Strzał z kapiszona -- sprawa Adama Hofmana

Dziś rzecznik PiS Adam Hofman zawiesił swe członkostwo w partii i klubie parlamentarnym. Uczynił to w reakcji na skierowanie przez CBA doniesienia do prokuratury w sprawie niedopełnienia obowiązku podatkowego w niewielkiej, jak podano, kwocie. Ostatnimi czasy Adam Hofman był bohaterem co najmniej dwóch kompromitujących wydarzeń, obydwu pośrednio związanych ze spożywaniem napojów wyskokowych. Moja ocena jego postępowania była wówczas zdecydowanie krytyczna - uważam, że człowiek nie panujący nad sobą po wypiciu alkoholu nie powinien być "twarzą" partii budującej swój wizerunek m.in. na krytyce wszelkiego szkodliwego społecznie permisywizmu, walczącej z kwestionowaniem utrwalonych norm społecznych i obyczajów. Już wówczas Adam Hofman powinien był wycofać się z pierwszego szeregu i popracować nad poprawą własnego wizerunku, by nie szkodzić swemu środowisku i swej partii.

Tak się jednak nie stało, ba! Hofman wręcz dostał do ręki jeszcze więcej władzy, jako że do jego zadań należy teraz przydzielanie posłom PiS "czasu antenowego" w mediach. Ten ruch szefa jest zastanawiający i można go rozważać w wielu aspektach, na pewno jednak wzmocnił on pozycję Hofmana w partii i osłabił jego krytyków czy przeciwników. Naraził także PiS na nieprzychylne komentarze ze strony innych ugrupowań prawicowych, co dało się usłyszeć choćby w ostrej wypowiedzi p. Kowalskiego.

Być może dlatego właśnie, że Hofman stał się obecnie głównym frontmanem PiS, przynajmniej w aspekcie partyjno-parlamemtarnym, strona rządowa postanowiła użyć go jako listka figowego mającego zasłonić rozkręcającą się niespodziewanie infoaferę. To, że rząd od dawna szuka haków na swych najgroźniejszych przeciwników (oraz najgroźniejszych sojuszników) nie stanowi chyba żadnego odkrycia nawet dla najskuteczniej odmóżdżonych lemingów. Zaskoczeniem może być natomiast to, że tak niewiele zdobył -- hak, a właściwie haczyk na Hofmana ma bowiem zupełnie kuriozalny wymiar, całkiem jak ów stęchły dorsz, którym do dziś zalatuje, jak tam jej było? Picera? Rządowi czy platformerscy specjaliści od propagandy muszą chyba już gonić w piętkę, bo gdyby nawet Hofman pożyczył milion złotych, to od takiej pożyczki należy się raptem 20 tys. zł podatku. A przecież w grę wchodzi zapewne znacznie mniejsza suma. Nie da się więc ukryć, że przy takim Sławku Nowaku Adam Hofman wygląda jak jakiś podopieczny MOPS albo inna bida z nędzą.

Nic to jednak nie przeszkadza medialnym nierządnicom z namaszczeniem kiwać łebkami i układać ust korale w stroskany ciup, roniąc szczere ślozy nad moralnym upadkiem parlamentarzysty Prawa i Sprawiedliwości. Ten nużący kabaret coraz bardziej zbliża się do standardów propagandy gomułkowskiej, tak w treści, jak i -- niestety -- formie. I tak jak wówczas naród odruchowo ignorował bombardujące go marksistowsko-leninowskie idiotyzmy, tak i teraz szybko habituuje przekaz TVN i innych "zaprzyjaźnionych telewizji" i stacji radiowych. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do lat 60 ub.w., propagandzie III RP daleko do wyszlifowanej na wysoki połysk jednolitości i spójności propagandy PRL. Do tego wówczas, poza trudnymi do "złapania" audycjami "Wolnej Europy" czy "Głosu Ameryki", odbiorca w Polsce nie miał szerokiego dostęp do alternatywnych treści, który obecnie znacznie utrudnia skuteczne budowanie i egzekwowanie jednolitego obrazu rzeczywistości przykrojonego do potrzeb Umiłowanej Partii.

Atak na Hofmana dowodzi jak marne karty pozostały na ręce PDT -- w sytuacji, gdy nad jego rządem i całym władztwem PO i jej kamratów gromadzą się czarne chmury, nie jest w stanie wytoczyć żadnej większej armaty, musi strzelać z kapiszona. Można się zastanowić, jaki to miecz Damoklesa musi wisieć nad głową Ryżego i współsprawców bezeceństw, skoro trzyma się władzy pazurami za cenę całkowitej degrengolady, kompromitacji i pogardy ze strony nie tylko narodu, ale i klasy politycznej. Ten facet jest skończony i sam dobrze to rozumie. teraz pozostała mu tylko walka o życie.

Z tego punktu widzenia faktyczna dymisja złożona przez Hofmana jest strzałem w dychę, skutecznie wytrąca z palców Tuska tę nędzną wykałaczkę, którą usiłował błazeńsko szermować, by dać mediom choćby cień powodu do niemówienia o wielkiej wsypie jego ludzi. Wpadce, która niejednemu z nich zapewni wieloletni pobyt w nieco może zatłoczonych, ale przecież dość ciepłych i schludnych pomieszczeniach licznych państwowych zakładów o solidnej stolarce okiennej. Czego im z całego serca winszuję.

Tym razem Adam Hofman zachował się jak wytrawny polityk i człowiek honorowy, co należy mu przyznać mimo uprzednich słów krytyki. Kto wie, może jeszcze będą z niego ludzie?