Polska -- między życiem a śmiercią

To, co się ostatnio dzieje w naszym życiu społeczno-politycznym nasunęło mi niezbyt estetycznie przyjemne, jednak, jak mniemam, dość trafne skojarzenie biologiczne. Otóż kres życia organizmu wyższego, dajmy na to człowieka, może nastąpić nagle (czasem wręcz gwałtownie), kiedy ginie on w kwiecie wieku, ale częściej zachodzi stopniowo, wskutek systematycznego podkopywania jego sił witalnych przez chorobę lub wyniszczający proces zewnętrzny (np. głód). Człowiek taki funkcjonuje jakiś czas, już w kiepskim stanie, choć wciąż dość sprawny, niejako na krawędzi, by w pewnej chwili, pod wpływem stosunkowo niewielkiego bodźca, przejść przez "punkt bez powrotu" i szybko zgasnąć.

Czasami jednak zachodzi jeszcze inny proces, w którym agonia staje się długotrwałym procesem, możliwym do szczegółowego analizowania na bieżąco, zachodzącym bez uchwytnego "punktu przegięcia". Życie w takim człowieku tli się coraz słabszym ognikiem, który zanika tak powoli, że nieraz trudno uchwycić granicę życia i śmierci. Jednocześnie lekarze obserwujący umierającego odnotowują coraz wyraźniejsze przejawy innego życia, coraz śmielej rodzącego się czy wyłaniającego na obumierającym organizmie, w miarę jego słabnięcia i zwalniania procesów życiowych. Chodzi oczywiście o drobnoustroje, o których istnieniu w ciele przecież każdemu z nas wiadomo, choć nie każdy zdaje sobie sprawę, że dają one większy odsetek ciężaru człowieka, niż jego własne tkanki.

Póki organizm jest sprawny i wydolny, skutecznie kontroluje aktywność mikrobów, która w pewnej mierze jest mu wręcz do życia niezbędnie potrzebna. Dzięki niej jest w stanie przyswajać pokarmy, unieszkodliwiać niektóre produkty przemiany materii, a przede wszystkim bronić sie przed inwazją drobnoustrojów patologicznych. Jednak gdy organizm słabnie, gdy zanikają bariery trzymające nasze własne bakterie pod kontrolą, zaczyna się dziać mniej-więcej to, co znamy z historii Rosji po upadku caratu, a przed ostatecznym utwierdzeniem władzy bolszewików -- bezhołowie. Tak jak wówczas, po abdykacji cara, milionom chłopów zawalił się porządek świata, tak i w naszej biologicznej analogii musi runąć porządek mechanizmów regulacyjnych organizmu. I tak, jak wówczas milionowe masy rzuciły się do potępieńczej swawoli pełnej rabunków, mordów, gwałtów i rewanżów, tak i w świecie narządów, tkanek i komórek zaczyna się wojna wszystkich ze wszystkimi. Wraz z ucieczką życia gospodarza, coraz bujniej pleni się jego niekontrolowane "życie wewnętrzne".

Dla przeciętnego czytelnika "naszych blogów" opis ten brzmi dosyć ponuro i oczywiście nieprzyjemnie, stanowi jednakowoż konieczne wprowadzenie w temat stricte polityczny. Zresztą, właśnie estetycznie jest jak najbardziej uprawniony. Dziś -- mam wrażenie -- zaczynamy obserwować podobne zjawisko na naszym politycznym teatrum. Od prawa do lewa, od szczebla podstawowego, po najwyższe władze, następuje wiele pozornie różnych wydarzeń, mają one jednak pewien wspólny mianownik. Jest nim "swąd szatański", dobywający się nie wiadomo skąd, a jednak dojmująco wyraźny, ślad inspiracji "służbowej" tych wydarzeń.

Niemal każdy polityczno-medialny skandal, spięcie, ostry protest, przedstawia podobny schemat. Nie wszędzie oczywiście występują białe kominiarki, nie wszędzie widać "parszywy ryj Andrzejka", nie zawsze golone na łyso karczycha, do których nikt nie chce się politycznie przyznać, ryczą coś o żydach i krematoriach. Jednak wrażenie wzajemnej spójności tych -- nazwijmy to wprost -- inscenizacji, pozostaje. I im więcej problemów z utrzymaniem się przy władzy ma nasz umiłowany premier Donald Tusk, im skuteczniej wyszarpują mu jej zewnętrzne znamiona (a zwłaszcza -- rzeczywiste atrybuty) polityczni rywale (ci najbliżsi, nie Kaczyński, ale Bronek i wewnętrzna opozycja partyjna), tym bardziej widać, że głównym spiritus movens naszego życia politycznego są służby.

Niby wszyscy to wiemy, ale jak w powyższej analogii, nie zdajemy sobie sprawy ze skali zjawiska. Zupełnie inaczej wyglądałby konflikt pod krzyżem, gdyby nie Hadacz i jemu podobni prowokatorzy, rozpoznani przecież, ale jakoś nie zneutralizowani. Inną drogą powędrowałby Marsz Niepodległości, gdyby nie prowokacje ze strony lewactwa i tajnej policji. To samo można powiedzieć o wielu przeszłych i nieco zapomnianych wydarzeniach -- od akcji Samoobrony Leppera począwszy, przez protesty ekologów nad Rospudą, po blogerską "wojnę smoleńską" animowaną przez takie postaci jak FYM i ŁŁ.

Jeśli więc starannie odcedzić przez sito podejrzliwości spiskowej wszystko, co się dzieje w ostatnich latach w życiu politycznym polskiego społeczeństwa, czy otrzymamy głównie aktywność "policji jawnych, tajnych i dwu-płciowych"? Czy na każdym wydarzeniu publicznym swój stempel stawiają służby i swój komentarz służbowe media? Czy istnieje jeszcze w Polsce coś takiego, jak opinia publiczna, czy również i ona została zastąpiona przez wielogębną kukłę, której sznurki wyrywają sobie Merkel z Putinem?

Ponure przekonanie o fasadowości całego życia politycznego Polski, o nieubłaganej dominacji aktywności wszystkich tych etatowców -- od lewa do prawa -- Ikonowiczów, Biłgorajców, Lepperów, Tusko-Schetynów, alterglobalistów, anty-ACTowców, ekonazistów, satanistów, feminazistek, miłośników dopalaczy i upalaczy, neofaszytowsko podbarwionych narodowców -- przełamują w zasadzie trzy tylko punkty: pisowska tradycja miesięcznic smoleńskich, aktywność rodzin Radia Maryja i sieć klubów Gazety Polskiej. Dodałbym także środowiska kibicowskie, ale i tu często widać skuteczność prowokacji wprowadzonych w ich szeregi Jewno Azefów (tacy są poupychani wszędzie, ale zorganizowanym kibicom szczególnie trudno neutralizować ich wpływ na wizerunek i kierunek dążeń środowiska). Ktoś może zapytać -- a wolne media? Powiem na to -- masz oczy, więc patrz. Wystarczy z grubsza rozpoznać przepływy finansowe.

Podsumowanie nie jest więc wesołe. Jeśli początkowa analogia jest prawdziwa, to wyłażące wszędzie na wierzch ślady ubeckich paluchów świadczą o tym, że nasze państwo jest niemal trupem. I że trudno nam będzie uchwycić moment przejścia, dopóki nie pojawią się dwaj weseli grabarze -- ci sami co zwykle -- by złożyć je w piach, uklepać i na grobie zatańczyć oberka. Różne pięknoduchy mogą sarkać, że przesadzam z czarnowidztwem, że żyjemy w innych czasach, że mamy umowy, członkostwa. W 1939, na molo w Zoppot i na Krupówkach w Zakopanem, elegancko ubrane panie i wysztafirowani panowie też obśmialiby takich kasandrzących ponuraków. Bo przecież mieliśmy wówczas wspaniałą armię, która nie zamierzała oddać ni guzika, mieliśmy sojuszników i pakty. A miesiąc później do tych pań i panów załomotali kolbami enkawudziści (albo, jeśli mieli mniej szczęścia, to ukraińscy rezuni) i pędzili ich kopniakami do bydlęcych wagonów i w step. Teraz będzie łatwiej -- nawet armii nie mamy!

Co by nie powiedzieć -- saprofit służb specjalnych, niekontrolowany przez zdychające państwo, oportunistycznie rozrasta się na jego cielsku, by je wreszcie dobić. Kluczowymi gałęziami gospodarki rządzi niepodzielnie od lat, przejął też kontrolę nad skarbem, resortami siłowymi, sądownictwem, mediami. Teraz kończy opanowywać administrację do najniższych szczebli. Nie wiem tylko, czy już osiągnęliśmy punkt bez powrotu, czy nastąpi to w najbliższym czasie. Pojawia się więc pytanie -- czy pozostaje nam los Kolumbów rocznik 2000? Czy tym razem należałoby odrobić lekcję historii i spróbować inaczej przenieść ducha przez lata zawieruchy? Czy będziemy mieli polskiego Hachę? Czy takie pytanie w ogóle jest zasadne?

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika MFW

26-06-2013 [12:58] - MFW | Link:

Oto dwa główne supermocarstwa postanowiły zmienić istniejący po II WS porządek rzeczy(strona silniejsza, wymusiła na słabszej pewne ustępstwa- stąd mowa o wygranej "zimnej wojnie").
Strona zwycięska nie była zainteresowana "opcją zerową" przy kształtowaniu nowego porządku, więc zgodziła się na budowę tego porządku pod kontrolą służb przewerbowanych na swoją stronę(dla zachowania spokoju społecznego).
Nie wiadomo, czy temu procesowi nie towarzyszyła strategia wybiegająca na wiele lat naprzód, a zakładająca konieczność budowy bieguna "białego człowieka" w rodzącym się wielobiegunowym świecie, z biegunem chińskim jako głównym przeciwnikiem.
To co później obserwowaliśmy, czyli zbliżenie Rosji do UE i stosunki NATO-Rosja, były konsekwencją tej długookresowej strategii. Obecnie obserwowana próba zbliżania UE i USA w zakresie tworzenia strefy wolnego handlu, to też element budowy tego bieguna "białego człowieka" w wielobiegunowym świecie XXI wieku.
W tych geopolitycznych grach, Polska jest traktowana jako przedmiot do wykorzystania przez "wielkich graczy".