Jest taki kościół w Warszawie...

W poszukiwaniu zagubionego męstwa podczas wirtualnego oblężenia.

Rok temu Przyjaciele zaprosili mnie na swój ślub kościelny. Po ceremonii ustawiłem się w kolejce do składania życzeń nowożeńcom i tak się złożyło, że obok mnie stał pewien prominentny, choć mniej znany przedstawiciel tej drugiej nogi polskiej prawicy. W swobodnej atmosferze zwróciłem uwagę, że najwyraźniej nowożeńcy nieprzypadkowo wybrali kościół Św. Antoniego w Warszawie, jest to bowiem votum dziękczynne króla Zygmunta III za zdobycie Smoleńska. Ku mojemu zdziwieniu mój rozmówca nastroszył się, zmarszczył brwi i wydusił z irytacją: „ja jednak nie uważam, by Smoleńsk był najważniejszym punktem odniesienia w Polsce” - czy coś w tym guście. Zdębiawszy (bo znałem go dość długo, aby znać jego wysoki rozum) wybełkotałem kilka słów bezsensownej odpowiedzi i uwagę skierowałem na nowożeńców.

Zdaje się, że gdyby obok mnie w tej kolejce stał Najlepszy Przyjaciel Moniki Jaruzelskiej, rozmowa potoczyłaby się podobnie. Co tam jakiś „niepewny” Smoleńsk gdzieś na wschodzie; jest przecież walka z lewactwem, światem i Szatanem – sens i cel naszego doczesnego żywota. A, no jeśli chodzi o Smoleńsk, to oczywiście musimy mieć procesowe dowody na zamach, aby twierdzić, że był zamach. Najlepiej żeby Władimir Putin przyznał się do winy w głównym wydaniu Faktów. Albo jeszcze lepiej – w wywiadzie dla „W sieci”, żeby nikt nie uznał tego za żart primaaprilisowy.

Jeśli jednak serio traktować pogląd, że aby mówić o zamachu, potrzebne są dowody procesowe, to obawiam się, że tak skrajny idealizm jest drogą donikąd. Szanse na odnalezienie procesowych dowodów zamachu są niewielkie. A przecież zbyt wiele jest tych kłamstw i mataczeń, aby uznać katastrofę 10.04 za rezultat splotu dziwnych przypadków lub niekorzystnego układu planet. Nie przyjmując tezy o zamachu należałoby odwołać się albo do skompromitowanych teorii maskirowki albo do jakichś kosmologicznych wyjaśnień w rodzaju efektu motyla, albo do ogólnej teorii polnische wirtschaft, którą z takim zapałem (nieoficjalnie) propagują mądrzejsi poplecznicy Donalda T. Teoria ta w ich ustach zastąpiła dawną teorię o „społeczeństwie które nie dojrzało do demokracji”. Wtedy jednak zadaniem tej teorii było niedopuszczenie społeczeństwa do udziału w rządzeniu. Teraz zaś ma ukryć ich własne bałaganiarstwo i obojętność dla Ojczyzny.

Więc sądzę, że zamach był. Z kontekstu wydarzeń wynika też wniosek, że sprawcą zamachu byli Rosjanie, może Putin lub ktoś z jego otoczenia. Nie ma tylko dowodów procesowych.

POTRZEBA NAM WIARY

A jednak w sprawie WIARY jest ziarno prawdy. Potrzebna jest nam także WIARA. Nie tyle wiara w zamach (bo to nie wymaga wiary), ale wiara w ostateczne zwycięstwo Polski. Popierając Antoniego Macierewicza i jego zespół uczestniczymy bowiem w przewlekłym oblężeniu smoleńskiej twierdzy kłamstwa. Musimy wierzyć, że ją zdobędziemy, podobnie jak w to niezłomnie wierzył król Zygmunt III Waza. Jak pisał znany XVII-wieczny dziejopis Stanisław Kobierzycki, „dręczony troskami obozowymi nie pokładał nadmiernej ufności w pułkach i w liczebności armii i nie oczekiwał, że tylko one przyniosą mu zwycięstwo. Nie ustawał w swych modlitwach do Pana Wszystkich Armii, który wzmacnia prawicę i ducha bojowego żołnierzy i decyduje o wynikach wojen”. Pamiętajmy też o sentencji widniejącej na obrazie przedstawiającym bitwę pod Kłuszynem: DEXTERA DOMINI FECIT VIRTUTEM (Prawica Pańska czyni mężnym).

Gdy nieprzyjaciel jest silny, a nawet silniejszy, niż my, nie można poprzestać na uświadomieniu sobie tego faktu; trzeba znaleźć w sobie dość wewnętrznej siły, aby wierzyć – właśnie WIERZYĆ – w ostateczne zwycięstwo, niezależnie od tego czy nastąpi ono za naszego życia, czy w przyszłości. Mury nieprzyjaciela są potężne, co noc razi nasz obóz swoimi wycieczkami za mury, jesteśmy słabi od zwątpienia i głodni nadziei, ale to jednak on jest w oblężeniu, i to on musi odpierać nasze ataki, musi nasłuchiwać gdzie robimy podkopy i zakładamy miny, a choć i u nas szerzy się gdzie nie gdzie dezercja i zdrada, i choć są tacy, którzy wszystko wiedzą lepiej, trzeba nam wiary – właśnie WIARY – aby zdobyć fortecę wroga. Bo choć oblężenie toczy się w przestrzeni wirtualnej, wyobrażonej, jednak jego skutki są jak najbardziej realne i mogą w znacznej mierze poprawić nie tylko wynik wyborczy, ale i nasze doczesne życie.

Można oczywiście wątpić w wiarę, strategię i kompetencje naszych przywódców, twierdzić, że jesteśmy bardziej pisowscy, niż sam PiS, w którym „tylko” 89 posłów i 15 senatorów popiera oblężenie Smoleńska, podczas gdy reszta najbezczelniej to oblężenie kontestuje. Możemy oczywiście pod murami obleganego miasta zwołać sejmik i zastanowić się, czy warto dalej to miasto oblegać. Nie mam nic przeciwko sejmikowaniu i debatowaniu o wyżywieniu, o taktyce, o fortelach wojennych, nawet o przywództwie i wszystkim innym, z wyjątkiem jednego – samego sensu oblężenia. Gdy rozpoczynamy o tym dyskusję, lub gdy pisowscy parlamentariusze wędrują za mury nieprzyjaciela do Moniki Olejnik i jej podobnych kołduń – tylko wtedy smoleńska załoga odzyskuje chwilową przewagę, urąga nam ze swoich wysokich murów, obrzuca nas błotem i ekskrementami. Ale gołym okiem przecież widać, że nieprzyjaciel taki pyszny, taki zbrojny, a przecież boi się walnej bitwy przed murami swojego grodu, a jego siły moralne topnieją w oczach z każdym dniem. Dezercja w obozie wroga jest wielokrotnie większa, niż w naszym. Za chwilę weźmiemy ich głodem i to całkiem dosłownie, bo że idzie kryzys to czujemy wszyscy, ale my mamy tę Zbroję, o której śpiewał Jacek Kaczmarski, której oni nie mają.

POD SMOLEŃSKIM ŚCIEKIEM

Pomnijmy na postać dzielnego kawalera maltańskiego Bartłomieja Nowodworskiego. Jakiejże wytrwałości wymagało od Nowodworskiego podkradanie się nocami pod same mury smoleńskiego grodu, by po cichu, kroczek po kroczku, odpiłować potrójne kraty, za którymi ukrywał się śmierdzący wylot miejskiego kanału ściekowego. Jak łatwo się domyślić kawaler Nowodworski fiołków tam nie wąchał, a przecież w końcu odpiłował całą kratę, umieścił pod murem ogromną petardę i w oznaczonym dniu wysadził spory kawałek niezdobytego rzekomo kawałka murów. Antoni Macierewicz, przy wszystkich swoich wadach, nawet przy swoich sympatiach wobec „dobrych Rosjan”, jest niczym ten kawaler Nowodworski, bo oblany błotem i pomyjami przecież ma dość siły moralnej i odwagi, aby przesuwać wirtualną petardę wprost dalej i dalej, aż pod sam mur kłamstwa i obłudy.

Zresztą jeśli nawet przyjmiemy, że nie cały PiS jest tak „pisowski”, jak pisowska publiczność, to przecież to właśnie przeczy lansowanej tu i ówdzie tezie, że w PiS o wszystkim decyduje jedna osoba. Myślę, że prezes PiS ma dość rozumu i wewnętrznej tolerancji, aby rozumieć, że prawica ma dwie nogi. Zwracam uwagę, że nie są to bynajmniej nogi Dmowskiego i Piłsudskiego, czyli narodowców i sanatorów.

DWIE NOWE NOGI POLSKIEJ PRAWICY

Polska prawica po 1989 roku dzieli się na tych, którzy przedkładają państwo i naród (w różnych kombinacjach) nad religię i cywilizację oraz tych, dla których religia i cywilizacja (w różnych kombinacjach) jest ważniejsza, niż naród i państwo. W praktyce podział ten przebiega nieostro i przekrojowo przez wiele ugrupowań, klubów i środowisk, ale istniejące prawicowe ośrodki myśli politycznej dość dobrze ten podział oddają. Tak odległe od siebie środowiska jak Fronda, Radio Maryja, Najwyższy Czas czy część środowisk nawet narodowych stoją na stanowisku, że najważniejszą areną walki jest uniwersalna walka z lewactwem, światem i Szatanem, podczas gdy naród i państwo to tylko manifestacje tej odwiecznej walki o ludzkość; formy nietrwałe, pożyteczne lub niepożyteczne, a czasem nawet podejrzane o „lewicowość”. Na przeciwnym biegunie stoi dawne PC, Liga Republikańska, Gazeta Polska i zapewne większa część narodowców, dla których Polska jest najważniejsza, a religie i ideologie uniwersalne mogą Polsce pomóc lub zaszkodzić. Znane dictum Dmowskiego „jestem Polakiem więc mam obowiązki polskie” oraz Piłsudskiego „Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym” objaśniają ten drugi biegun w całości.

Myślę, że te dwie nogi polskiej prawicy dobrze są znane prezesowi Kaczyńskiemu i że właśnie dlatego nie chce on i nie może zmusić wszystkich do wirtualnego oblegania Smoleńska. Szczególnie w sytuacji, gdy z Zachodu nadciąga w barwach tęczy obyczajowość bolszewicka. Ale my nie odstąpimy od wirtualnego oblężenia Smoleńska przynajmniej dopóty, dopóki Zygmunt III pokładać będzie większą ufność w Opatrzności, aniżeli w sile własnej armii.

Jakub Brodacki

Tekst miałem jakiś czas temu opublikować na niepoprawnych i pozostawał on w pewnym związku z tekstem Gadającego Grzyba pt. Papierek lakmusowy. Trochę odwlokłem publikację, potem niepoprawni zostali przejęci i sprawa chwilowo stała się nieaktualna. Dzisiaj ją odświeżam.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika eska

03-01-2014 [17:11] - eska | Link:

Ważny tekst i, niestety, bardzo trudny do przełknięcia. Bo jak to? Przecież Polak-katolik to oczywista zbitka językowa. Ale jest też drugi wariant > katolik-Polak, niby to samo, a jednak nie to samo.
"Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli" -  przecież te słowa dotyczą wszelkiej prawdy. Jak można dążyć do prawdy udając, że coś się nie zdarzyło?

Obrazek użytkownika alchymista

04-01-2014 [06:33] - alchymista | Link:

Dziękuję za komentarz i zrozumienie.
Ja bym dodał: jestem za minimum patriotycznym prof. Zybertowicza. Można być dobrym Polakiem nie będąc katolikiem, ani osobą wierzącą, ale nie można negować ważnej cywilizacyjnej roli kościoła rzymskiego w Polsce. Inaczej mówiąc zasada starej dobrej Konfederacji Warszawskiej, zawartej w dobrej wierze dla dobra państwa. Polska pójdzie w górę, jeśli zasady tej konfederacji będą przez wszystkich przestrzegane.

Obrazek użytkownika Gaja52

04-01-2014 [09:31] - Gaja52 | Link:

i dopóki jest w nas, musimy dopominać się o prawdę i możemy zwyciężać.
Jest w historii naszego narodu wiele przykładów cudownych zwycięstw,jak choćby "Cud nad Wisłą"

" W nocy z 14 na 15 sierpnia miał miejsce cud objawienia Najświętszej Maryi Panny nad oddziałami armii czerwonej, wywołując popłoch w jej szeregach, co jest udokumentowane świadectwami wielu uczestników wydarzeń sprzed 93 lat - stwierdził abp Henryk Hoser.

- Zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej 1920 roku było wynikiem potrójnego cudu: jedności narodowej, sztuki militarnej Polaków oraz Bożej Opatrzności - dodał"

I to powinno dawać nam nadzieje w moc Bożej Opatrzności, szczególnie gdy brakuje nam jedności narodowej i mocnej armii.

Świetny artykuł. Serdecznie pozdrawiam.