System dla POciech a w nim: hedoniści, egoiści, gadżeciarze

Prawdę mówiąc w każdym społeczeństwie tacy są. To zresztą domena wieku młodego. Jednak jako że wiąże się wprost ze stanem niedojrzałości jednostki, spotykane jest i wśród osób starszych. Bo dzieciak zawsze jest jeszcze nie dojrzały lub nie dość dojrzały. To od dorosłych oczekuje się pewnego stopnia dojrzałości, jakiegoś minimum. Nie jest też przypadkiem, że tych starszych nastawionych na używanie, przeżywanie, posiadanie i samolubstwo, najczęściej spotykamy w społeczeństwach bogatych lub bogacących się po okresie biedy i trudnych doświadczeń. Czyli dokładnie tak jak w Polsce. Latają w krótkich majtkach bez wstydu i względu na własną pozycję i prestiz własnej pozycji; obwieszają się zegarkami za dziesiątki tysiecy zlotych i kolekcjonują je jak czerwonoarmiści czasów Stalina; otaczają się stylistami, charakteryzatorami, manikiurzystkami...; dogadzają sobie u Gessler, posiadają utrzymanki, seksowne i dyspozycyjne sekretarki i fryzjerów... Mają po pięćdziesiąt i więcej lat a żyją jak dwudziestokilkulatki, mają po trzydzieści kilka  lat i wygladają na pięćdziesiąt... Łączy ich ta sama krótkowzroczność i ta sama żarłoczność. Oni są. Trudno temu zaprzeczyć. problem w tym, że tak się rozbyli, iż za nimi świta - tego normalnego - nie widać. A przecież on również jest. Bo, chyba jest? Musi być.

Wygląda na to, że po latach zniewolenia, biedy i wielowymiarowego ubóstwa komunizmu Polacy rzucili się w wir dorabiania się materialnego i korzystania z jego dobrodziejstw. Jednak, jako że sami przyzwyczajeni byli do niedostatków, bardziej skłonni byli do oszczędności i jako że komuna nauczyła ich i nieróbstwa i kombinowania, swoje siły skupili głównie na kombinowaniu, łatwym i szybkim zarobku, ale swoje pociechy rozpieszczali ponad miarę. Pokolenie lat sześćdziesiątych starało się gromadzić, gromadzić łatwo, szybko i dużo a przy tym rekompensowało braki swojego dzieciństwa poprzez zarzucanie swoich jedynaków (to wśród nich panuje moda na wymuskanego jedynaka) wszystkim, co było dla nich niedostępne.

Ich pociechy mają wszystko: żyją kolorowo, zdrowo i wesoło, mają najlepszą edukację poprzez doświadczenia i podróże, dostęp do wybranych ofert edukacji na każdym szczeblu. Ich rodzice z reguły edukację kończyli na poziomie szkoły średniej, głównie zawodowej a matura jest wśród nich przejawem szczytu możliwości intelektualnych. To wśród nich słyszy się, że czytelnictwo to strata czasu a dyplom magistra jest jedynie świstkiem i jakimś snobizmem (ciekawe tylko, dlaczego wielu kupiło sobie magistra na bazarze). Bo najważniejsze jest „mieć”: co po dyplomie, kiedy puste kieszenie, brak pracy czy nawet operatywności, przebiegłości, smykałki do interesów… To, co można powiedzieć o pokoleniu lat sześćdziesiątych to również i to, że obok swoistej przedsiębiorczości stoi u nich przyzwolenie na korupcję, zdolność i skłonność do brania i dawania łapówek oraz moralne przyzwolenie na takie praktyki (wszak są dziećmi rodziców z lat pięćdziesiątych). Nepotyzm, kumoterstwo… również są dopuszczalne. Bo, przecież takie są czasy i potrzeby… A przecież to pokolenie tych, który walczyli z systemem… No, tak. Tyle że oni właśnie z bardzo utylitarnych a nie ideowych powodów często „obalali” komunę. I obalali ją na swój  szczególny sposób. Jaki? No, taki jak u Donalda Tuska przykładowo. Niech mi wybaczą ci, którzy z nimi walczą. Ci, których nie słychać bo nie są „tacy”. Oni żyli uczciwie. Nie dane im było wyrwać się na zachód, czegoś się dorobić. Każde pokolenie ma też swoich frajerów.
Pokolenie lat siedemdziesiątych nie jest wcale pod tym względem lepsze. Zasadniczą różnicą jest jednak to wykształcenie. Możliwe, że papierowe, ale istotne jest to, czego przejawem jest jego posiadanie: początki snobizmu i utylitaryzmu. To pokolenie dostało szansę dostępu do edukacji wyższego szczebla niemal powszechnego. Gwarancją tej otwartości systemu edukacji na ich potrzeby była otwartość ich kieszeni na potrzeby finansowe pracowników systemu. Ich dzieci to już pokolenie nadpsute. Wartości wyższe nie są ważne, jeśli nie mają wartości utylitarnej, nie niosą pozytywnych doznań, przeżyć lub korzyści materialnych…, nie liczą się. Sama edukacja również się nie liczy. Papier, tak. Jest potrzebny, o ile jest przepustką na przykład do kariery. Ale mają też ambicje. Podobnie jak rodzice gotowi są do zakupu dyplomu na czarnym rynku, płacą za magisterki pisane na zamówienie, stanowiska, handlują czym się da – legalnie i nielegalnie… Zwłaszcza, że to dzieci wyżu demograficznego i żeby coś osiągnąć trzeba się mocno napracować. Polska jednak nie jest krajem, wciąż nie jest takim krajem, w którym wyłącznie uczciwą pracą i zdolnościami można do czegoś dojść.

Pokolenie lat osiemdziesiątych więc postrzegane jest już jako to, które nie szanuje nic i nikogo, za nic ma prawa, zasady i normy. Powszechne jest wśród niego przekonanie, że te ostatnie są po to, by je naginać, łamać. Ci ludzie nie chcą zakładać rodzin, preferują nie tyle wolne, bardzo luźnie związki, co przelotne i nietrwałe znajomości. Nie ma czystości i poświęcenia, postu, wyrzeczenia… Co to w ogóle ma być ta asceza? Po co? Nawet ci wychowani w środowisku katolickim nosi Pietno swego pokolenia i często łamie podstawowe zasady życia wpajane im w tym środowisku, z którego się wywodzą. Znakomicie udają – jak kameleony. Są bardzo mobilni, elastyczni, kreatywni…, ale najczęściej też są leniwi, nielojalni i nierzadko konsekwencją jest nieuczciwość, co dla nich samych nie jest żadnym problemem. Przynajmniej dopóki nikt im tego nie udowodni a przede wszystkim nie ukarze za to.

Obdarowywani przez zamożnych rodziców nowinkami technicznymi, słodyczami, modnymi ciuchami mają wybujałe potrzeby tak bardzo, że można ich określić pokoleniem gadżeciarzy. Bez komórki i smsów to już nie potrafią żyć. To pokolenie szalonych możliwości, którego nie hamują ograniczenia pokoleń wychowanych na komunistycznym strachu i kompleksach a jednak zaprzepaszczone. Dlaczego? Czego zabrakło w ich wychowaniu? Zabrakło wzorców w rodzinie, dyscypliny, wysiłku, wartości. Wzorców w sposób widoczny wcielanych w życie a nie tylko werbalizowanych przy szczególnych okazjach i w szczególnym towarzystwie. Ale kto miał im to dać, skoro rodzice gonili jak mogli za chlebem, kto nie gonił nie dał swoim dzieciom tych gadżetów a dzieci widząc dysproporcje w stanie posiadania swojego i rówieśników z bogatszych domów, samo sięgało, często nielegalnie, po upragnione rzeczy. Generalizując mamy pokolenie przestępców, tych de facto i in spe. To pokolenie nie widzi problemu w takim łamaniu prawa i krzywdzeniu innych ludzi, kradzieżach, które nie zostaną udowodnione i ukarane. Takie są dozwolone. Ba, niejednokrotnie są pożądane i są przejawem przedsiębiorczości, kreatywności. Jest kluczem do sukcesu.

Zadatki na takie pokolenie widoczne były już wcześniej, nikt jednak nie brał na serio konsekwencji takiego wychowania. Jeśli ktoś ma wątpliwości, wystarczy przyjrzeć się różnorakim wydarzeniem przez pryzmat uczciwości i zdrowego rozsądku. Czy nie patrzyliśmy z niedowierzeniem w telewizor słysząc tłumaczenie młodego Tuska ws. Amber Gold? A czy nie tak było z wyrokiem posłanki Sawickiej?

W tym pokoleniu są jednak i ci, którzy pochodzą z rodzin wpajającym konsekwentnie swoim pociechom tradycyjne wartości i pilnujących, by te wartości były szanowane i przekazywane. Tak, są tacy. Polskim problemem nie jest to, że takich nie ma, którzy zakładają trwałe (!) i zdrowe rodziny, rodzą dzieci i wychowują na uczciwych obywateli, wrażliwych ludzi zdolnych do kochania innych i potrafiących rozpoznawać i klasyfikować własne potrzeby. Problemem jest to, że są oni niemal skazani na porażkę w kwestii kariery, dorobku materialnego itd. Tym ludziom będzie ciężko na pewno. Naszym największym problemem nie jest występowanie egoistów i hedonistów w społeczeństwie, nawet w ilości stanowczo przekraczających normy wytrzymałościowe dla zdrowej tkanki społecznej a fakt, że ta tkanka, nazwijmy ją – chora czy zainfekowana patologią (wszak nawet Tomasz Lis widzi w egoizmie, hedonizmie i utylitaryzmie głęboką patologię -  bolączkę naszych czasów, palący problem…On!!!) okupuje wszystkie decyzyjne ośrodki władzy i kreuje społeczną świadomość, systemy wychowawcze i edukacyjne. Wdziera się do przestrzeni publicznej z obscenicznością i obstrukcją a przy tym jest całkowicie bezkarna w swojej sile i wpływach.

Pan Tomasz Lis należy do innej grupy wiekowej, niby innego pokolenia, ale jak najbardziej jest reprezentantem tegoż a na domiar złego odpowiada za medialne wychowanie go do takich postaw bezpośrednio – przez wpływ na nich samych i pośrednio – przez wpływ na ich rodziców. Pomijam tu inne wpływy, jakie stały się udziałem pana redaktora. Smuci jednak fakt, że to nie skrucha i autentyczna troska o dobro naszej ojczyzny jest powodem rozpisania się redakcji pisma redaktora o tym problemie. A co jest? Kto to wie? Może władza szuka sposobu na zahamowanie wypompowywania pieniędzy z publicznej kasy, może chce ruszyć sumienia młodych, by wzięli się do pracy pro publico bono? Może chce zachęcić do zmian w kwestiach rodziny i demografii? Jeśli tak, to pudło. To pokolenie nie podejmie się świadomej reprodukcji i odpowiedzialnej troski o przyszłe pokolenia.

Może nieco niesprawiedliwym, bo zbyt zgeneralizowanym, ale jednak bardzo trafnym porównaniem jest przykład matki małej Madzi. Rodzina tego tragicznie zmarłego dziecka jest synonimem pewnego pokolenia. Losy tej rodziny nie powinny nikogo dziwić a dowodem na to jest raz po raz powtarzający się ich scenariusz w różnych końcach Polski. Znamienne też jednak, że najczęściej powtarza się w dwóch typach siedlisk ludzkich: albo w wielkich pokomunistycznych aglomeracjach, dokąd komuna ściągała masy wyrwanych z rodzinnego kontekstu, tradycyjnych zasad, religii i wartości i tworzyła własną religię, propagowała własny światopogląd, „nową świecką  tradycję”… oraz typ drugi – skupiska ludności popegeerowskiej, która może z racji pochodzenia i wykształcenia inna, bo rolnicza  (nie robotnicza), chłopska i mniej liczebna, ale jeśli idzie o całą resztę – taka sama. Znamienne, że takie rzeczy nader rzadko zdarzają się w tradycyjnych środowiskach, w rodzinach o tradycyjnym modelu wychowania, opartym o uniwersalne wartości i religię. Znamienne, że takie rzeczy zdarzają się konkubentom a nie normalnym rodzicom – małżonkom sakramentalnym.

Jakie ma to znaczenie? Duże. Bo sakrament zakłada stałość – na dobre i złe, do śmierci, czyli do końca. Konkubinat to związek bez zobowiązań, odpowiedzialności i nie - stały. Sakrament oznacza uświęcenie, wspomaganie boskie, czego trudno szukać w grzesznych konkubinatach. I nawet jeśli ateiści roześmieją się mi w twarz mówiąc o tym, że trwałość związków sakramentalnych opiera się o zabobonny strach, fakt pozostaje faktem: są trwałe. Więcej, ów „zabobonny strach” musi bowiem hamować grzeszne zapędy wielu. A tak, nic, nawet zabobony, ich nie hamują i co? No, wolni od zabobonnego, religijnego strachu konkubenci mordują dzieci i siebie wzajemnie.

O tym nie przeczytamy u Tomasza Lisa. Nie napisze on ani słowa o kimś, kim zwykle tak chętnie się podpiera: Janie Pawle II i jego „Miłości  i odpowiedzialności”, w której porusza wszystkie te problemy, przestrzega przed ich skutkami i pokazuje wyraźna drogę naprawy – jedyne wyjście z tej trudnej sytuacji. Bo nie chodzi o naprawę. Bez przesady. Chodzi o to, by nieco zmodyfikować trendy. Nie chodzi o to, by zapobiec  powodzi, ale by zmienić kierunek prącego żywiołu, by nie zalał tego, co określone środowisko chce ochronić. Są bowiem rzeczy i sprawy, które według środowiska powinny przestać istnieć. Kościół, religia (zwłaszcza chrześcijaństwo i zwłaszcza katolicyzm), rodzina, moralność… Bez przesady.  Nie po to środowisko walczyło tyle lat by każdy mógł z każdym i bez konsekwencji niańczenia bachorów, by móc spokojnie i bez presji opinii otoczenia zdradzać małżonków, porzucać dzieci i rodzinę, zakładać nowe kolejne, by teraz z tego rezygnować. Nie po to, robiło się przekręty i do tego dostosowywało przepisy, obsadzało urzędy, by teraz iść do paki i tracić majątki…

Niebezpiecznie jednak pan Lis sobie pogrywa. Złotym chłopcom i łatwym dziewczynkom może się to nie spodobać.

I nie prawdą jest, że takie pokolenie jest charakterystyczne dla całego globu. Powiem nawet gów…o prawda. Ale rozumiem, że niektórzy lepiej czują się z taką hipotezą. Nie zmienia to faktu, że na całym globie rodzi się nowe pokolenie: wcale nie tracące ducha, moralności, zasad a poszukujące go. To pokolenie ludzi, dla których świadome, odpowiedzialne i uczciwe życie jest radosnym dążeniem do osobistego szczęścia, samorealizacji i przeżywania siebie, innych, świata – życia. To pokolenie szuka Boga, wiary, wspólnoty. Gubi się często, bo często nie ma przewodników, by pokazać im bezpieczną drogę, często tonie wielu…, ale jeszcze częściej dociera do sedna bezpiecznie i staje się drogowskazem dla innych. Stąd, to coraz liczniejsze pokolenie. Na całym świecie podnosi się nowa fala. Jej narodziny zignorowano, bo niby co może się urodzić na oceanie nienawiści, przemocy, żądz wszelakich? A jednak. Teraz tego już nikt nie zatrzyma. To tsunami.

Krwi napsują co niemiara patałachy. Będą dwoić się i troić, rzucać kłody pod nogi i uroki, przyzywać demony, odsyłać do piekła, wbijać szpileczki i wybijać, szkalować, ośmieszać… Będą. Kogo to dziwi. I tylko głupcy w to nie wierzą. Tylko krótkowzroczni, naiwni i ograniczeni ignorancją głupcy z tego drwią jako z kolejnej spiskowej teorii dziejów. Tymczasem, jeśli szukać udokumentowanej spiskowej teorii dziejów, która okazała się prawdziwa, to nie można lepiej trafić. Od zarania dziejów istotą zdarzeń wśród ludzi  była walka dobra ze złem, jego zmaganie się z zakusami, podszeptami,, kłamstwem i zbrodnią przykrywanymi zgubnie mylącymi pozorami dobra, ograniczającymi fałszywym poczuciem wstydu i lenistwem, brakiem męstwa i odpowiedzialności. O tym wszystkim w gruncie rzeczy pisze Jan Paweł II. O tym też oczywiście milczy konsekwentnie Tomasz Lis z całą bracią redakcyjną. Fałszerze rzeczywistości lub ignoranci. Nie ma innej opcji. Dlatego nie kupuję. I nie czytam. Po co piszę? Bo temat istotny. Bardzo istotny. Zwłaszcza, że ci młodzi polscy hedoniści są do uratowania. Bo są wrażliwi. Nawet jeśli tylko na siebie – warto w tę strunę uderzyć. Może da się coś jeszcze uratować i kijem zawrócić Wisłę. Bo na wały przeciwpowodziowe – jak to w państwie Tuska – można jedynie propagandowo liczyć.

Nazywam to neokomuną, bo postkomuniści to ci, co byli po komunie, po czymś, co się dla nich przynajmniej nie skończyło. Dla tej braci komuna trwa w sposób praktycznego sprawowania władzy i rządu dusz. Tu komuna zmieniła metody kamuflażu, metody, środki i zmodyfikowała nazwę celu, stąd „neo”, reszta - czyli „komuna” - to stare próchno, pokolenie głównie lat sześćdziesiątych, które starą komunę obalało – by zrobić miejsce dla siebie i swoich pociech. No, i taki mamy system: polityczny, ekonomiczny, społeczny… wartości. Pocieszny system – dla pociech. Uczeń zdaje się przerósł mistrza. Taka Ballada o Januszku, w której dowolnie używa się wszystkiego i wszystkich, idzie po trupach do celu, skacze po głowach, łamie karki i kręgosłupy, wypina tyłek, pokazuje środkowy palec, a poza tym konsumuje, konsumuje, konsumuje... Pierwszy milion ukradziony, wyłudzony, wymuszony, albo zarobiony uczciwą pracą "na Tirach". Jakie to ma znaczenie, że przemyt kokainy z Holandii jest nielegalny, że to udzial w zabójstwie jakiegoś nieszczęśnika? Jakie to ma znaczenie - prawo, moralność, przyzwoitość... Wszak uczyli, że "być" znaczy "mieć" a bez "mieć" to cię nie ma i nie jesteś przyzwoitym człowiekiem. Bo liczy się ten, kto ma. I tylko z tym się liczą, kto ma. I dlatego nawet, zdawałoby się inteligentni i z tzw. porządnych domów, ludzie powtarzają frazes z poprzedniej epoki i widzą w nim głeboki sens: byt określa świadomość. I tak wychowują dzieci a za prawdziwość tego hasła dadzą się pokroić. To jakie ma być to pokolenie? I jak następne nie ma być pokoleniem sprzeciwu, skoro wiadomo, że egoista niczego po sobie dzieciom nie zostawi, jeśli w ogóle zostawi po sobie jakieś dzieci... Bo jeśli zostawi to razem z ich matką - na lodzie. 
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika nemo1

01-06-2013 [18:02] - nemo1 | Link:

Tak,tak Sz.Celarent,dziwne to czasy nastały.Chamstwo,buta,prymitywna agresja to obecnie cechy "sukcesu".Natomiast skromnosc ,pracowitosc i uczciwosc,to dzisiaj klasyczne cechy porażki.Patrzę na to wszystko spokojnie,bo jestem pewien,że ON ma w tym niby szaleństwie jakiś plan.Jeśli stworzył karalucha,glistę czy szczura to i podli ,mali ludzie są MU do czegos potrzebni.Moje uszanowanie.