Boshobora kontra Kaczyński-walka na charyzmaty

Miałam nie pisać. Nie o tym. P. J. Darski swego czasu przekonywał, że blog powinien tu być polityczny a tematy ja mam co najmniej trzy i to natury religijnej. Poza tym aura nie ta. Zdrowie nie te.

Ale napisałam. I co? No nic. Tu znów ukłony ku J. D., który zionął sarkazmem wobec tych, co to im się zdarza wyciąć coś w tekście na podlądzie wraz z całością tekstu. Nawiasem mówiąc, czy ktoś wie, jak (jeśli w ogóle) można odzyskać tekst? Przydałoby się na przyszłość, bo ilekroć odnoszę się do tekstu pewnej osoby, wytnę wszystko. Potem zaś nie chce mi się już niczego. Zaczynam wierzyć w przeznaczenie.

Tak stało się i dziś. Wchodzę, czytam. Miałam nawet się nie logować, ale nie zdzierżyłam. Potrzeba skomentowania była silniejsza. Ba, zaczęły się właśnie Wiadomości i pierwszy news to „kanonizacja Jana Pawła II” a do tego, ktoś z moich znajomych skomentował na FB udostępnione przeze mnie zdjęcie – kadr z filmu „Pasja”, mający być komentarzem do zmian forsowanych przez polski Kościół ad. „zabaw hucznych nie urządzać” w piątki. A tu blogier z wyższej półki, publicysta, autor książek…, słowem: poważna persona, pozwolił sobie skomentować sobotnie spotkanie modlitewne na warszawskim Stadionie Narodowym.

Kto je poprowadzi? Nie znam gościa – Boshobora . Podobno zaprosili go polscy hierarchowie (tych też nie wszystkich przecież poznałam). I chyba nie tyle on, co oni, są przyczyną krytycyzmu, jakiejś niezrozumiałej dla mnie nagonki na całą imprezę i to ze strony innych, podobno „normalnych katolików”.
 Na początek wyjaśnijmy sobie, że „normalny katolik” to taki, który nie lata po „spędach religijnych” i taki, któremu wystarczą tradycyjne (czyt. normalne) formy ekspresji religijnej. Zatem żadne tam afrykańskie podrygi, dawidowe klaskanie itp. rzeczy. Ba, broń Boże Dawidowe…
Teraz możemy powiedzieć jasno, że ja, która dotąd uważałam się (na podstawie opinii wydanej przez otoczenie bliższe i dalsze), za normalną katoliczkę, jestem całkowicie nienormalna. Pewnie dlatego, że jestem całkowicie „posoborowa”. Oznacza to ni mniej ni więcej, że od najmłodszych lat należałam do czegoś, co w Kościele posoborowym zwie się ruchem religijnym –np. oaza i te sprawy. Zawsze szukałam jakichś bezpośrednich, szczerych i żywych relacji wspólnotowych. Wiek młodzieńczy wręcz łaknął całkowitego autentyzmu przeżyć religijnych: świadectwa słowa, wiary, modlitwy, czynu…, otwartości na bliźniego, pragnienia misyjności, dzielenia się i swego rodzaju „bezwstydu” wiary. Ten ostatni to nie żaden ekshibicjonizm religijny. To bycie sobą osoby głęboko wierzącej i autentycznie  żyjącej Bogiem, dla Boga, z Bogiem…

Oczywiście trudno spodziewać się, by zrozumiała to osoba, krytykująca jutrzejsze spotkanie Polaków z Boshobora na Narodowym i widząca w nim jedynie okazję do zrobienia biznesu. Bo, wiadomo, bilety, gadżety i te sprawy. Pani Senyszyn nie pójdzie, to już wiemy. Nie dziwię się. To trochę tak, jakby spodziewać się, że spotkanie zaszczyci posłanka Grodzka. Czy ktoś z komentujących zdał sobie sprawę jak bolesne byłyby konsekwencje ewentualnego cudu uzdrowienia? Jakie to koszta… jaka trauma… Lepiej nie wchodzić w szczegóły. Nie przed snem. Ja wiem, że inteligentni ludzie chadzają późno spać lub wręcz zarywają noce, ale bez przesady. Obie panie nie pójdą. To pewne. Jakkolwiek wcale nie jestem pewna czy to obie panie, bo niby dlaczego mam być pewna. To kwestia wiary. Kto jak kto, ale pani Senyszyn, która nie wierzy w Boga (jak rozumiem z jej wypowiedzi i zachowań w ogóle), powinna to doskonale rozumieć. A skoro ona w Boga (a zatem i Bogu) nie wierzy to ja tym większe prawo mam nie wierzyć Grodzkiej, że ona nie jest Grodzki. I tym bardziej, że ja, w przeciwieństwie do pani Senyszyn (nie wiem czy też Pani i pana Grodzkich) w Boga wierzę i Bogu wierzę a ten stworzył pana Grodzkiego jako nie-grodzkiego a nie panią Grodzką. No i w ogóle jak tu komuś takiemu wierzyć, kto nie wiadomo nawet jak w końcu się i kiedy nazywa.

Tak czy inaczej osoby te (Boże jakiś ty wspaniały, żeś uczynił człowieka osobą i pozwolił mi tym samym wybrnąć z opresji słownej i nazewniczej! Bez uszczerbku dla wspominanych przeze mnie osób – Twojego wszakże stworzenia) w sobotę na Stadion Narodowy nie pójdą i nie pojadą. Pani Senyszyn wszakże gorszyć się gorszy i krytykować – krytykuje. W sumie, nic innego jej nie zostało. Takiej osobie, np. z ciekawości, to i trudno by było nawet incognito tam pójść. Wyobraźmy sobie incognito tej pani. Nie, niewyobrażalne. A pójść tak czy siak równie niebezpieczne w skutkach jak w przypadku osoby A. Grodzkiej.

Generalnie trudno też pani Senyszyn wyobrazić sobie, że spotkanie modlitewne katolików i to w takiej ilości, może nie mieć nic wspólnego z rozdawaniem darmowym prezerwatyw i sprzedażą gadżetów, jak to ma miejsce podczas parad gejów i lesbijek. W myśl zasady, że każdy sądzi według siebie, rozumiem jej percepcję świata i poruszanego problemu. To tak jak jej wizją kleru: sami wyuzdani zboczeńcy. Widać tylko takich zna. No, ale skoro w takich kręgach się obraca. Przykro mi, mogę jedynie rzec i tyle. Biorąc pod uwagę jej niewiarę, nieznajomość rzeczywistości (tego katolickiego jej wycinka) i zakotwiczenie w odmiennym światopoglądowo środowisku oraz jej strach przed wewnętrzną przemianą i jej konsekwencjami (co ona po tylu paradach zrobi z taką górą lateksu), jestem w stanie ją zrozumieć. I na tym koniec.

Koniec z posłanką Senyszyn, która ma inne plany na sobotni wieczór. Próba chóru czy coś jej wypadło. Nie wnikam. Czy wierzy czy nie, chce czy nie – Szczęść jej Panie Boże i błogosław. Nie koniec jednak z tymi, którzy zwą się „normalnymi” katolikami a sztamę (mentalną) trzymają z panią posłanką. Tych zrozumieć nie jestem w stanie. Bo, jeśli szanujący siebie bloger, który – jak widać i jak nieskromnie się przyznaje – słabiutko zna Biblię a zwłaszcza Nowy Testament oraz istotę Kościoła i jego posłannictwo, pisze tekst o tymże spotkaniu modlitewnym, z którego trudno wywnioskować jednoznacznie o jego szacunku dla ludzi wierzących, modlących się i Kościoła (przynajmniej w tej jego wybranej części hierarchicznej), to jak tu go szanować za inteligencję i nie wątpić o właściwym jego punkcie siedzenia. Siedzi dość wysoko, ale albo przez zasiedzenie, albo ktoś go tam wykopał niezłym kopem i tak zostało. Jak tu też ufać komuś, kto pisze o czymś, o czym nie ma zielonego pojęcia i to mimo tego, że o tym wie i do tego przyznając się do tego publicznie. Czysta nieuczciwość. Nie wiesz, nie znasz? Poznaj a potem komentuj. Lub zamilcz, by nie robić plot.

Nie rozumiem bowiem też i tego, jak osoba o minimalnej wiedzy religijnej i minimalnym rozwoju religijności a jednak praktykująca, może pleść takie farmazony na te tematy. Bo tu nie tylko chodzi o osobę prowadzącego – Boshobora i jego nadnaturalne moce i nie tylko chodzi o tych, którzy go zaprosili i ich motywy (co do niektórych, wiadomo, muszą być złe, obrzydliwe i w ogóle) – ja też ich nie lubię i zaufania nie mam, ale w przeciwieństwie do niektórych zachowuję zdrowy rozsądek. Nie chodzi też o tych, którzy dali się naciągnąć i kupili bilety, i chcą iść… Kwestii jest więcej i o nie wszystkie chodzi. Banialuki pisze inteligentny niby człowiek z określonym dorobkiem. Brak słów na komentarz.

Nie ma sensu odnosić się do każdego zdania, które koniec końców, nie wiem czy na pewno jest pisane na poważnie. I nie wiem czy autor kpi, szydzi, czy może jednak dopytuje się, poszukuje odpowiedzi. Może mamy różne poczucie humoru? Wiadomo, moje jest wybrakowane czy coś. Na niższej grzędzie siedzę a cały mój dorobek mieści się w kilku szufladach, do których jedynie ja mam klucz. Taka już moja głupia maniera żeby nie chadzać po prośbie i nie świntuszyć pychą autoreklamy.

Postanowiłam więc nikogo nie „tyciać” i ogólnie omówić swój punkt widzenia na owo spotkanie, jego sens i cel. Tak z punktu widzenia teologa, Kościół jest wspólnotą a nie jedynie instytucją (ja wiem, to pani Senyszyn w głowie się nie mieści, bo pojawia się problem z dzieleniem kasy i gumek, ale odpuśćmy sobie i pomyślmy jako katolicy – „normalni” i ci nienormalni czyli posoborowi). Wspólnota ma to do siebie, że stanowi jakąś liczbę osób, które coś łączy i czego one są w pełni świadome, akceptują to a często jest to ich świadomym wyborem również na poziomie owej łączności. Są oczywiście jednostki, którym trudno jest zgrać się z resztą i zaakceptować to, że coś ich z innymi łączy, ale tolerują to ze względu na to, co ich łączy właśnie. W przypadku Kościoła, tym, co łączy ludzi jest wiara a konkretniej – osoba Jezusa Chrystusa. „Normalny” (wg. Definicji zawartej w komentarzu do jednego z dzisiejszych tutejszych wpisów blogerskich) katolik skupia się raczej na wierze, nie na osobie. Nienormalni są nienormalni, bo doświadczają cudów, ale ci „normalni” nie są, jak widać, w stanie zrozumieć tego, że to, iż tamci doświadczają cudów w przeciwieństwie do nich, którzy też by chcieli a nie jest to im dane, doświadczają ich, bo doświadczają OSOBY. Chrystus wielokrotnie w ewangeliach wypowiada kwestię: „twoja wiara cię uzdrowiła”. Wiara czyni cuda. Wiara bez uczynków jest martwa. No, tak. Najbardziej martwa jest jednak bez żywej osoby, bez relacji - żywej relacji z żywą osobą.

Na moim osiedlu postawiono (już w III RP) kapliczkę. Po jakimś czasie dostawiono obok wielki krzyż. Po co? Jako symbol wiary i wyraz religijności: Matka nie powinna być sama, bez Syna (podobno). Potem zapadła decyzja o postawieniu (również obok) figury Św. Michała Archanioła. Figury jeszcze nie ma, ale wielu zastanawia się, czy figury dwunastu Apostołów też są już w planie… Ja zaś zastanawiam się nad czymś innym. Otóż od pewnego czasu pod krzyżem płoną nieustannie znicze. Nie jakieś poświęcone świece, nie w momencie wspólnej modlitwy (majówka, czerwcowe, różaniec, co mieszkańcom się chwali), ale ot tak. Znicz. Światełko zapalane zmarłym na grobach, w miejscu ich śmierci. Ku ich pamięci. Znicz pod krzyżem przy drodze to nic dziwnego, zwłaszcza w Polsce. Ale ot tak, Panu jezusowi? Na litość, Chrystus żyje! „Normalny” katolik jednak oburza się taką interpretacją. I na nic tłumaczenie, że zapalona (poświęcona) świeca jest symbolem obecności Chrystusa pośród wierzących, gdy zbierają się na modlitwie, ale pierwszy lepszy znicz zapalony pozostawionemu samotnie Jezusowi na przydrożnym krzyżu to raczej brak wiary w Chrystusa –Boga, który stał się Jezusem, umarł, ale zmartwychwstał. „Normalny katolik zdaje się wierzyć w ziemskiego Jezusa, ale w boskiego Chrystusa już nie do końca, nie na serio. Kto to tam wie, lepiej się nie wgłębiać. To dla księży. Bez przesady.

Normalny katolik idzie do kościoła w niedzielę i święta i zachowuje wyznaczone przykazania. No i trzeba chyba dodać: z nieufnością odnosi się do popaprańców, którzy organizują religijne (podejrzane) spędy, niby-cuda, niby-kapłanów charyzmatyków i w ogóle do jakichś tam charyzmatów. Normalny katolik nie jest za gorliwy, bo „gorliwość jest gorsza od faszyzmu”, wiadomo. Normalny katolik a do tego patriota wie, że jeśli dodatkowo takie spotkania organizują „nieodpowiednie” (czyt. niewiarygodne z politycznego punktu widzenia) osoby, to należy je obsmarować, ile się da i trzymać się (i bliskich) z daleka.

Polscy hierarchowie zaprosili księdza, który nazywany jest charyzmatykiem. Prowadzi on spotkania o charakterze religijnym. Naucza i prowadzi modlitwę, co oznacza, że modli się sam, ale i umie kierować modlitwą innych. Odznacza się opinią świętości życia, mądrością i głęboką wiarą. Jest na tyle wiarygodnym kapłanem i człowiekiem wierzącym, że sprowadzili go członkowie episkopatu (nie kółko różańcowe w Pcimiu Dolnym) angażując w to swój autorytet (nawet jeśli dla niektórych jest on wątpliwy). Na te spotkania ciągnie tak wielka rzesza ludzi, że potrzebne jest zapewnienie im bardzo dużej przestrzeni i potrzebne są większe środki bezpieczeństwa. Organizatorzy wynajęli więc Stadion Narodowy. Nie ważne, że Narodowy. Chodzi o stadion jako taki, miejsce zdaje się idealne na takie imprezy masowe. Wynajęcie stadionu i oprawa w takim kształcie kosztuje. Koszty ponoszą, oczywiście, uczestnicy. Stąd bilety. Jeśli sam Boshobora otrzyma datek, co jest normalne przy każdych rekolekcjach np., mnie to nie zdziwi. Jeśli będzie to darowizna większa niż w przypadku rekolekcjonisty z Pcimia Górnego, nie dziwi tym bardziej. Są osoby, które twierdzą wszakże, że i u nas są świetni rekolekcjoniści, których potencjał można by wykorzystać. Ok. Pokażcie mi ich, bo jakoś nie słyszałam, by w Polsce któryś na taką skalę angażował się w ewangelizację i modlitwę, by skupiał wokół siebie takie tłumy. No, o. Rydzyk i ks. Natanek mają pewne zasługi na tym polu, ale to wszystko. Reszta się nie wychyla. Zwłaszcza, że ci obaj po łbach dostają regularnie. Więc, lepiej się może i nie wychylać za bardzo: bez przesady, z umiarem, unikając cudzych odcisków…

Teraz o ludziach. Kto tak idzie? Ciekawscy? Ułamek procenta. Idą ci, którzy noszą jakąś wielką niespełnioną nadzieję w sercu. To chorzy, cierpiący, umierający, samotni, odrzuceni… To ci, co wierzą w Boga i szukają Go, szukają Jego ratunku. Ostatecznie ci ludzie mogliby sami w domu to samo wymodlić. Dlaczego więc Bóg dopuszcza te łaski w tym tłumie? Bo tu ta ich wiara nabiera dopiero dostatecznej siły, by unosić te ich osobiste góry, które stoją ich szczęściu i zdrowiu na drodze; tu ta wiara nabiera mocy ziarnka gorczycy. Bo? Bo to nie jakiś tam zdolny rekolekcjonista, ale pasjonat modlitwy, szaleniec Boży, stawia ich w przekonaniu, że Bóg jest i koniec, On kocha i koniec, On obdarowuje i koniec. Bo „gdzie dwaj, albo trzej w imię Jego”, bo ten czwarty i piąty z tegoż ułamka procenta ciekawskich musi wyjść dotknięty ich wiarą. Wiara czyni cuda. To nie Boshabora. To wiara tych tysięcy ludzi. On ich tylko w tej wierze utwierdza. To jest jego dar od Boga. Cud zawsze w Ewangelii był odpowiedzią Boga na ludzką wiarę (prośbę z przekonaniem, ze Bóg może i ufnością, że On wysłucha, jeśli to jest dobre, bo kocha). Cud w Ewangelii miał też zawsze i inną funkcję: miał wzbudzać wiarę u innych, tych którzy wątpią lub wręcz nie wierzą wcale. Do tego potrzebne są te tłumy  - Panu Bogu, by świat poznał Jego chwałę i ludziom, by uwierzyli. A Boshabora  ma i tę zaletę, że nie jest prorokiem we własnej ojczyźnie, ci nie są mile widziani.

„Normalny” katolik jednak w takie teologiczne brednie nie wierzy i ich nie słucha. On wie, że co innego Jan Paweł II – papież, Polak… a co innego jakiś obcy gość niewiadomego pochodzenia itd. „Normalny” katolik zamiast owczym pędem lecieć na spęd religijny, wspomni JPII, zapali znicz Chrystusowi, będzie przestrzegał przykazań: w niedzielę pójdzie na Mszę, zachowa post w Piątek a w sobotę będzie odsypiał piątkową imprezę, bo wiadomo, że episkopat zniósł „zabaw hucznych nie urządzać” w piątki a jak zniósł to w porządku. Już normalny katolik nie rozmienia się na drobne, że to dzień męki Chrystusa – za nasze grzechy. Starsi wrzucą na luz, ale młodszym bronić już nie będą. To takie normalne. Cud przydałby się i w episkopacie jak widać. Niedługo zniosą „nie zabijaj”, bo skoro tyle aborcji to niech choć grzechu nie mają a raczej zasługę zaciągną. (celowe wyolbrzymienie)
Obawiam się jednak, że ów „normalny” katolik nie zauważa, że gdyby Jan Paweł II nie był takim charyzmatykiem, jakim był, to modliłby się nie wraz tysiącami ludzi przybywającymi na spotkania z nim, a z garstką jakiegoś kółka wzajemnej adoracji spędzonego pod przymusem według listy obecności ruchów w poszczególnych diecezjach a Duch może by i zstąpił, ale mam poważne wątpliwości czy odnowiłby oblicze ziemi, przynajmniej – tej ziemi. To nic innego. Przyjeżdża ktoś, kto wierzy, przekonuje, że Bóg jest i wysłuchuje, wzywa wraz z innymi Ducha Świętego a ten ubłagany ludzką wiarą i nędzą ludzkich potrzeb przychodzi. I wieje kędy chce. I odmienia oblicza ludzkich serc, dusz, relacji z innymi, ludzkiego zdrowia i szczęścia. To tak trudno pojąć, zaakceptować? Znaczy trzeba cudu.  Znaczy spotkanie na narodowym jest odpowiedzią Boga na nasze potrzeby. I tyle.

Znaczy ja pojadę? No, nie. Moja fizyczność ostatnio blokuje mnie tak bardzo, że siedzę zaklinowana w domu i nie jestem w stanie zbyt daleko z niego się ruszyć. Czekam raczej aż charyzmatycy podjadą bliżej. W sobotę na Podlasie zajrzy Jarosław Kaczyński. O 19.00 ma się zjawić w szkole we wsi Domanowo k. Brańska. Mają tam fajną halę (widziałam) i pewnie jest boisko, stadion znaczy. Toteż Narodowy przegrał z nim. Mam jednak nadzieję, że wśród tych, którzy zgromadzą się na Narodowym znajdzie się choć pięćdziesięciu sprawiedliwych, którzy w sercu będą nosić też naszą ojczyznę i wyproszą tam cud dla niej. Ja, uczestnik „Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę” cieszę się, że mam swój nikły udział w wypraszaniu tych zmian, które się powoli dokonują. Mam też nadzieję, że Narodowy stanie się miejscem nowego cudu nad Wisłą – cudu w sercach ludzi. Bo ten fałszywy tuskowy cud, który omamił wielu, tam właśnie się zagnieździł i jedynie sam Bóg może ich obudzić z tego letargu. Na taki cud liczę. O taki się modlę. O takie spektakularne wskrzeszenie Polaków. A Jan Paweł II, którego kanonizacja jest tylko kwestią czasu, o czym wszyscy przecież od początku wiedzieli, niech nas w tej modlitwie wspiera. To byłby jego największy cud „pośmiertny”, gdyby uzdrowił serca naszych niektórych hierarchów. Fakt, że w episkopacie znaleźli się tacy, którzy Boshobora zaprosili budzi nadzieję: są tacy, którzy z pokorą widać przyjmują swoją słabość i zaniedbania i są otwarci na Boże działanie. A może Bóg ich otwiera, choć sami nie wiedzą. Jakie to ma znaczenie. Libacji, orgii i handlu wodą święconą czy relikwiami nie będzie. Będzie modlitwa. Znam jedną osobę, której modlitwa żarliwa zawsze przeszkadza, która w każdej modlitwie przeszkadzać będzie i do każdej będzie starać się nie dopuścić. To ojciec niezgody i kłamstwa, który każdy ogarek wiary zagasi, jeśli mu pozwolimy.

Jeśli ktoś, kto pójdzie na Narodowy to przeczyta, niech ma uwadze Polskę. Mnie również. Mam swoje ważne intencje… Kiedy o nich pomyślę, przywołuję całą wiarę w świętych obcowanie, wstawiennictwo JP II, św. Rity i innych, a przed oczami staje mi scena z „Pasji” właśnie: pocięte, posiniaczone, porżnięte ciało Chrystusa biczowanego. Odechciewa mi się imprez w piątek i z chęcią pojechałabym do tej Warszawy. Kaczyński w sumie bardziej potrzebuje mojej modlitwy niż otwartych uszu i oczu. Ale ja potrzebuję pierwej modlitwy, by tam pojechać. No, i ja jestem z tych „nienormalnych” i nie wspieram nagonki posłanki Senyszyn na dzieła Bożego Miłosierdzia. W ogóle jej nie rozumiem. To znaczy ich - i Senyszyn i nagonki. Wiadomo „nienormalna” katoliczka.
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika dogard

06-07-2013 [12:52] - dogard | Link:

uczy i oczy, a i tak serce bijace polskoscia najwazniejsze--mozna rzecz ,iz jestes kompletna osoba .Pozdro.

Obrazek użytkownika Celarent

08-07-2013 [22:39] - Celarent | Link:

choć bywa, że cię nie rozumiem i się z tobą nie zgadzam, co tylko "ubarwia" twoją postać. Kompletną osobą ,mówisz? Chyba jednak bardziej rozdartą.