Antagonizm sowiecko niemiecki

Natrafiłem na publikację pod tym tytułem analizującą stosunki Niemiec hitlerowskich i stalinowskich Sowietów przed wybuchem wzajemnej wojny, czyli przed czerwcem 1941 roku.
Analiza ta jest jakby tylko fragmentem całokształtu polityki obu stron w następstwie I wojny światowej.
W tamtej wojnie Rosja carska nie uzyskawszy dostatecznej pomocy ze strony aliantów poniosła klęskę, a dodatkowo pogrążona za pomocą niemieckiej agentury w odmętach bolszewickiego przewrotu zmuszona została do praktycznej kapitulacji w 1918 roku.
Niepowodzenie w marszu na zachód spowodowane klęską w wojnie z Polską postawiło Rosję sowiecką przekształconą w 1922 roku w Związek Sowiecki w pozycji państwa przegranego, zbliżonego położeniem z Niemcami. Obydwa te państwa były niezadowolone z traktatów pokojowych w Wersalu, a Sowiety dodatkowo w Rydze. Ten fakt zdecydował o zbliżeniu między nimi i zaowocował traktatem w Rapallo zawartym już w 1922 roku, który przyniósł znaczne korzyści obu stronom, a dla Niemiec był szczególną okazją do omijania ograniczeń wersalskich w dziedzinie produkcji uzbrojenia i szkolenia wojskowego.
Ten stan rzeczy trwał bez przeszkód do czasu istnienia niemieckiej republiki weimarskiej, która nie tylko, że nie została ukarana za łamanie traktatu wersalskiego, ale jeszcze została obdarzona w roku 1925 traktatem lokarneńskim, w którym państwa zachodnie wyraźnie wystawiły na niemiecki łup Europę środkowo wschodnią.
W tych okolicznościach zaistniały wszelkie warunki dla rozwoju partnerstwa niemiecko rosyjskiego i wspólnego odzyskiwania strat poniesionych w I wojnie światowej.
Wszystko to mogło się zgodzić, tylko że dla Lenina i jego następcy Stalina celem nie było odzyskanie rosyjskiego stanu posiadania, a zdobycie jak największego obszaru Europy za pomocą „rewolucji od zewnątrz”, czyli podboju, opanowanie Niemiec miało w tym przedsięwzięciu znaczenie podstawowe.
Z drugiej strony Hitler był niejako zakładnikiem swoich zobowiązań w stosunku do tych, którzy utorowali mu drogę do zwycięstwa w Niemczech.
Jego kariera małego prowincjonalnego krzykacza wiecowego zakończyłaby się na utonięciu w masie podobnych mu działaczy żerujących na rewanżystowskich emocjach gdyby nie zwróciła nań uwagę oligarchia przemysłowa Niemiec, która potrzebowała dwóch rzeczy:
- odwrócenia uwagi niemieckiej klasy robotniczej od idei rewolucji komunistycznej,
- wprowadzenie koniunktury dla niemieckiego przemysłu ciężkiego przez rozpoczęcie intensywnych zbrojeń.
Hitler dostosował się do obu tych wymagań poświęcając dla tego celu swoje najlepsze oddziały SA wraz z ich kierownictwem z Roehmem na czele.
Retoryka antykomunistyczna uniemożliwiła kontynuowanie pożytecznej dla Niemiec współpracy z Sowietami, ale bez trudu można było sobie wyobrazić, że praktyczne okoliczności mogą zmusić obie strony do jej wznowienia. Ze strony Stalina taka możliwość zawsze stała otworem, oczywiście nie jako cel strategiczny, którym nie przestało być dążenie do opanowania Europy, ale jako znakomite rozwiązanie taktyczne. Dawał to do zrozumienia Hitlerowi przy każdej nadarzającej się okazji, mimo że podobnie jak Hitler, który posługiwał się retoryką antykominternowską, sam używał retoryki antyfaszystowskiej.
Istota stalinowskiego i hitlerowskiego władania nie polegała na wcielaniu w życie określonej idei, która w wielu przypadkach służyła jedynie za maskę, ale w osobistym dążeniu władców do jak największej władzy i jej rozprzestrzeniania. Dla Stalina hasłem była proletariacka rewolucja, dla Hitlera przestrzeń życiowa dla niemieckiego narodu.
Ich rzeczywisty stosunek do podwładnych narodów obrazuje bezmiar cierpień i ofiar, na jakie te narody skazali.
W tych okolicznościach rozpatrywanie stosunków niemiecko sowieckich na zasadzie logiki tradycyjnej dyplomacji, gry interesów państwowych czy narodowych, a nawet grupowych lub klasowych – nie ma sensu.
Stalin dla przekształcenia podległych narodów w bezwolną całkowicie podporządkowaną sobie masę motłochu poświęcił miliony istnień ludzkich i wprowadził stan powszechnej nędzy, strachu i marnotrawstwa.
Hitler też swoją władzę budował na terrorze i ofiarach, a zbrojenia i prestiżowe wydatki doprowadziły Niemcy do stanu bankructwa, z którego ratował się wojennym reżimem wprowadzonym jeszcze przed wybuchem wojny.
Jeżeli którykolwiek z nich wykazałby się dbałością o interes swojego kraju to Hitler nie mógł pójść na ryzyko wojny na dwa fronty i zmobilizowanie przeciwko sobie potężnych mocarstw, a Stalin nie podjąłby śmiertelnego ryzyka spółki z Hitlerem, względnie korzystając z okazji włączyłby się do wojny przeciwko niemu już w 1939 roku zadawalając się tymi zdobyczami, które mu chętnie przyznali zachodni alianci.
W ich postępowaniu nie było niczego z trzeźwej kalkulacji możliwości i oceny stopnia ryzyka, przeważała nad zdrowym rozsądkiem obłąkańcza chęć zdobyczy za wszelką cenę.
 
Hitler najpierw z wielkim zapałem budował pakt antykominternowski do udziału, w którym namawiał mocno Polskę, a następnie wbrew temu paktowi zawarł sojusz ze Stalinem. Japończycy uznali to za zdradę i odpłacili tym samym ocalając Stalina przed klęską, a szczególnie przed zdobyciem Moskwy w 1941 roku.
Cała ta gra z punktu widzenia dalekosiężnych planów podboju świata była bez sensu. Korzyści z zawarcia paktu ze Stalinem były niewielkie, a ryzyko wojny na dwa fronty ogromne.
 
Pozycja Stalina była zupełnie inna, mimo nieskrępowanych zbrojeń prowadzonych od samego początku opanowania władzy przez bolszewików i posiadania największej na świecie armii i największej liczby czołgów, samolotów i armat, armia czerwona przeżywała ciężki kryzys dowodzenia po stalinowskich czystkach. Wprawdzie w 1939 roku Stalin nieco oprzytomniał i przywrócił do służby tych uwięzionych dowódców, których nie zdążył zamordować, ale straty były zbyt wielkie ażeby można je było w tak krótkim czasie uzupełnić. Wymagało to przynajmniej 3 – 4 lat, czyli należało utrzymać stan pokoju przynajmniej do 1943 roku, najlepszym dowodem na ten stan było katastrofalne dowodzenie w wojnie fińskiej i w początkowej fazie wojny z Niemcami.
 
W sumie II wojna światowa została wywołana przez dwóch zbrodniczych szaleńców wbrew oczywistym interesom krajów, którymi władali.
Wprawdzie podobną ocenę można odnieść i do I wojny, która jej sprawcom, czyli Niemcom, Austrii i Rosji przyniosła w rezultacie klęskę, a ich władców pozbawiła tronu, a w przypadku Rosji i życia. Tylko, że stan gotowości do wojny krajów europejskich po kilkudziesięcioletnich przygotowaniach był zupełnie inny.
Dotyczyło to szczególnie Niemiec, które po zwycięskiej wojnie z Francją obłowiły się sowitymi reparacjami i miały prawie pół wieku na preparowanie nowej wojny. Również Francja potrafiła się pozbierać po klęsce i stworzyć potężną armię. Austria wprawdzie miała czas pozbierać się po ostatnich klęskach zadanych przez pruskie Niemcy, ale jej stan gotowości do wojny odbiegał od poprzednich krajów.
Najgorzej było z Rosją, która jeszcze przeżywała skutki przegranej wojny japońskiej i rewolucji z 1905 roku, nie mniej wspierana przez alians z Francją mogła wystawić najliczniejszą armię świata.
 
Uważa się powszechnie, że jedynym zwycięzcą II wojny był Stalin, gdyż tylko on w wyniku tej wojny powiększył terytorium swego kraju dokonując ponadto totalnego rabunku nie tylko krajów wrogich, ale również sojuszniczych na terenie, których znalazła się sowiecka armia. Według tradycyjnego kryterium oceny wyników wojny było to najlepsze świadectwo sukcesu.
W praktyce jednak nie zrealizował swego planu „wyniesienia rewolucji” do zachodniej Europy, a ponadto naraził swój kraj na bezmiar strat materialnych i ofiar ludzkich. Te ostatnie nie zostały odrobione przez Rosję do dnia dzisiejszego.
Przy okazji można nadmienić, że ocalił go przed nieuchronną klęską i najprawdopodobniej utratą życia jego najlepszy sojusznik Hitler, który w morderczym zapale wprowadził masowe wygładzanie na śmierć sowieckich jeńców poddających się milionami w pierwszej fazie wojny/3 miliony w 1941 roku/ i których dopiero bezmyślne okrucieństwo Niemców zmusiło do stawienia oporu.
Gdyby zdobył się na podobną dywersję jak Niemcy cesarskie głosząc hasło porzucania frontu przez czerwonoarmistów i dzielenia ziemi kołchozowej i sowchozowej to skutki byłyby jeszcze lepsze aniżeli w I wojnie.
A wszystko stało się na skutek drobnej pomyłki w liczeniu sowieckich dywizji. Według Haldera Niemcy obliczały, że Sowiety mają 217 dywizji i liczbę czołgów zbliżoną do niemieckiej, czyli około 7,5 tys. Tymczasem według Guderiana do końca 1941 roku nawiązano kontakt bojowy z 400 sowieckimi dywizjami, pomyłka zatem była niewielka, tylko o blisko 200 dywizji. Kiedy na przełomie sierpnia i września uznano, że rozbito 200 sowieckich dywizji podano nawet w komunikacie OKW, że regularne siły sowieckie zostały rozbite i walki toczą się tylko z niedobitkami, wydawało się Hitlerowi, że jego kampania obliczona na 80 dni została już zakończona, a wojna dopiero się zaczęła.
 
Stosunki między Hitlerem i Stalinem nie dadzą się wmontować w odwieczne relacje niemiecko rosyjskie, które polegały na korzystaniu przez Rosję z niemieckich sił fachowych począwszy od rzemieślników aż po rządzenie krajem i niemieckiej eksploatacji rosyjskich zasobów. Ukoronowaniem tych stosunków był kongres wiedeński ustanawiający /głównie kosztem Polski/ dobrosąsiedzkie współdziałanie.
Mogłoby to trwać nawet przez następne stulecie gdyby nie naruszenie równowagi przez zaborczość Wilhelma II.
 
Piszę o tym nie dla wspominek historycznych, ale ze względu na okoliczność, że stosunki niemiecko rosyjskie w chwili obecnej powróciły na ten tor i niebezpieczeństwo dalszego rozwoju ponownie kosztem Polski jest już faktem.
 
Przy okazji chciałbym, nie po raz pierwszy, zwrócić uwagę na niezbędność szczególnie wnikliwego śledzenie wszystkiego, co się dzieje na linii Berlin Moskwa.
Autorzy publikacji, o której wspomniałem na wstępie postawili zarzut polskim władzom przedwojennym zlekceważenia traktatu Ribbentrop – Mołotow i braku informacji na temat tego, co naprawdę dzieje się w stosunkach Hitlera ze Stalinem.
Nie sądzę żeby to była prawda, po pierwsze: - awantaże Stalina wobec Niemiec nie były ukrywane, po drugie, jak wspomina ambasador Grzybowski w marcu 1939 roku został w nocy zaproszony przez Litwinowa, który oświadczył mu przy nastawionym na cały głośnik radiu, że odchodzi ze stanowiska komisarza spraw zagranicznych i na jego miejsce przychodzi Mołotow, a to oznacza dla Polski wszystko, co najgorsze.
O możliwości wkroczenia sowieckiej armii do Polski musiano coś wiedzieć albowiem przebywający w dniach 12/13 września 1939 roku u Chodkiewiczów w Młynowie na Wołyniu wojewoda pomorski i prezes Polonii Władysław Raczkiewicz – późniejszy prezydent poinformował swego gospodarza poufnie żeby się ewakuował gdyż należy spodziewać się wkroczenia Sowietów. Z kolei Rydz już 6 września zrezygnował z przygotowanej kwatery w Brześciu kierując się w stronę „przedmościa rumuńskiego”, co mogło być powodowane obawą przed Sowietami. Zresztą jednym z największych błędów, które go obciążają w tej kampanii to brak decyzji o stanie wojny z Sowietami.
Jest to jeszcze jeden dowód na to, że nie tylko trzeba dbać o informacje o rzeczywistym stanie rzeczy, ale jeszcze przygotować odpowiednią reakcję na nie.
Problem polega na tym, że w odróżnieniu od stanu w roku 1939, niezależnie od wszelkich zarzutów, kiedy mieliśmy prawdziwie polski suwerenny rząd, dzisiaj Polska nie tylko, że go nie posiada, ale nie posiada też niezbędnych atrybutów niepodległości i to jest nasza największa klęska narodowa.