JARUZELSKI ZDOLNY ZESTRZELIĆ (1)

Komunistyczny dyktator Wojciech Jaruzelski bawi się z Temidą w kotka i myszkę.
10 października b. r. "poinformował sąd, że nie będzie mógł w wyznaczonym dniu (14.10.2013 – ZK) poddać się badaniom ze względu na aktualne zalecenia lekarskie" – podała rzeczniczka stołecznego Sądu Okręgowego, sędzia Agnieszka Domańska. Dodała, że 11 października sąd zwrócił się do biegłych o wyznaczenie nowego terminu badań. Komisja lekarska ponownie – który to już raz z kolei? – dostalaby szansę zdecydować, czy jego stan zdrowia pozwoli posadzić go na ławie oskarżonych. 1./

 

Gdyby na poważnie wznowiono proces Jaruzelskiego światło dzienne ujrzałoby jeszcze dużo mrocznych tajemnic.

Hucznie obchodzone 90. urodziny "szlachetnego" generała, na których ze swadą palnął 40. minutową "patriotyczną" nawijankę do swoich komuchów i zaproszonych zaprzańców, oburzyły Polaków i wzbudziły podejrzenia wymaru sprawiedliwości. 17 lipca Sąd Okręgowy w Warszawie zlecił lekarzom wydanie nowej opinii, czy zdrowie generała pozwala na wznowienie procesu. Jeżeli ocena biegłych będzie pozytywna, to oprócz kontynuacji rozprawy o nielegalności wprowadzenia stanu wojennego 2/ dojdzie jeszcze zarzut o wojskowy mord na niepokornym obywatelu.
 

Zbrodnia, która miała być nauczką dla innych śmiałków, jest sprzed 38 lat. Ofiarą próby ucieczki był instruktor lotnictwa, były pilot Ludowego Wojska Polskiego, Dionizy Bielański. Został zabity, gdy miał zaledwie 36 lat. Osierocił dwie córki.

Urodził się w 1939 roku na Wołyniu we wsi Staweczki, skąd wysiedlono go wraz z rodziną na Ziemie Odzyskane. Szkołę średnią ukończył w Szklarskiej Porębie i wstąpił do wojskowej szkoły lotniczej w Dęblinie (obecnie Wyższa Szkoła Oficerska Sił Powietrznych). Po odejściu z armii pracował jako instruktor pilotażu. Należał do aeroklubu w Opolu. Przystojny, rzutki, zawsze uśmiechnięty i kontaktowy, mówił z lekkim kresowym akcentem, czym zjednywał sobie sympatię – był ulubieńcem młodzieży.

Wystartował z bazy w Gawłówku (gmina Drwinia, powiat Bochnia) w okolicach Niepołomic, gdzie opylał zboże i lasy na zlecenie Agro – Zakładu Usług Agrolotniczych, wprost z łąki, w dniu 16 lipca 1975 r. ok. kwadrans po 15.00. Skierował się w najkrótszą trasę przez Słowację do podwiedeńskiego Schwechat, by tam poprosić o azyl. Żelazną kurtynę chciał przebić "kosiakiem", gdyż tak w gwarze lotniczej określa się lot koszący. Powiedział współpracownikom, że udaje się w sprawach służbowych do Wrocławia, a faktycznie poleciał cywilnym dwupłatowcem AN-2 kawałek na zachód, by po chwili skręcić na południe ku Bochni.

Czym jest "kosiak" w 2009 r., dla portalu nto.pl (Nowej Trybuny Opolskiej), tłumaczył 82-letni ppłk Zbigniew Hoffman, były szef Aeroklubu Opolskiego, a w 1975 roku przełożony Dionizego Bielańskiego: "– Lecisz nisko, przy ziemi, jakbyś chciał skrzydłami kosić czubki drzew. Wszystko po to, żeby nie złapały cię radary."

Bielański więc tuż nad ziemią wleciał w przestrzeń powietrzną Czechosłowacji, ale radary go nie wyłapały. Polskiego dwupłatowca spostrzegło jednak czujne oko szefa Svazarmu ze Żliny! Tamtejszy wojskowy ormowiec, który współpracował z armią, natychmiast zameldował komu trzeba o intruzie z Polski. Niebawem wystartowały w pościgu za „Antkiem” czechosłowackie samoloty wojskowe z Brna: dwa myśliwce bojowe MiG-21 i dwa samoloty szkolno-bojowe Aero L-29 Delfín.

Zbigniew Hoffman: "– Nie pamiętam, skąd mam tę informację, ale podobno Dyzio, bo tak na niego mówiliśmy, pokazywał czechosłowackim pilotom z tych myśliwców jakąś dziecięcą zabawkę. Oni wykonywali ostrzegawcze manewry, a on im małpkę czy misia. Albo lalkę?

– Może chciał im w ten sposób zasygnalizować, że ma dzieci na pokładzie i żeby nie strzelali? – domyślam się głośno (pisze red. Zbigniew Górniak na łamach wspomnianej NTO – przyp. mój)

– Ciekawa interpretacja – kiwa głową Zbigniew Hoffman. – A może po prostu chciał ich w trąbę zrobić i zyskać na czasie?”

Niewiele go było, by podjąć decyzję, co zrobić z uciekinierem, nim opuści strefę powietrzną Układu Warszawskiego.

Były szef Aeroklubu Opolskiego pamięta takie zdarzenie: – Pewnego dnia zadzwoniły do mnie służby operacyjne, żebym pilnie sprawdził, gdzie jest rodzina Dyzia. Ja wiedziałem, że on jest wtedy na opylaniu lasów pod Krakowem i trochę mnie ta prośba zdumiała. No ale rozkaz jest rozkaz. Zatelefonowałem do jego mieszkania i tam ktoś odebrał i powiedział, że żona z córkami jest w Jeleniej Górze. Sprawdziłem to też telefonicznie. I tak zameldowałem służbom operacyjnym.

„Gdy potem Zbigniew Hoffman dowiedział się, co zaszło nad Słowacją, pomyślał, że władza, zanim podjęła decyzję o zestrzeleniu Bielańskiego, sprawdzała, czy na pokładzie AN-2 jest jego rodzina. Gdy się upewniła, że pilot leci sam – ta władza kazała zabić” – zapisał Zbigniew Górniak.

Pilot dwupłatowca nie reagował na wezwania o podporządkowanie się i strzały ostrzegawcze; czechosłowackie prawo nie pozwalało zestrzelić cywilnej maszyny, jednakże na rozkaz przełożonych kpt. Vlastimil Navrátil, obsługujący „Delfina”, w okolicach zachodniosłowackiej miejscowości Kúty, zaledwie 8 km od granicy z Austrią, o godz. 15:56 serią z karabinu pokładowego podziurawił samolot i Polaka, którzy runęli i zapewne spłonęli.

Oficjalnie potem władze obu państw przedstawiły cały incydent jako nieszczęśliwy wypadek.

Strona czechosłowacka starała się ukryć prawdziwą przyczynę upadku płatowca. Na jednym ze zdjęć będącym w posiadaniu słowackiego IPN i dokumentującym tragedię opolskiego pilota widnieje wrak samolotu leżący w łanach zboża. Fachowcy od katastrof mają uzasadnione podejrzenie, że fotografia jest inscenizacją. Bo według raportów maszyna Bielańskiego spłonęła doszczętnie, a tu zboże wokół wraku na fotografii nie jest nawet osmalone. Dodatkowo na innym zdjęciu widać obok rozbitego kadłuba ślady ogromnych opon. Jakby jakiś wielki pojazd przywiózł na pole szczątki samolotu.

Jak zeznał później strzelec pokładowy przed słowackim Urzędem Dokumentacji i Badania Przestępstw Komunizmu (odpowiednikiem naszego IPN), aż trzy razy upewniał się przez radio, czy rozkaz jest ważny.

Po wylądowaniu na lotnisku wojskowym w Brnie Navratil od razu pobiegł do dowódcy: – Dlaczego otrzymałem rozkaz niezgodny z przepisami? – pytał wzburzony.

– Zapomnij o tym! Naciskał na to sam Jaruzelski. Mieliśmy gorącą linię z Warszawą. To Polacy chcieli zestrzelić swojego.

– Bardzo to przeżyłem i odszedłem z tego powodu z wojska, co wtedy nie było łatwe. – powiedział Navratil czeskiej gazecie "Mlada Fronta Dnes”, która na początku kwietnia 2009 roku przypomniała tę tragedię. Nie chciał się zdobyć na wiecej słów komentarza.

Redaktor Zbigniew Górniak odnalazł żonę Dionizego Bielańskiego. Nosi już inne nazwisko, po drugim mężu, i prosiła o zachowanie anonimowości. 16 lipca 1975 roku ktoś przekazał jej, że właśnie usłyszał w Wolnej Europie, iż nad Czechosłowacją strącono samolot, którym grupa polskich oficerów uciekała na Zachód.

„– Wtedy jeszcze nie skojarzyłam tych faktów, ale już mnie coś niepokojąco ukłuło – wspomina. Siedzimy w jej zadbanym mieszkaniu obwieszonym obrazami. W kuchni przypala się kapusta. Kobieta drżącymi rękoma przewraca rodzinny album. Czarno-białe ujęcia sprzed lat: motor SHL, jugosłowiańska miniaturowa zastava wzorowana na fiacie, ciemne garnitury, krawaty "śledzie”, fryzury à la Brigitte Bardot i Roger Moore.” (ZG, nto.pl)

„– Długo nie wiedziałam, co się stało – zapisał wspomnienia wdowy Zbigniew Górniak. – Myślałam, że mąż jest w delegacji, aż tu nagle odbieram dziwny telefon: kiedy pogrzeb? Gdzieś tak po dwudziestym lipca dostaję telefon z Wrocławia z Agro, że mąż miał wypadek. Śmiertelny. Gdzie? W Czechosłowacji. A co on tam robił? Milczenie.

– Potem przywieźli trumnę. Metalową. Pod eskortą. Ci ludzie mieli mundury, ale nie pamiętam jakie – na pewno nie milicyjne. Dano mi dokumenty po czesku, że mąż to mąż i że miał wypadek. Trumny otworzyć nie pozwolono.

– Dostałam jedynie jego torbę, z którą niby leciał. Taka torba-listonoszka. Lekko nadpalona, a w środku dwie jego koszule, szczotka do włosów oraz jakieś obce klucze. Pogrzeb odbył się na cmentarzu w Opolu Półwsi. Ukradkowy, bez pompy przynależnej asom przestworzy. Grób jest skromny: bez śmigieł i tym podobnych lotniczych symboli.

– Do dziś nie wiem, czy tam naprawdę leży mój mąż. Czy w ogóle w tej trumnie ktoś leży. Chciałabym przeprowadzić ekshumację, ale to może spowodować tylko decyzja prokuratora, a nie artykuły prasowe.

– Tylko czy Dyzio naprawdę chciał uciekać? – powątpiewała żona. – Słowem nigdy nie wspomniał o tym, żebyśmy może wyjechali na Zachód. On się tu realizował, razem lataliśmy, szkolił młodzież, pisał opowiadania do "Skrzydlatej Polski". Był patriotą, mimo nacisków nie dał się wciągnąć do partii; gdyby żył, prędzej skoczyłby przez ten płot niż Wałęsa. Tak więc ja naprawdę nie wiem, co wtedy zaszło, i bardzo bym chciała to wyjaśnić. Może go porwano, zmuszono...?”

Żona Dionizego Bielańskiego tak w 2009 roku wyjaśniała dziennikarzowi chęć zachowania anonimowości: – Ja przez całe tamte lata się bałam. Potwornie bałam. Miałam 30 lat i dwie córki na wychowaniu, które chciałam chronić przed złem. Wokół mnie zapanowała zmowa milczenia. Ludzie wiedzieli, co się stało, i niektórzy bali się nawet ze mną rozmawiać na ten temat. Woda w usta. Ale przede wszystkim wrogość ze strony urzędów. Przez lata odbierałam dziwne telefony: a to ktoś mówił, że Dyzio miał oprócz nas inną rodzinę, a to groził, że coś się stanie mnie albo córkom, jak nie przestanę koło sprawy chodzić. Pamiętam, że ostatni telefon był jeszcze w 1984 roku! To, że przetrwałam, zawdzięczam dużej grupie przyjaciół swoich i męża. Oni zawsze stali przy nas. Także całkiem obcy opolanie okazywali mi sympatię i pomoc.”

Owo "chodzenie wokół sprawy" to była najnormalniejsza kwestia uzyskania odszkodowania za śmierć męża. Wdowa procesowała się z firmą od usług agrolotniczych. Przedsiębiorstwo było państwowe, zwłaszcza usługi samolotowe. Sądy były, jak trzeba, odpowiednio upartyjnione i dyspozycyjne. Dlatego orzekły, i to aż w majestacie Najwyższej Instancji, że za życie Dionizego Bielańskiego jego żonie nie należy się nic. Zero, nul! Dla tych, którzy chcieli uciekać z socjalistycznego raju – i to w sposób tak spektakularny oraz brawurowy – strażnicy tego edenu nie znali litości.

Zbigniew Górniak odnotowuje, że rodzina Bielańskich mieszkała na osiedlu pełnym zawodowych wojskowych. Żona Dionizego Bielańskiego wyznala w 2009 roku, że boi się trochę jeszcze dziś. ”– Bo gdy widzę, jak się te wszystkie rozliczeniowe sprawy ciągną i nie mogą skończyć, to dochodzę do wniosku, że komuś na tym bardzo zależy. I że ten ktoś musi być bardzo wpływowy.”

W ucieczkę ojca z kraju powątpiewa też młodsza córka Dionizego Bielańskiego, która wraz z mężem usiłuje dociekać wyjaśnienia zagadkowej śmierci ojca.

„– Nie wierzę, że miałby jakiś powód, by uciekać. Byliśmy fajną rodziną, a rodzice byli świetnym związkiem. Zbyt dużo go tu też trzymało. Mam całą teczkę wycinków o tacie, on prowadził tu rajdy pilotów i dziennikarzy, był znanym instruktorem. Mimo że miałam pięć lat, gdy zginął, pamiętam go.”

Ona także, podobnie jak jej matka, prosi dziennikarza o zachowanie anonimowości.

„– Skoro przez tyle lat wokół nas była cisza, to niech nadal będzie. Nie chcę robić niepotrzebnej sensacji. Wciąż toczy się śledztwo IPN i obowiązuje mnie jakiś rodzaj poufności. Przede wszystkim zależy nam na wyjaśnieniu prawdy o zdarzeniu.”

Na trop innej prawdy wpadła kilka lat temu całkiem przypadkowo. Posłuchajmy:

„– Matka długo opowiadała nam, że to był wypadek. Rozumiem ją: młoda, samotna, zrozpaczona kobieta, która chciała nas chronić. Gdzieś tak po 2000 roku przeczytałam w jakiejś gazecie wspomnieniowy tekst o Aeroklubie Opolskim, a tam wzmiankę o tacie – że zginął w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Jak to w niewyjaśnionych? Przecież to był wypadek... Potem trafiłam gdzieś na wzmiankę, że czeski IPN opublikował listę Polaków, którzy za komunizmu zginęli na terytorium Czechosłowacji i że jest wśród nich jeden cywilny pilot. Ale tam wtedy nie podano nazwiska. To obudziło moją ciekawość. Zaczęłam szperać w sieci i natknęłam się na stronach IPN na nazwisko ojca. Natychmiast przekazałam tę informację rodzinie. Potem w redakcji Wolnej Europy w Warszawie próbowałam szukać tego archiwalnego nagrania z 1975 roku mówiącego o grupie oficerów uciekających samolotem do Austrii.” (nto.pl)

I nagle, po 30. latach od tragedii, w 2005 roku, córka nieoczekiwanie wygrzebała w necie referat po czesku o zestrzeleniu polskiego pilota. Napisał go na historyczną konferencję Tomas Bursik, podając imię i nazwisko jej ojca – Dionizego Bielańskiego.

„– To był szok – wspominała córka. – Szok, jak łatwo, siedząc przy ekranie i klikając myszką, odkryć po latach prawdę o swoim ojcu. Złożyłam wtedy wniosek do warszawskiego IPN o udostępnienie teczki sprawy oraz o wszczęcie śledztwa, które trwa i którego dotychczasowych ustaleń, proszę mi wybaczyć, nie mogę ujawnić.

Zademonstrowała, przez siebie skompletowaną, pamiątkową teczkę o ojcu pełną wycinków prasowych sprzed lat – pochwalnych, entuzjastycznych, fachowych, cytujących wypowiedzi oraz artykułów pisanych jego ręką.

– Chciałabym przywrócić go pamięci opolan. Oddać mu jego dobre imię po latach dziwnego milczenia” – dodała.

Czescy wojskowi powoływali się na rozkaz zestrzelenia, który miał nadejść ze strony polskiej. Dowodcą naszych wojsk był wówczas TW "Wolski", antynarodowy renegat w stopniu generała z sowieckiego nadania, Wojciech Jaruzelski. Koszt samolotu się nie liczył, a tym bardziej człowiek, który uciekał z komunistycznego raju do zachodniego piekła. „Zestrzelić!" przyszedł rozkaz z Polski, choć wyrażony innymi słowami, i tak też uczyniono. 36-letni mąż i ojciec szczęśliwej rodziny zginął w szczątkach rozbitej maszyny.

Dr Łukasz Kamiński, obecny szef IPN, natrafił na oryginalny i bardzo wiarygodny dokument świadczący o tym, że to Jaruzelski kazał zabić Bielańskiego. W lipcu 2009 Biuro Edukacji Publicznej IPN ujawniło notatkę SB wskazującą na to, że generał wyraził zgodę (a nie dał rozkaz, którego nie miał prawa wydać w tej sytuacji czeskiemu dowództwu, które przecież pytało co robić, by nie złamać własnego zakazu) na zestrzelenie samolotu.

W 2009 r. w "Nowej Trybunie Opolskiej" dr Kamiński powiedział: „– Osobiście natknąłem się na dokument, w którym oficer dyżurny komendy milicji we Wrocławiu pisze, że to generał Jaruzelski wydał rozkaz. Nie ma tu żadnych wątpliwości, to oryginalny i bardzo wiarygodny dokument.” Wtedy też na pytanie redaktora z TVN , co Jaruzelski o tym sądzi, generał odpowiedział, że nie pamięta tego wydarzenia.

"Oświadczam – faktu owego zestrzelenia ja, a także inne osoby z ówczesnego kierownictwa MON oraz Sztabu Generalnego – nie pamiętają. A w ogóle jak można odnosić do MON rzekomo polską decyzję o zestrzeleniu owego samolotu? Ani pilot nie był osobą wojskową, ani samolot AN-2 nie należał do lotnictwa sił zbrojnych". (PAP, 2009)

„– Przecież takiego czegoś nie zapomina się do końca życia. I tak dobrze, że nie zaprzecza, a mówi tylko, że nie pamięta” – skomentował te wykręty dr Kamiński.

W tej sprawie w 2013 r. wszczęto śledztwo. „– Wydano postanowienie o przedstawieniu Wojciechowi J. zarzutu popełnienia zbrodni komunistycznej. Z uwagi na stan zdrowia podejrzanego do tej pory tego nie ogłoszono” – powiedzial prokurator IPN Marcin Gołębiewicz.

Proces może być rozwojowy. Bo wciąż wisi w powietrzu pytanie, czy Dionizy Bielański miał wtedy kogoś na pokładzie? I kto jest pochowany w zaplombowanej trumnie? Sprawa wyszła dopiero w 2000 roku, kiedy słowacki Urząd Dokumentacji i Badania Przestępstw Komunizmu doszedł do wniosku, że zestrzelenie polskiego samolotu było bezprawne. Śledztwo utrudnia fakt, że zmarł generał Josef Marusak, który wydał pilotowi bezpośredni rozkaz strzelania.

Przytoczę jeszcze interesujący komentarz na temat dokumentacji IPN, którą przeglądał redaktor Zbigniew Górniak:

"Uwaga końcowa na temat zawartości teczki "Ikar” i teczek pochodnych, sporządzonych w Warszawie i Krakowie już po zdarzeniu: W odręcznych notatkach oraz szyfrogramach oficerowie wojskowych i cywilnych tajnych służb piszą na ogół otwarcie o zestrzeleniu Bielańskiego przez siły zbrojne Czechosłowacji. W dokumentach drukowanych używa się słów: wypadek, katastrofa, upadek samolotu." (podkr. moje – ZK).

Przypominam: słów tych użyto w 1975 roku i później, na łamach Nowej Trybuny Opolskiej, w 2009. A potem jest – czy inna Polska? – okres po 10.04.2010...

Od siebie dodam jeszcze jedno, jakże wymowne słowo: ekshumacja. Bo ona także wchodzi tutaj w rachubę. A sądzę nawet, że jest konieczna: Bielański spłonął czy został zabity od kul? Czyje zwłoki są w tej nieotwieranej przez rodzinę, zaplombowanej trumnie, i czy one tam naprawdę są? Czy szczątki posiadają łańcuch DNA świadczący o pokrewieństwie? Dla bliskich to przecież ważna, wręcz fundamentalna informacja.

Rodzina zabitego pilota wciąż czeka na ukazanie pełnej prawdy, na sprawiedliwość, która osądzi "polski kacapizm". Co w tym przypadku widać jak pod lupą. Jakiekolwiek bowiem tłamszenia, matactwa lub odkładanie ad acta sprawy Dionizego Bielańskiego są jaskrawym dowodem nieustannego gangrenowania się obecnej Polski, która nie ma woli zrzucania z siebie nagromadzonych totalitarnych złogów.

Należy dążyć za wszelką cenę do ponownego wznowienia procesu „Morderczego Generała”!!!

CDN w części II.
http://naszeblogi.pl/41668-jar...

Przypisy:
1./
Latem 2011 r. lekarze uznali, że przez co najmniej 12 miesięcy generał nie może uczestniczyć w obu procesach – jego sprawy wtedy formalnie zawieszono. W połowie 2012 r. zespół biegłych lekarzy różnych specjalności orzekł, że Jaruzelski jest trwale niezdolny do udziału w nich.
2./
IPN oskarża Jaruzelskiego o kierowanie zbrojnym związkiem przestępczym, który przygotował i 13 grudnia 1981 r. wprowadził w Polsce bezprawnie stan wojenny. W oddzielnym procesie ma też zarzut kierowania masakrą robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 r.

Źródła:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Dionizy_Biela%C5%84ski
http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/ipn-jaruzelski-kaza-zabic-polskiego-pilota_340056.html
http://wiadomosci.wp.pl/kat,24915,title,IPN-nie-ma-watpliwosci-Wojciech-Jaruzelski-kazal-zabic-polskiego-pilota,wid,15826440,wiadomosc.html
http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20090428/REPORTAZ/277294842
http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20090502/REPORTAZ/263469177

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika gregoz68

15-10-2013 [09:58] - gregoz68 | Link:

Został nakręcony na ten temat film dokumentalny. "Zestrzelony nad Czechosłowacją" wyemitowany w tvp Kultura. Jest w nim również mowa o "rozkazie z Polski". Tyle tylko, że próbuje się obarczyć odpowiedzialnością za jego wydanie... ówczesnego premiera... Jaroszewicza. Co ciekawe istnieje teoria sugerująca, że to właśnie Jaruzelski miał stać za zabójstwem Jaroszewiczów.

Obrazek użytkownika Zygmunt Korus

15-10-2013 [10:55] - Zygmunt Korus | Link:

to hipoteza (wiedza?) dość dobrze udokumentowana; Jaroszewicz ponoć miał o tym zapiski. Bloger KULA LIS (emerytowany kapitan żeglugi, inwalida z Opola) ma spore kłopoty sądowe, ogólnie za odwagę...  (On m.in. dotykał w sieci tego "wrażliwego" tematu.)
Filmu nie widzialem. Może jest link do niego?
Pozdrawiam.

Obrazek użytkownika gregoz68

15-10-2013 [11:36] - gregoz68 | Link:

Opis: "Dionizy Bielański pilot lecący cywilnym samolotem An-2 został zestrzelony w lipcu 1975, podczas próby ucieczki do Austrii. Zestrzelił go pilot myśliwca sił powietrznych CSRS wykonując rozkaz, który został wydany w Warszawie. Film próbuje wyjaśnić okoliczności związane z tym tragicznym wydarzeniem. Ukazuje wysiłki córki Bielańskiego starającej się dotrzeć po latach do świadków – ludzi podejmujących decyzje, a także do pilotów, którzy brali bezpośredni udział w zestrzeleniu ojca". Podaję za Filmweb. Ciekawa rozmowa z płk Zygmuntem Czajką. To on twierdzi, że rozkaz wydał Jaroszewicz. Wizytował też miejsce katastrofy. ["...miał przestrzeloną pierś i siedział na siedzeniu"]Ciekawe czy jeszcze żyje. Pełniejszy opis filmu znajdzie Pan na filmpolski.pl

Pozdrawiam!