowiada nowe Monachium. Tamte było rzuceniem Czechosłowacji – bez jej wiedzy i zgody – na pastwę Niemiec.
 
Bohaterem ówczesnych wydarzeń był brytyjski premier Chamberlain, który jak beztroskie dziecię dawał się wodzić za nos Hitlerowi, chociaż ten niedwuznacznie zapowiadał rewanż za przegraną w 1918 r. Po powrocie z Monachium Chamberlain wymachiwał kartką papieru formatu A-4 i entuzjastycznie krzyczał – „Przywiozłem pokój!”.
 
Następnego dnia premier informował w Izbie Gmin, że Niemcy nie mają już więcej roszczeń terytorialnych – „Pan kanclerz Hitler mnie o tym zapewnił”. Parlament układ monachijski zaakceptował. Po raz ostatni zatryumfowała polityka „uspokojenia” (appeasement), to jest ustępstw wobec Niemiec.
 
Winston Churchill tak to skomentował – „Mieli do wyboru wojnę lub hańbę, wybrali hańbę, a wojnę będą mieli także”. Wkrótce Anglia zrezygnowała z usług pana Chamberlaina i powierzyła swój los Churchillowi, który nie obiecywał pokojowej sielanki lecz „krew, trud, łzy i pot”.
 
Kogo aktualny premier Polski bardziej przypomina, Chamberlaina czy Churchilla?
 
Pan Tusk przy każdej okazji nam mówił, że Polsce nic nie grozi, bo przecież Putin go o tym przekonał podczas rozmowy w cztery oczy. Dotyczyło to też kwestii bezpieczeństwa energetycznego – jak powiada premier. Nie spieszno mu więc było z budową gazoportu w Świnoujściu, która ślimaczy się od początku jego kadencji, chociaż Litwini zbudowali coś takiego w pół roku.
 
Ekipa Tuska zlikwidowała powszechny pobór do wojska, więc nie szkoli się rezerwistów. Zawodową armię zredukowano natomiast tak, że wojska lądowe liczą obecnie 45.000 żołnierzy (3 do 4 dywizji). Można tym obsadzić front o szerokości 30 do 40 km, a sama granica z Federacją Rosyjską liczy sobie 210 km.
 
Pan Putin powiedział też Tuskowi, że pilotowany przez wojskowych lotników samolot 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego należy uznać za samolot cywilny i premier się z tym zgodził. Badanie przyczyn katastrofy smoleńskiej pozostawiono przeto w wyłącznej gestii strony rosyjskiej, chociaż w 1993 r. Polska i Rosja podpisały porozumienie „w sprawie zasad wzajemnego ruchu lotniczego wojskowych statków powietrznych”. Ustalono tam, że wyjaśnianie katastrof  „prowadzone będzie wspólnie przez właściwe organy polskie i rosyjskie”.
 
Pan Putin, z którym zaprzyjaźnił się nie tylko premier Tusk ale też pani Merkel i niejaki Obama, okazał się teraz burzycielem fundamentalnych zasad współżycia międzynarodowego. Ale już w 2005 r. upadek Związku Sowieckiego, który był efektem przegrania zimnej wojny, nazwał „największą tragedią XX wieku”. Taką tragedią nie była śmierć ponad 50 milionów ludzi w II wojnę światową lecz odzyskanie niepodległości przez kilkanaście narodów w latach 90.
 
W orędziu wygłoszonym po wchłonięciu Krymu prezydent Rosji określił ten upadek jako „ograbienie Rosji”. Wyraził przy tym nadzieję, że Niemcy poprą „dążność świata rosyjskiego i historycznej Rosji do odbudowania jedności”, bo przecież Rosja zgodziła się na zjednoczenie Niemiec. Oświadczył też – „Rosja ma prawo do zabezpieczenia swoich interesów w sąsiednich krajach i nie pozwoli, by je ktokolwiek ograniczał” – oraz – „Ukraińcy i Rosjanie są de facto jednym narodem”.
 
Rzeczywiście, wszystko to przypomina rok 1938 z tym, że teraz rewanż za przegraną zimną wojnę zapowiada prezydent Rosji. Takim językiem dawno w Europie nie przemawiano.
 
Polityka appeasementu tak jak nie była skuteczna w latach 30. XX w., tak i nie będzie skuteczna teraz. Ustępstwa tak jak wówczas rozzuchwalały Niemców, tak rozzuchwalą teraz Putina. Jego najbliższe otoczenie pewno chichocze z tchórzostwa rządu „Polaczków”, który nie chce się nawet wycofać z przygotowań uroczystej fety roku Rosji w Polsce.
 
Tak jak Anglia podziękowała kiedyś panu Chamberlainowi, tak Polska powinna teraz podziękować panu Tuskowi. Nikt nie może być mistrzem od wszystkiego, a on jest tylko mistrzem umizgów oraz utrzymywania się na stołku przy pomocy public relations.
 
Potrzebne nam jest teraz wojsko nie tylko zdolne uporać się gładko ze zgrajami osobników, którzy – jak powiada pan Putin – „kupili sobie mundury w sklepie”. Musi być też zdolne do obrony terytorium Polski przed najazdem, zanim sojusznicy z NATO przystąpią do wypełnienia Art. 5. Traktatu Północnoatlantyckiego. Wg. jego zapisów, każde państwo członkowskie zobowiązuję się bowiem do dbałości o bezpieczeństwo własne.
 
Niezbędne też jest natychmiastowe ukończenie budowy gazoportu w Świnoujściu. Statki do przewozu gazu mają na ogół zanurzenie ok. 13 m., więc z dopłynięciem do portu nie będzie kłopotu. A jeśli któryś zaczepi i rozchrzani tę ruską rurę to jeszcze lepiej.