O dwóch takich, co ukradli tarczę

W chwili bezpośredniego zagrożenia Polski, jakim jest obecna sytuacja na Ukrainie, wielu obserwatorów słusznie zauważyło sprytna retorykę obecnej ekipy rządzącej, przebierającej się w strój obrońców polskiego społeczeństwa. Analitycy nie potrafią (nie chcą?) jednak obnażyć prawdziwej twarzy obecnego premiera i prezydenta.  Czy potrząsając szabelka w kierunku Putina, rzeczywiście robią cokolwiek w celu zwiększenia bezpieczeństwa Polaków? Jeszcze ważniejszym pytanie brzmi: co polski prezydent i premier zrobili w ciągu ostatnich siedmiu lat, odkąd sprawują najwyższe urzędy państwowe, w celu zapewnienia obywatelom Polski bezpieczeństwa?

Nawet małe dzieci wiedza, że bezpieczeństwo kraju zależy od silnej armii. Silna armia to przede wszystkim odpowiednia ilość właściwie wyposażonych w nowoczesną broń, i dobrze przeszkolonych żołnierzy.  O zaniedbaniach na tym polu, jakich dopuścili się obecnie rządzący najwyżsi urzędnicy państwa polskiego, napisać by można całą książkę.  Dziś skoncentruję się na innym aspekcie obronności Polski.

Małe dzieci wiedzą również, że aby móc się skutecznie obronić, dobrze mieć silnych kolegów.  W strategii obronnej każdego państwa krytyczne są realne (a nie tylko papierowe) sojusze.  Polska na papierze ma silne sojusze, czy jednak przekładają się one na rzeczywiste przymierza, które mogą nas obronić? A jeżeli nie, to kto ponosi winę za obecny stan rzeczy?

Od 1999 roku Polska jest członkiem NATO. Nasza obecność w NATO przejawiała się czasem w postaci realnej współpracy takiej jak ćwiczenia wojskowe, czy też faktyczne operacje militarne na terytoriach wrogich sojuszowi państw (Irak, Afganistan).  Działania te były słuszne z punktu widzenia obronności, zwiększały bowiem nasza wiarygodność jako członka sojuszu, pozwalały również polskiej armii zdobyć bezcenne doświadczenie w warunkach realnego zagrożenia i konfliktu zbrojnego.  

Drugim aspektem budowania faktycznych sojuszów z natowskimi partnerami było wspieranie ich działań na terenie naszego kraju.  W tym kontekście najbardziej strategicznym przedsięwzięciem, jakie próbował zrealizować największy gracz sojuszu, jakim jest USA, była budowa w Polsce tarczy antyrakietowej.  Ten kluczowy projekt dla całego paktu północnoatlantyckiego miał zwiększyć bezpieczeństwo jego członków, i był jednym z największych militarnych priorytetów naszego największego partnera, jakim jest Ameryka.  Projekt realizowany był sprawianie dopóki premierem polski był Jarosław Kaczyński.  Negocjacje postępowały szybko i w lipcu 2007 prezydent Kaczyński oznajmił, że budowa traczy na terytorium Polski jest już przesądzona.  Niestety nowy rząd pod przywództwem Donalda Tuska opóźnił negocjacje i zaczął eskalować polskie żądania względem USA. Równocześnie doszło do słynnego resetu amerykańsko-rosyjskich relacji. Nic zatem dziwnego, że we wrześniu 2009 roku amerykański prezydent ogłosił zmianę koncepcji obrony przeciwrakietowej.

W sieci łatwo jest znaleźć materiały odkrywające prawdziwe działania polskich władz z Platformy Obywatelskiej po 2007 roku w okól projektu tarczy antyrakietowej.  Według brytyjskiego dziennika The Telegraph, to polscy najwyżsi urzędnicy byli barierą w realizowaniu projektu.  Co więcej, zamiast udzielić poparcia natowskiemu projektowi, polski prezydent ogłosił pomysł budowania własnej, polskiej tarczy antyrakietowej.  Prezydent najwyraźniej uważa, że przed największymi mocarstwami Polska obronić się może sama. 

Nie było wiec tak, że Donald Tusk i Bronisław Komorowski robili co mogli, aby natowską tarczę w Polsce zbudowano, a zły Zachód znowu nas zostawił.  Było wręcz odwrotnie – to kraje zachodnie chciały wspólnie z nami budować obopólne bezpieczeństwo.  Niestety zawiodły polskie władze, których działalność przyniosła radość Moskwie, będąc jednocześnie działaniem przeciwko zapewnieniu bezpieczeństwa Polsce i zachodniej Europie.

Warto o tym pamiętać, gdy obecny prezydent i premier pozornie potrząsają szabelką w stronę Władimira Władimirowicza.  To, że jesteśmy bezbronni, to ich zasługa. To oni, pozbawiając nas tarczy,  uczynili Polskę łatwym kąskiem dla hegemona ze wschodu.