A nasz MSZ pozostaje głuchy

Wieś Chłaniów, wschodnia Polska, dzisiejsze województwo lubelskie. Lipiec, 1944 rok. Polski ruch oporu zabija majora SS, stojącego na czele Ukraińskiego Legionu Samoobrony. Niejaki Michaił Karkoć, ps. Wowk jest w tej jednostce dowódcą kompanii. Wkrótce następuje straszliwa zemsta na niewinnych mieszkańcach wsi. Jak wygląda? Niedawno odkryto dokument śledczy pochodzący z archiwum Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i zawierający zeznania Iwana Szarki, szeregowego z oddziału Karkocia. Szarko zeznaje, ze to Karkoć wydał rozkaz do pacyfikacji Chłaniowa. Jego oddział otoczył wieś.  „Legioniści otaczali domy, podpalali je zapałkami lub pociskami zapalającymi i rozstrzeliwali wszystkich znalezionych w domach lub gdziekolwiek na ulicach. W wyniku tej akcji większość domów spłonęła” – opowiadał Szarko.  Są dokumenty potwierdzające, ze Szarko był wtedy rzeczywiście w oddziale Karkocia. Osobiście uczestniczył w tych zdarzeniach.
W wyniku pacyfikacji zginęły 44 osoby, w tym kobiety i dzieci, a wieś została zrównana z ziemią. Inne relacje świadków potwierdzają zeznania Szarki.
W 1949 roku Karkoć przybywa do USA i tu się osiedla. Oczywiście ukrywa swoją rolę jako dowódcy w Ukraińskim Legionie Samoobrony SS, który jest oskarżony o palenie wsi i zabijanie cywilów w Polsce. Zostaje stolarzem. Żyje sobie spokojnie z rodziną w Minnesocie aż do dziś. Ma 94 lata.
Cała sprawa wyszła na jaw w czerwcu tego roku dzięki  Associated Press. Relacja prasowa spowodowała wszczęcie oficjalnych dochodzeń w Polsce i w Niemczech. W ostatni poniedziałek, 18 listopada, prokurator nadzorujący wstępne niemieckie śledztwo poinformował AP, że postanowił rekomendować prokuratorom postawienie zarzutów morderstwa wobec 94-letniego Michaela Karkocia. Thomas Will, zastępca naczelnika specjalnego urzędu prokuratorskiego zajmującego się badaniem zbrodni hitlerowskich, powiedział: „Obowiązują nas określone wymogi dotyczące zarzutów morderstwa i one zostały spełnione”.
Andrij Karkos, syn Karkocia (inaczej pisze swoje nazwisko) i rzecznik rodziny oczywiście zanegował udział ojca w masakrze w Chłaniowie. „Dopóki Associated Press nie dostarczy swoich rzekomych dowodów i swoich świadków, nie odpowiemy na wasz oszczerczy i zniesławiający zarzut” – powiedział. Szarko zmarł w latach 80-tych. Wiele z jego wypowiedzi potwierdzają dokumenty historyczne. W raporcie sowieckim nie ma żadnej przesłanki wskazującej, że mógł kłamać.
Po opublikowaniu wstępnej relacji prasowej niemieccy i polscy prokuratorzy wszczęli dochodzenia w sprawie oskarżenia Karkocia o zbrodnie wojenne. Oparli się na fakcie, że w chwili popełnienia zbrodni „ponosił odpowiedzialność dowódczą” za swój pododdział. Karkoć był członkiem założycielem kierowanego przez SS Ukraińskiego Legionu Samoobrony, a później oficerem Galicyjskiej Dywizjii SS. 
Jak ta sprawa wygląda po stronie niemieckiej? Jak wiadomo Niemcy stoją na stanowisku, że nazistowskich zbrodniarzy należy ścigać bez względu na wiek i zniedołężnienie, jak to miało miejsce w przypadku Johna Demianiuka, emerytowanego pracownika fabryki samochodów w Ohio, który zmarł w zeszłym roku w wieku 91 lat w trakcie odwoływania się od wyroku skazującego za służbę w charakterze strażnika w obozie zagłady w Sobiborze.
Wspomniany wyżej prokurator Will, którego urząd nie ma uprawnień do stawiania zarzutów, ma zamiar w tym tygodniu wystąpić z prośbą do Federalnego Sądu Karnego Niemiec o wskazanie prokuratorów najbardziej predysponowanych do prowadzenia sprawy Karkocia. Sąd Federalny będzie musiał dokonać przeglądu dowodów i podjąć decyzję o postawieniu mu zarzutów, jak również sprawdzić, czy jurysdykcja niemiecka ma do tego prawo.
„Dowody, że Karkoć tam był są wystarczające” –powiedział Will.
Jak sprawa wygląda w Polsce? Polscy prokuratorzy mówią, że ich dochodzenie jest w toku. Potrzebują pomocy Ministerstwa Spraw Zagranicznych w wystąpieniu z wnioskiem do „strony amerykańskiej w sprawie (Karkocia) w charakterze podejrzanego”. Prokuratorzy wskazali na dodatkowe pytania do Ministerstwa, które niestety, proszone o komentarz, milczy, jak zaklęte. Być może jest to związane z faktem, że obecnym rzecznikiem prasowym MSZ jest Marcin Wojciechowski, niegdysiejszy dziennikarz Gazety Wyborczej, znany z artykułów opisujących relacje polsko- ukraińskie, w których pomniejszał zbrodnie UPA na Polakach. W 2010 roku otrzymał on Nagrodę Pojednania Polsko – Ukraińskiego.
Cała ta sprawa wpisuje się doskonale w całokształt polskiej polityki mającej przez zamilczanie doprowadzić do zapomnienia o ludobójstwie ukraińskich nacjonalistów na Polakach. Jak widać chodzi nie tylko o tych z UPA, ale również z niemieckich formacji wojskowych.
Smutne to wszystko...