Rocznica śmierci generała Papały a sprawa smoleńska

No i minęła wczoraj bezpowrotnie już 15-ta rocznica śmierci Marka Papały. Czyż nie żyjemy w ciekawym kraju, gdzie państwo zdaje egzamin na każdym kroku? Ginie nagle Komendant Główny Policji, taki można powiedzieć Pierwszy Policjant w państwie, a cała rzesza jego podwładnych przez kilkanaście lat nie potrafi (czyżby?) namierzyć morderców.
Przypomnijmy fakty. Okres rządów SLD. 25 czerwca 1995 roku ok. godz. 20-tej. Generał Papała, Komendant Główny Policji pojawił się na przyjęciu imieninowym w tzw. „zatoce czerwonych świń”w warszawskim Wilanowie, u Józefa Sasina, emerytowanego generała brygady MSW PRL. Był tam umówiony z amerykańskim biznesmenem polskiego pochodzenia, Edwardem Mazurem w sprawie swojego wyjazdu do USA. Po rozmowie z Mazurem, Papała pojechał na Dworzec Centralny, skąd miał odebrać swoją matkę przyjeżdżającą do niego w odwiedziny. Pociąg się spóźniał, więc generał wrócił do domu, a właściwie zaparkował pod domem swoim „wypasionym”  autem. Dlaczego „wypasionym” – o tym później. Było ok. godziny 22. Zaraz po wyjściu z samochodu Marek Papała został zastrzelony z pistoletu z tłumikiem. I co? I nic. Żadnych świadków, dowodów, po prostu nic.
Zaczęło się śledztwo. Niejaki  Artur Zirajewski, pseudonim „Iwan”, gangster z branży płatnych zabójców i jednocześnie świadek koronny zeznał, że w kwietniu 1995 roku brał udział w spotkaniu w hotelu „Marina” w Gdańsku, na którym Edward Mazur i szef gangu pruszkowskiego Andrzej Zieliński, ps. „Słowik” chcieli zlecić zabójstwo „głównego psa” niejakiemu „Nikosiowi”, czyli Nikodemowi Skotarczakowi, który jednak odmówił. W spotkaniu brał udział również gangster Ryszard Bogucki. Te zeznania stają się podstawą śledztwa. W lutym 2002 roku Edward Mazur zostaje zatrzymany, ale wychodzi z aresztu przed upływem 48 godzin bez przesłuchania i postawienia mu zarzutów. Co ciekawe, zaraz po wyjściu na wolność Mazur przybywa na przyjęcie w restauracji Belvedere w Łazienkach Królewskich, gdzie bawi się z wysokimi urzędnikami UOP, MSWiA oraz Ministrestwa Sprawiedliwości z rządu SLD. Kilkanaście godzin później, nie niepokojony przez nikogo, wyjeżdża do USA.
A pozostali podejrzani w śledztwie? Zanim jeszcze „Iwan” zdecydował się sypać, w kwietniu 1998 roku ginie „Nikoś”, a w 1999 jego trzej ludzie – Kazimierz H., inny gangster mający obserwować Papałę w dniu zabójstwa oraz Ukrainiec Krzysztof W., który miał wykonać wyrok.  Następnie „seryjny samobójca” dopada ochroniarza jednego z gangsterów, który brał udział w rozmowach na temat zabójstwa Papały. W roku 2009 na pętli tramwajowej w Gdańsku znaleziono ciało zastępcy Nikosia, Daniela Z., ps. Zachar. W 2010 roku , na miesiąc przed procesem oskarżonych w sprawie zabójstwa Papały w szpitalu aresztu śledczego w Gdańsku w tajemniczych okolicznościach umiera sam „Iwan”. Jeszcze przed śmiercią „Iwana” zaczyna się kampania podważająca jego zeznania, jednak inny gangster Piotr K., ps. Broda potwierdza wersję, iż za zabójstwem szefa policji mogli stać Edward Mazur i gangster „Słowik”.
W 2009 roku ówczesny prokurator generalny Krzysztof Kwiatkowski wraz z prokuratorem okręgowym przenieśli śledztwo z Warszawy do Łodzi i tu „nastąpił przełom”. W kwietniu 2012 roku łódzka policja zatrzymała Igora Ł., ps. „Patyk”, podejrzanego o dokonanie zabójstwa Marka Papały. Igor Ł. Wraz ze swoimi kolegami stworzył gang złodziei luksusowych samochodów i taką właśnie luksusową brykę chcieli chłopcy ukraść komendantowi. Igor Ł. zgodził się zeznawać pod warunkiem, ze dostanie status świadka koronnego.
„Zeznania świadka koronnego, dowody, materiał wskazują, że do zabójstwa Marka Papały doszło w wyniku napadu rabunkowego z użyciem broni palnej. Sprawcy zamierzali ukraść samochód gen. Papały. W trakcie napadu oddano śmiertelny strzał” - powiedział Jarosław Szubert, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi. Razem z „Patykiem” zatrzymane zostają jeszcze cztery osoby.
Ach cóż to za furę miał pan generał, że musiał oddać za nią życie? Otóż było to Daewoo Espero, samochód zaliczany do klasy średniej. Nie zwróciłby uwagi szanującej się blachary o świeżo utlenionych włosach i długich, doklejonych rzęsach, widocznie jednak pożądanie złodziei luksusowych bryk budził takie, że szli na robotę z bronią z tłumikiem i nie cofnęli sie nawet przed zastrzeleniem Pierwszego Policjanta RP. Pamiętam, jak różnorakie wyciągane w takich okolicznościach autorytety wymądrzały się, że „w tamtych czasach był to samochód doskonale wyposażony” i w ogóle. No tak – to koreańskie cacko bazowało na rozwiązaniach podwoziowych Opla Ascony, w roku 1999 kosztowało 33600 zł, mniej niż np. o wiele mniejszy Fiat Siena. Mimo bogatego wyposażenia standardowego model ten upodobali sobie głównie taksówkarze. Nie słyszałam, żeby któregoś zastrzelono, aby zdobyć to cudo. W ogóle nie słyszałam, żeby złodzieje samochodów szli na robotę z bronią. Raczej chętnie korzystają z przepisu prawnego dotyczącego „zaboru pojazdu w celu krótkotrwałego użycia”. W razie wpadki, kto im udowodni, że nie chcieli zaraz oddać? Oczywiście taki występek różni się zasadniczo od rozbójniczego zaboru pojazdu mechanicznego, popełnionego przy użyciu przemocy lub groźby natychmiastowego jej użycia albo przez doprowadzenie poszkodowanego do stanu nieprzytomności bądź bezbronności. Jest to przestępstwo, zagrożone sankcją od roku do 10 lat pozbawienia wolności. Dlatego w razie wpadki, lepiej nie mieć przy sobie broni. Ci nieszczęśnicy, co to chcieli wyrwać luksusową furę Daewooo Espero, pewnie zupełnie przypadkiem pojechali po nią z Wielkopolski do Warszawy, zupełnie przypadkiem za pazuchy wsadzili sobie giwery, zupełnie przypadkiem rzucili się na samochód, w którym był kierowca i zupełnie przypadkiem kierowcą tym był Komendant Główny Policji, którego oczywiście zupełnie przypadkiem nie rozpoznali jako tego co to wieczorami grzmiał w TV, że zrobi porządek z gangami. Pechowcy, na prawdę. Trochę jak ci włamywacze z filmu "Kevin sam w domu", tylko mniej śmiesznie się to skończyło.
Mnie niepokoi szczególnie jednak fakt, że skoro przez tyle lat można tak nieudolnie prowadzić śledztwo w sprawie zamordowania jednej z najważniejszych osób w kraju i żaden policjant nie wylatuje za to z „suszarką” na szosę, żaden prokurator nie traci stanowiska, a ludzie co najwyżej mają ubaw po pachy, kiedy w wieczornych Wiadomościach TV opowiadają im banialuki, w ktore nie uwierzyłyby trzyletnie dzieci, to czy i kiedy doprowadzone zostanie do szczęśliwego końca śledztwo smoleńskie? Czy kiedykolwiek?...