Synowie i córki Goebbelsa

Na chwilę, gdy jechałem przez miasto i zmieniałem płytę, włączyło mi się rano w aucie radio (PR III), przez przypadek (bo jak już deklarowałem, nie korzystam z usług reżimowych, neokomunistycznych mediów) i naraz posłyszałem słodki głos korespondentki unijnej z Brukseli, która swym rzeczowym tonem relacjonowała, jak to zachodnia prasa pisze o „pijanym Błasiku” na pokładzie tupolewa. I tak sobie zaraz pomyślałem, czy ci wszyscy ludzie służący z takim oddaniem systemowi kłamstwa będą kiedyś zapewniać, że tak w rzeczywistości to mu wcale nie służyli, tylko „po prostu przekazywali to, co pisali inni”? Czy będą mieć jakieś wyrzuty sumienia? Czy też będą uważać, że nic złego nie zrobili? A może wybuchną pustym śmiechem, gdy im ktoś wytknie, że łgali? A może powiedzą, że zwyczajnie nie wiedzieli, co to jest kłamstwo?

Kłamstwo zaś powtarzane po wielokroć staje się w neokomunizmie prawdą dokładnie na tej samej zasadzie, co w komunizmie i hitleryzmie. Te same mechanizmy rezonowania, te same mechanizmy wzmacniania, te same mechanizmy powielania i komentowania kłamstwa. I to samo oddanie wielu częstokroć przecież młodych ludzi – właśnie kłamstwu. Co powiedziała Moskwa gorliwie powtarza Warszawa i wiele innych stolic, a zwłaszcza Berlin. To akurat, że Niemcy natychmiast wersję kremlowską eksplorują, ma głębszy sens – media niemieckie przy okazji przypominają Niemcom o wyższości narodu germańskiego (oddanego ponadczasowym ideałom i wspaniałej kulturze) nad dzikim ludem nadwiślańskim (trudno go narodem nazwać), który nie tylko, jak wiadomo z historii, buduje u siebie obozy koncentracyjne i dokonuje wypędzeń, ale też wysyła pijanych generałów na katyńskie obchody (swoją drogą ciekawe, czy te media coś pisały o zachowaniu Kwaśniewskiego w Charkowie). Nie jest już ważne to, w jakim stanie było ciało śp. Generała Błasika po masakrze smoleńskiej, nie jest ważne to, jak wyglądała ekspresowa praca „specjalistów MAK-u” (wg E. Klicha już po dwóch tygodniach od katastrofy zakończyli oni badania w Smolensku) i co się działo na miejscu katastrofy. Nieważne są już dowody na cokolwiek z tego, co nałgali Ruscy. Ważne jest teraz wyłącznie to, że można pokazać Polskę jako kraj barbarzyński w przeciwieństwie do niemieckiej rasy panów.

 Czy „polskie władze” odczuwają w tej diabolicznej doprawdy sytuacji jakiś wstyd? Czy stawiają jakąś tamę gigantycznemu kłamstwu? Gdzieżby tam! W tej atmosferze powszechnego łgania i lżenia pamięci ofiar zamachu smoleńskiego, atmosferze podtrzymywanej przez polskojęzycznych dziennikarzy z doprawdy stachanowskim zapałem (jakieś są specjalne premie za to, panowie i panie żurnaliści? płacone są w PLN, w euro czy w rublach?), „władze” te stają niezwłocznie po stronie oszczerców. Przykład daje choćby J. Miller, który zapowiada, że polski raport będzie „jeszcze bardziej surowy dla Polski”.

W tym szambie, jakim jest kłamstwo smoleńskie, jak widać, nie osiągnęliśmy jeszcze absolutnego dna.