Farbowany królik

Znaczenie smoleńskiej hekatomby, jak chyba każdego ważnego wydarzenia publicznego, sięga znacznie dalej niż mogłoby się wydawać. Nie powinno oczywiście dziwić to, że zatrzęsło ono dogłębnie polską sceną polityczną. Nie tylko dlatego, że tak wielu polityków straciło życie. Polityczne trzęsienie ziemi trwa już trzeci rok i chyba jeszcze daleko do jego apogeum. Winni oczywiście usiłują wyciszyć wszelkie wstrząsające polską (i nie tylko) sceną polityczną rezonanse tej zbrodni, ale jak w każdym działaniu post factum, skazani są w swych staraniach co najwyżej na umiarkowany sukces. A po prawdzie, już od jakiegoś czasu widać, że im bardziej się starają, tym gorzej im to wychodzi.
 
Już tylko ta konstatacja jest pośrednim dowodem wskazującym na autorstwo zamachu i późniejszych posunięć związanych ze śledztwami i polityką -- ruska razwiedka zawsze wolała najpierw strzelać, a potem hałasować, żeby zagłuszyć odgłos strzału. Strzelanie wychodzi im znakomicie, ale zawsze jakoś się okazuje, że plan był do dupy i "sprawa się rypła". Czasami, jak w przypadku Litwinienki, o to właśnie chodziło, by palcem wskazać autorów zbrodni. Ale zwykle służby usiłują upozorować mokrą robotę na przypadek, wypadek, wolę Bożą lub samobójstwo i tylko zbytnia pewność siebie i marność kondycji ludzkiej sprawiają, że nie potrafią ogarnąć wszystkich aspektów sprawy i szydło nieuchronnie wyłazi z wora.
 
Smoleńsk nie tylko ujawnił, nie dość ostro wcześniej widoczne, pęknięcie w społeczeństwie. On je w znacznej mierze zdefiniował -- stał się niejako bodźcem zmuszającym wielu Polaków do samookreślenia. Wyrwał ich z marazmu dojutrkowości i kazał stanąć po jednej ze stron. Działania Macierewicza zaś i jego ludzi -- oczywiście inspirowane przez Prezesa -- mają na celu nie tylko wyjaśnienie przebiegu katastrofy, znalezienie winnych, przeciwdziałanie akcjom wygaszania sprawy, ale także zmierzają do takiego poszerzenia owego rozziewu społecznego, by tych, którzy zawodowo zajmują się staniem w rozkroku, zmusić do zrobienia maksymalnego szpagatu -- a potem strącić w nicość. I gdyby nawet udałoby się choć tyle – strząśnięcie z życia publicznego najgorszych „szpagaciarzy”, Macierewicz zasłuży na pomniki i ulice.
 
Właśnie dlatego Antoni o Strasznych Oczach nie szuka kompromisów (nie tylko dlatego, oczywiście, ale między innymi), dlatego zmusza aktorów tego przedstawienia do zrzucania masek, do jednoznacznego opowiedzenia się po jednej ze stron. Tu bowiem nie ma odcieni szarości, nie ma gradacji racji i winy. Jest albo-albo, białe-czarne, tak-nie. Tusk i jego mocodawcy nie przewidzieli, że otwierając tę puszkę Pandory stracą kontrolę nad biegiem polityki polskiej. Celem ich było właśnie utrzymanie czy odzyskanie pełnej kontroli, ale Smoleńskiem odebrali sami sobie tę możliwość. Teraz już jej nie odzyskają. Oczywiście nie pozostaje im nic innego niż walczyć do końca. A nam nic innego, niż walkę tę do końca doprowadzić, bez litości i bez kompromisów. Jeśli ulegniemy namowom "szpagaciarzy", jeśli się nad nimi ulitujemy, przegramy Polskę. Nasz przeciwnik jest bowiem mistrzem wikłania pułapek fałszywych kompromisów -- musimy o tym pamiętać.
 
Sprawa smoleńska ma swoje fazy, ktoś pewnie kiedyś zbada to i usystematyzuje naukowo. Teraz właśnie reflektory obróciły się na środowisko starannie unikające nadmiaru krytycznego zainteresowania, zwłaszcza w aspekcie lustracyjno-kompetencyjnym -- na uczonych. Jaka jest kondycja tego stanu świadczy już to, że zespół Macierewicza musiał sięgnąć po ekspertów emigracyjnych, krajowi bowiem umiejętnie odczytali jasne wskazówki Centrali -- szaleństwo piły mechanicznej i groza indyjskiego powroza przemawiają do wyobraźni równie dobrze, co orzeczenia Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów Naukowych.
 
A przecież, niejako z definicji, uczeni powinni mieć więcej wyobraźni, niż przeciętni zjadacze chleba. Nie dość więc, że tylko jednostki z zacnego grona koryfeuszy nauki polskiej, zwyczajowo wyżerającego co lepsze skwarki z naszej ubogiej narodowej michy, odważyły się wesprzeć szukających prawdy (i walczących o wolną Polskę), to jeszcze dwóch zacnych rektorów odważnie podniosło sztandar prawd urzędowo umocowanych, by żaden z samodzielnych pracowników naukowych polskich uczelni nie miał wątpliwości, skąd nogi mu wyrastają i czyja ręka wydziela mu chleb i omastę.
 
Gest taki był potrzebny rządzącym, tonącym w bagnie własnych matactw,  ale najwyraźniej wcześniej wzbraniali się oni przed jego wymuszaniem. Widocznie argumenty i autorytet współpracujących z Macierewiczem badaczy działa na opinię publiczną wystarczająco skutecznie, by hołd poddańczy ze strony szczycących się niezależnością opinii uniwersytetów stał się pilnie potrzebny. Ale jest jeszcze coś – być może pęknięcie społeczne zaczęło sięgać środowisk tak dotąd spójnych i hermetycznych, jak uniwersyteckie hierarchie. I resztką autorytetu rząd usiłuje je zdyscyplinować, by nie dopuścić do przełamania niemal jednolicie prorządowego frontu profesorów. Stąd też gejzer jadu wypluwany przez Burczymuchę na establishmentowego przecież prof. Kleibera, którego inicjatywa wyraźnie pokazuje, że utytułowani koryfeusze nauki znają granice obciachu i zaczyna ich mierzić nieskrywana głupota funkcjonariusza Laska i jego ponurej ekipy jakby żywcem wziętej z dowcipów o esbekach.
 
Hołd jagielloński zda się jednak na nic. Tego pęknięcia nie zaklajstruje się plastikowym autorytetem ministerialnych nadzorców finansowych, przez grzeczność i z przyzwyczajenia tytułowanych rektorami. Dlaczego tak uważam? Można przytaczać wiele argumentów, ja podam jeden -- każdy, kto bywa w Krakowie na oficjalnych imprezach jagiellońskiej Almae Matris, niechaj przyjrzy się ceremonialnym szatom Jego Magnificencji. Jego autorytet jest tej samej próby, co gronostaje --  zrobione z farbowanego królika.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Zygmunt Korus

30-09-2013 [00:02] - Zygmunt Korus | Link:

robię ptaszka przy Autorze (co znaczy: lubię Go)... Przy okazji pozdrawiam na przyszłość.

O konsekwencjach, wynikających z ujawnionych/wymuszonych podziałów społeczeństwa, zgoda.
Jednak:
"[...] ruska razwiedka zawsze wolała najpierw strzelać, a potem hałasować, żeby zagłuszyć odgłos strzału. Strzelanie wychodzi im znakomicie, ale zawsze jakoś się okazuje, że plan był do dupy i "sprawa się rypła".
[...] właśnie chodziło, by palcem wskazać autorów zbrodni. Ale zwykle służby usiłują upozorować mokrą robotę na przypadek, wypadek, wolę Bożą lub samobójstwo i tylko zbytnia pewność siebie i marność kondycji ludzkiej sprawiają, że nie potrafią ogarnąć wszystkich aspektów sprawy i szydło nieuchronnie wyłazi z wora. "

Wszystko, co powyżej, to niecała prawda, bo omija cel najważniejszy. Sowieci świadomie fastrygują prawdę z półprawdami i kłamstwami oraz absurdami. Dlaczego? By grozić, szydzić, zamulać, mścić się. Głupcy wierzą w androny, mądrych się przestrzega uprawdopodabnianiem i przeciekami o konkretach. Po co? Ano, że stalinowcy są wszechmocni i macki ich sięgaja wszędzie.
To także dotyczy inteligentnego przecież JK, by rozczytał Smoleńsk w ten sposób.
Moim zdaniem gra operacyjna z Kremla wciąż toczy się, by uwierzyć w jedność akcji, miejsca i czasu, czyli Sewiernyj. To w tę stronę idą wszystkie znaki dawane gawiedzi do uwierzenia. Malo kto poważnie traktuje teorię "wydmuszki" (prof. prof.Trznadla, Dakowskiego, pana Bialasa, blogerów Rolexa, Alefa Sterna, nie mówiąc o FYM-ie). Przy założeniu, że jednym z celów razwiedki jest zawsze "stalinowskie szyderstwo", to po stronie wykpiwanego forum theatrum, zaściełanego aluminiowym konfetti bez 300 pokawałkowanych foteli, a z ciałami w całości (np. m. in. ś.p. Katarzyny Doraczyńskiej), należy także zerkać na argumenty i wrzutki i ruszać dedukcyjnie głową. Bo KTOSIK może również tamże dawać znaki z premedytacją...  
 

Obrazek użytkownika tipsi

02-10-2013 [11:18] - tipsi | Link:

Zawsze istnieje podejrzenie, że za danym zdarzeniem stoi tzw. cwana gapa. A że kłamstwa najlepiej smakują podlane sosem prawdy, to truizm. Gra operacyjna Kremla nie jest tak jednolita, jak może się wydawać z perspektywy polskiego czytelnika "naszej" prasy. Pamiętajmy, że tam też toczy się walka buldogów pod dywanem i to od lat dwudziestych ub.w. Gdyby nie to, komisja Macierewicza nie miałaby nawet połowy informacji, nagrań i zeznań pochodzących z Rosji czy od Rosjan. Inna sprawa, że odruchowo przyjmowana linia podziału FSB-GRU nie musi akurat pokrywać się z rzeczywistością. Poza tym, sprawa Smoleńska, a nawet Polski to jedynie fragment wielkiego pucla. Ważny, nawet z pewnych względów może kluczowy, ale fragment.
W każdym razie są w Rosji ludzie, którzy dyskretnie przekazują Polakom okruchy dowodów, żeby ugrać coś dla siebie na Putinie. A kto wie, może są i tacy, którym naprawdę zależy na ujawnieniu prawdy? Co więcej, po niedawnej kompromitacji Amerykanów nie sposób wykluczyć, że i USA zaczną powoli "puszczać farbę" w sprawie katastrofy, a przecież w ich posiadaniu jest wiele istotnych materiałów.