Prawicowe dziecioroby czyli seks w kosmosie

Tak się złożyło, że jesienią będę miał trochę spotkań autorskich. Niestety nie będzie mnie w Nysie, jak to kiedyś zapowiadałem, ale będę we Wrocławiu i Częstochowie. We Wrocławiu 6 października, a w Częstochowie 20. Szczegóły zdradzę niebawem. Nie o swoich spotkaniach chciałem bowiem pisać, ale o cudzych. Oto niedawno ukazała się w naszej lokalnej podwarszawskiej gazecie informacja, że w Piastowie odbędzie się spotkanie z Krzysztofem Vargą. Na dole umieszczony był dopisek, że spotkanie to urządza Instytut Książki. Ja się z zasady trzymam z daleka od takich bytów jak Instytut Książki, bo to zalatuje sponsoringiem nastolatek. Jakoś tak z ciekawości jednak zajrzałem na stronę Instytutu Książki. Dowiedziałem się, że szefem tej organizacji jest były naczelny „Rzeczpospolitej” Grzegorz Gauden. Nie to jednak było najciekawsze. Najlepsza była zakładka z napisem „blogi”, a w niej blog, który już wszyscy przecież znamy. Blog pod tytułem „Z pamiętnika wiejskiej nauczycielki”, albo może „Z notatnika wiejskiej nauczycielki”. W każdym razie „ z czegoś tam wiejskiej nauczycielki”. Blog ten to płatna reklama wydawnictw, które promują w ten sposób swoje książki. Jak pamiętacie prowadzi go pani, która nie jest bynajmniej wiejską nauczycielką, ale menedżerem targów książki w Katowicach, a prywatnie to żona blogera wyrusa, wielce dla sprawy prawicowej i niezależnej blogosfery zasłużonego. W zakładce „blogi” na stronie Instytutu Książki, są także inne blogi, które mają tę samą funkcję co pamiętnik wiejskiej nauczycielki. Znalazłem na tych stronach również ranking różnych godnych polecenia książek, a przy każdej znajdował się pewien charakterystyczny dopisek na temat autora. Ja go nie zacytuję dokładnie tylko oddam jego sens własnymi słowami jeśli pozwolicie. Otóż każdy z tych prezentujących swoje dzieła na stronach Instytutu autorów to „mistrz krótkiej formy”. Co to znaczy? To znaczy, że nie chce mu się pisać. Nic więcej. Nie istnieje bowiem coś takiego jak mistrzostwo krótkiej formy, chyba, że w reklamie.

Mamy więc taką oto piramidę, która potwierdza kolonialny charakter naszych stosunków: wszyscy, ale dokładnie wszyscy, którzy stoją blisko lub dotykają jakichś charyzmatów, są naznaczeni. Jest jakiś budżet, nie wiadomo skąd wzięty i oni go dzielą, a przewodniczy temu podziałowi Grzegorz Gauden. Nóż zaś do tego tortu podaje mu wiejska nauczycielka. Jest przymus pisania i musi być napisane, bo w kraju, który liczy sobie 40 milionów ludzi musi być literatura. I ona jest, nie ma co gadać. Jest, ale jest to literatura ciem latających pod wielkim kloszem z mlecznego szkła. Takiej ćmie nie pokażesz gwiazd, ani księżyca, bo ona musi latać, latać, latać, jest bowiem mistrzynią krótkiej formy. Czasem któraś ćma wylatuje na wakacje na Seszele. I to jest nagroda największa. Ci z instytutu książki mają duży budżet i wiecznie się spieszą, tak więc uprawiają formy krótkie, bo i tak coś za to dostaną. Długość dzieła nie ma najmniejszego znaczenia, a sens także nie. Ostatnio słyszałem o książce, z zadatkami na dzieło wybitne, która opowiada, że o tym, że gdzieniegdzie w Warszawie są podziemne przejścia do tajemnego, żydowskiego świata, w którym wszystko jest inne, lepsze i smaczniejsze. Książka ta z pewnością zostanie nominowana do jakiejś nagrody, być może nawet do „Nike”. Pewnie nawet z tego powodu została napisana. Wczoraj zapytano mnie, czy ja się spodziewam jakichś nagród za swoją pracę. Oczywiście, że nie. Już o tym pisałem, ale napiszę jeszcze raz, bo za chwilę przyjdzie tu ktoś i zacznie demaskować moją zawiść wobec lepszych ode mnie. Nagrody to jest piętno lilii, na łopatce. Nie ma o czym w ogóle gadać. Wobec tego horrendalnego oszustwa, wobec wiejskich nauczycielek, wobec mistrzów krótkiej formy, branie jakichkolwiek nagród to dobrowolne naznaczenie. Nagrody jednak istnieją i rozdające je jury decyduje o tym kto pojedzie, a kto nie na te całe Seszele. Uczciwy człowiek zaś nie może brać za swoją pracę wynagrodzenia w przedmiotach bezwartościowych, takich jak gipsowa ryba z twarzą Macieja Rybińskiego, czy jakaś statuetka z metalu. Przecież tego nie można nawet zastawić, w tym lepszym żydowskim świecie, do którego prowadzą tajemnicze korytarze w warszawskich kamienicach. To się nadaje jedynie do rzucania za psami. Normalny człowiek może przyjąć w nagrodę pieniądze, jakąś nieruchomość, coś z biżuterii, ale nie emaliowaną blaszkę, zwaną orderem lub jakieś inne gadżety z tworzyw sztucznych. Wracajmy jednak do spotkań autorskich. Skoro państwowa instytucja organizuje odgórnie spotkania autorom w takich miejscach jak biblioteka w Piastowie, to nie może być proszę Państwa dobrze. Jak bowiem wczoraj pod tekstem o sytuacji w Kongo w XIX wieku ustaliliśmy, rola pisarzy jest inna, niż nam się zdawało. Dla mnie samego przyznam, konstatacja ta była pewnym zaskoczeniem, jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało. No, ale skoro już mamy jasność, możemy poczuć się lepiej. Normalnie więc jest jak za Bieruta. PZPR organizuje spotkania z pisarzami postępowymi, a całą akcję zabezpieczają propagandowo wiejskie nauczycielki, które w dodatku są żonami ludzi deklarujących niezgodę na system. I szafa gra. Nie wiem o czym mówił Varga w Piastowie, ale zgaduję, że nie o tym samym o czym ja mówiłem w niedzielę w Bydgoszczy. Warto by się tera zastanowić, czy z tymi Seszelami czasem nie przesadziliśmy, może się bowiem okazać, że to jest za dużo nawet jak dla Vargi, że po prostu konstruktorom budżetów literackich szkoda pieniędzy na takiego Vargę i on nigdy nigdzie nie pojedzie. Ma jeździć do pracy, czyli na spotkania do Piastowa. Może być jeszcze gorzej, a powiem Wam, że w tej chwili naszła mnie wręcz pewność, że jest gorzej. To znaczy, że dla mistrzów krótkiej formy wyjazdy do Piastowa na spotkania z czytelnikami, nie są traktowane w kategoriach obowiązku, ale nagrody. Być może jedynej nagrody.

Tak oto sytuacja wygląda w obozie postępu. Jak jest zaś u reakcjonistów? Tam króluje pornografia i ekshibicjonizm, co zauważył nawet Horubała w ostatnim „Do rzeczy”. Horubała zrecenzował książkę jakiegoś Holewińskiego, gwiazdora środowiskowego i postaci wielce zasłużonej, dla wszystkich nas i każdego z osobna. Horubała skrytykował tę książkę za ekshibicjonizm, za pychę i tandetę, pochwalił tylko pomysł, który według niego jest dobry. Książka Holewińskiego zasadza się na pomyśle następującym: po latach, niezależny dziennikarz, rozpoczyna śledztwo w sprawie nieukaranej zbrodni na młodym człowieku. Zabili go milicjanci i do dziś pozostają bezkarni. W tak zwanym międzyczasie kochanka dziennikarza okazuje się córką ubeka.

To jest właśnie ów świetny pomysł, który podoba się Horubale (Horubałowi?), cała reszta jest od niego gorsza. I Horubała ma odwagę o tym napisać, choć właściwie jego recenzja mogłaby dotyczyć dowolnej książki autora z obozu kontrrewolucji, w tym jego własnych, w których jest dokładnie to samo, co w książce Holewińskiego, tyle że okoliczności są nieco inne. Kochanka nie jest córką ubeka, tylko dygnitarza, albo dygnitarz jest kochankiem dziennikarza, albo jeszcze coś. W każdym razie rażąco od schematu eksploatowanego przez obóz kontrrewolucji nic tam nie może odbiegać. Nawet nie pytajcie dlaczego. Pisaliśmy już o tym z Toayhem sto razy. Nic nie może odbiegać od schematu , bo oni wyobrażają sobie czytelnika na swój obraz i podobieństwo. Widzą w Was łapczywych, prymitywnych chamów, którzy myślą tylko o tym, jak tu się wymiksować ze swojej roli dobrego ojca, wielodzietnej rodziny i puknąć jakąś laskę na imprezie. A niechby nawet i za sto złotych. To jest poziom do którego równają i o tym Horubała pisze wyraźnie w recenzji książki swojego kolegi Holewińskiego.

Moim zdaniem dotknęliśmy w tej chwili bardzo ważnego problemu, chodzi o męskie wzorce w literaturze oraz z w rzeczywistości. Na tak zwanej prawicy nie mamy wielkiego wyboru, bo wszyscy chcąc nie chcąc celebrują życie rodzinne, przynajmniej w deklaracjach, bo normalnie to jest różnie. Żeby zaś opisywać życie w rodzinie wielodzietnej w sposób interesujący, uwodzicielski i ciepły, trzeba mieć wielki talent, albo wielką miłość w sobie. Może ktoś pamięta jakąś ciepłą i wartościową powieść prawicowego autora, które nie dotyczyłaby instytucji rodziny, jej roli w społeczeństwie i Kościele, a po prostu dzieci i ich perypetii? Czy te wszystkie prawicowe dziecioroby mają coś takiego w zanadrzu? Może ktoś pamięta jakąś powieść prawicowego autora, w której nie byłoby kosmosu i seksu, naraz lub osobno? Ja nie pamiętam, ale wy pewnie tak. Napiszcie mi tu pod spodem listę takich dzieł. Może jakiś konkurs urządzimy. Gipsu jest sporo, ja kiedyś dużo lepiłem z plasteliny, to pewnie uda mi się coś awangardowego stworzyć, a jak zastygnie i pociągniemy to farbką, nagroda będzie jak znalazł. No sami powiedzcie czy to nie jest dziwne, że człowiek który ma ileś tam pociech w domu, działa pod jakimś upiornym przymusem i musi pisać dzieła, które wszystkie jaki jedno dają się wepchnąć do worka z napisem „seks w kosmosie”?

Kupiłem sobie wczoraj książkę Mario Vargasa Llosy pod tytułem „Marzenie Celta”. To jest książka o człowieku nazwiskiem Roger Casament, który zdobył rynek kauczuku dla Wielkiej Brytanii, wyrzucając z tego rynku Niemców. Oni w zemście wymyślili sobie sztuczny kauczuk, czyli gumę, a potem wybuchła I wojna światowa. Oczywiście nikt nie napisze, że Casament zrobił to co zrobił, bo nie chodziło o kauczuk tylko o nieludzkie traktowanie czarnych i Indian przez kolonizatorów. Dzięki takim ludziom jak Casament Wielka Brytania zdjęła z siebie odium oprawcy i przerzuciła je na Niemców. Czy ten biedny irlandzki pedał zdawał sobie z tego sprawę?

Llosa twierdzi, że nie. Zostawmy jednak na razie treść tej książki i skupmy się na czymś innym. Oto książki Llosy wydaje wydawnictwo „Znak”, które jest współorganizatorem targów w Katowicach, zarządzanych przez wiejską nauczycielkę z Instytutu Książki. Ja pamiętam książki Llosy z dawnych czasów i były one po prostu znakomite. Te najnowsze są po prostu biedne. Czyta się je tak jak książkę Holewińskiego o seksie w kosmosie, gdzie ubecy kogoś zamordowali, a śledztwo nie zostało należycie przeprowadzone. Myślę, że winę za to ponosi tłumaczka, Marzena Chrobak. Ona nie jest zaangażowana oficjalnie w działalność Instytutu Książki, w pisarstwo postępowe ani nawet w kontrrewolucyjne. Ona po prostu tłumaczy jedną książkę za drugą. Llosa zaś w mojej ocenie podpisał cyrograf. Na starość mu się zdarzyło, bo bardzo chciał dostać tego Nobla. Sami sobie przeczytajcie, można zapłakać nad jego Llosem rzewnymi łzami. Dżungla, prawa człowieka, Irlandczyk, pederasta do tego, skazany na śmierć za spiskowanie przeciwko Wielkiej Brytanii. A gdzie Churchill chciałoby się zapytać? Polscy kontrrewolucjoniści to nawet czasem Jaruzelskiego umieszczą w swoich dziełach, albo Kiszczaka. Panie Llosa, ja się panu pytam: gdzie Churchill? On nie jest ciekawy jako postać? Myślę, że jest ale pisarze nie mają odwagi, żeby się wziąć za ten kawałek kosmosu, w którym pan Churchill uprawiał seks.

Ponieważ powyższa notka nie nastraja optymistycznie, a wręcz odbiera wiarę w literaturę, muszę w Was tę wiarę uratować. Oto prawdziwa literacka perełka, cały, nie ocenzurowany tekst pieśni dziadowskiej z najnowszego tomiku zawierającego współczesne aranżacje pieśni dziadowskich, zatytułowanego „Za dziada w super wróbla przemienionego”, który jest dostępny na stronie www.coryllus.pl po 25 zł plus koszta przesyłki. Po tyle samo sprzedajemy we wrześniu „Baśń jak niedźwiedź. Tom II”.

Tragiczna historia miłości żaka i tancerki z teatru kabuki

Typ nordycki zupełnie jak z okładki

Niebieskie oczy, włosy blond

Dziecko szczęścia – mówili o nim

Nie wiedząc co mu zgotował los:

Ojciec profesor – sławny fizyk

Często w podróży za granicą

Przywoził stamtąd różne gadżety

Dzielił się z synem każdą tajemnicą

Rozwijał się szybciej niż jego rówieśnicy

Zaliczył dwie klasy w ciągu roku

Lecz jego matka zdolna sopranistka

W wigilię wybiegła pod auto w amoku

Od tego momentu nasz bohater

W ciągu miesiąca znacznie się postarzał

Zasypiał tylko przy włączonym świetle

Na mszy stał zawsze blisko ołtarza

Ludzki los zmienia się szybciej niż moda

Czasami trudno tym przemianom sprostać

Porzucił studia, wyjechał do Stanów

Gdzie na budowie robotę dostał

Marzył tylko o tym, żeby zapomnieć

Płuca wypluwał przy ciężkiej robocie

Aż pewnej nocy go pobili

I zostawili bez forsy na skłocie

Los jednak do niego się uśmiechnął

Poznał dziewczynę piękną jak kryształ

Skośnooką tancerkę z teatru kabuki

Rozkwitła miłość niewinna i czysta

Chwila ta jednak nie trwała zbyt długo

Dziewczyna też miała swoją skazę

Co z tego, że głęboko ukrytą przed światem

Traumy z dzieciństwa nic nie wymaże

Rozwinęła się u niej mania prześladowcza

Potem powstała z tego psychoza

Dlatego wziął ją do specjalisty

Lecz medyk jedynie przepisał prozac

Prozac nie pomógł to wrócił do kraju

Choć krajem znów rządzili oszuści

Niestety skośnooka tancerka kabuki

Nie chciała tak łatwo z rąk go wypuścić

Trafiła za nim do willi pod miastem

Gdzie ponownie zamieszkał na łonie rodziny

Ojciec profesor młodym nie chciał przeszkadzać

Więc często w instytucie brał nadgodziny

Na nowo zaczęły się swary i kłótnie

Żyć bez tego nie mogła skośnooka tancerka

Dlatego nie wytrzymał pewnego wieczoru

I przez przypadek wbił jej nóż do serca

Noc całą opłakiwał swój czyn haniebny

Tulił w ramionach stygnące ciało

Na koniec nad ranem zakopał tancerkę

W ogródku przed willą choć mocno padało

Potem zrobił grilla dla starych znajomych

Przyszło też zupełnie kilku nowych gości

Do rana pili, palili, tańczyli

Depcząc po grobie jego wielkiej miłości

Dziennikarze wciąż zadają to pytanie

Jak w ogóle doszło do tej tragedii?

Zdolny chłopak z dobrego domu....

Odpowiedź zagłusza reklama nowej komedii

Jak widzicie jest tu miłość czysta jak kryształ, mało seksu i ani słowa o kosmosie. Tylko ojciec fizyk, ale fizyk to nie to samo co astronom prawda? Pamiętajcie www.coryllus.pl

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

05-09-2013 [10:34] - NASZ_HENRY | Link:

że masz racje pisząc „mistrz krótkiej formy to znaczy, że nie chce mu się pisać” ;-)

Obrazek użytkownika Stasiak

05-09-2013 [11:43] - Stasiak | Link:

w tej balladzie jest postac tancerki kabuki a to dlatego ze jak do tej pory wszystkie role w kabuki robia faceci.
Nie wykluczone ze autor przemycic chce tresci tajemne ktore unikaja wstepnej analizie. Jak np. Patrz co bierzesz Hmm.

Obrazek użytkownika Coryllus

05-09-2013 [12:30] - Coryllus | Link:

Właśnie, właśnie...

Obrazek użytkownika Rybak

05-09-2013 [11:56] - Rybak | Link:

To twoja opcja?

Obrazek użytkownika Coryllus

05-09-2013 [12:29] - Coryllus | Link:

Idź na grzyby to ci przejdzie...

Obrazek użytkownika Rybak

05-09-2013 [14:23] - Rybak | Link:

to już bym tam był!