Dzisiaj z innej beczki -- Kia Carens, pierwsze wrażenia

Wszyscy tutaj żyjemy polityką, wzajemnie poprzeplatanymi problemami społecznymi, etycznymi i religijnymi. I nagle przychodzi dzień, kiedy umiera jeden z nas, jeden z tych najważniejszych nas, i człowiek czuje, że pora na mały odskok, chwilę oddechu, dla zneutralizowania stresu. Więc poczytajcie -- z innej beczki, tym razem piszę jako obrzydliwy konsumpcjonista ;)

Koreański czebol, znany w Europie m.in. jako producent samochodów Kia i Hyundai, wytrwale i nie bez sukcesów dąży do umocnienia swojej pozycji na rynku motoryzacyjnym. Zaczęło się niewinnie, od powszechnie wyśmiewanych wyrobów autopodobnych, które psuły się jeszcze szybciej niż zużywały, a zużywały się niesamowicie prędko. Było to w czasach gigantycznego sukcesu marek japońskich, które zwłaszcza w USA stały się synonimem wysokiej jakości i nowoczesności. Lata płynęły i nadeszły czasy obecne, gdy fenomen Japończyków wyblakł i stracił swą atrakcyjność do tego stopnia, że młodzi ludzie często nie chcą weń w ogóle uwierzyć. Samurajowie dołączyli już niemal zupełnie do swych europejskich i amerykańskich konkurentów, a nawet jakby zaczęli im ustępować. Na ich miejsce wkroczyli nowi pretendenci – Koreańczycy. Podobnie jak Japończycy, najpierw uderzyli na Amerykę, by po zdobyciu wysokiej pozycji rynkowej zwrócić się ku Europie. Na tym jednak podobieństwa obu „skośnych” nacji się kończą. O ile Toyota, Honda, Nissan i Mazda zbudowały swą pozycję w oparciu o import taniej produkcji rodzimej, stopniowo przystosowywanej do europejskich gustów, to Koreańczycy, działając w zmienionych już warunkach biznesowych, nie zdołali powtórzyć ich drogi. Tym bardziej, że auta produkowane na Półwyspie Koreańskim rzadko dorównywały jakością swym japońskim poprzednikom. Po paru dekadach szlifowania dolnych partii tabel popularności Hyundai i Kia postanowiły zmienić taktykę, tym bardziej, że obecnie zupełnie już nie opłaca się wozić produkowane w milionach sztuk modele samochodów przez pół świata – taniej jest produkować je jak najbliżej rynku zbytu. A skoro produkować, to może i projektować? Decydenci koreańskiego czebolu „poszli na całość” i to, jak się wydaje, zdecydowało o ich dość niespodziewanym sukcesie. To, oraz polityka cenowa i modelowa. Teraz koreańskie samochody produkuje się w Europie, w Europie są też one projektowane, w dodatku robią to Europejczycy. Ba, sukces tego podejścia był tak wielki, że główny stylista Kii, podkupiony od VW Peter Schreyer, został niedawno prezesem motoryzacyjnej części koncernu.
Prawdziwy europejski sukces Koreańczyków zaczął się od poprzedniej wersji modelu Ceed i trwa nieprzerwanie aż do dziś, a każdy nowy model staje się wydarzeniem i sukcesem rynkowym. Strategia marki opiera się na dwóch założeniach – samochód ma lepiej wyglądać, być lepiej wykończony w środku i oferować bogatsze wyposażenie, wszystko to w cenie nieco niższej niż bezpośrednia konkurencja. Do tego ma zapewniać przyzwoitą niezawodność, popartą długą gwarancją firmową. Na drugi plan schodzą natomiast osiągi, parametry trakcyjne i oszczędność paliwa. Jak dotąd takie podejście okazało się receptą na sukces. A skoro tak, to firma postanowiła dalej robić to samo, tylko jeszcze bardziej. Ostatnim owocem tej taktyki jest następca III generacji małego vana Carens.
O estetyce nowej Carens opowiadać nie mam zamiaru – dość stwierdzić, że wyglądem wpisuje się w stylizację najnowszej serii modeli Kia, choć jest może nieco bardziej stonowana i nie wyróżnia się szczególną agresywnością na tle konkurencji. Moim zdaniem, styliści proponują nam samochód spokojny, pozbawiony co prawda designerskich wodotrysków, ale też i błędów psujących efekt. Auto wygląda świeżo, ale szybko przestanie się wyróżniać na tle ostrzej stylizowanej konkurencji. Proporcje nadwozia są prawidłowe, linie spokojne, a szczegóły zaprojektowano starannie, ale bez efekciarstwa. Z pewnością wielu odbiorców oceni jego wygląd jako nudny, ale wielu innym spodoba się ono bardziej niż „sportowo” stylizowane (a często po prostu dziwaczne) nadwozia innych marek. I o to zapewne chodziło, by samochód zyskał opinię „przyjaciela rodziny”, jak nie przymierzając, ulubiony labrador. I ma po temu wszelkie dane. Ale po kolei.
Wsiadamy przez dość lekkie, szerokie drzwi, które otwierają się o duży kąt – norma w klasie. Fotele przednie są wystarczająco obszerne, mają dobrze dobraną twardość, boczki wysokiego oparcia wyraźnie obejmują tułów kierowcy. W najbogatszej wersji możemy wybrać opcję komfortowych foteli ze skórzaną tapicerką, elektrycznym sterowaniem i regulacją długości siedziska. Fotele te są do tego elektrycznie podgrzewane i wentylowane. Standardowo mają one tapicerkę z tkanin, które są zupełnie przyzwoite, ale wciąż jednak daleko im do welurów stosowanych powszechnie dekadę czy dwie temu. Zakres i sposób regulacji nie budzą zastrzeżeń. Również zagłówki należy ocenić bardzo wysoko – są w pełni regulowane i bardzo wygodne.
W tylnej części nadwozia możemy dysponować jednym lub dwoma rzędami indywidualnych foteli. Od razu zaznaczę, że miejsca nr 6 i 7, choć da się na nich wytrzymać, nie są przeznaczone dla osób o wzroście powyżej 170 cm. Nawet przy braku szklanego dachu, miejsca nad głową jest zdecydowanie za mało, a niska pozycja siedziska zmusza do trzymania kolan bez mała na wysokości uszu. Na szczęście przynajmniej miejsca na kolana jest dość dużo, jeśli drugi rząd foteli przesuniemy do przodu. Składanie i rozkładanie trzeciego rzędu, podobnie jak przesuwanie i składanie foteli rzędu nr 2, jest banalnie łatwe. Fotele drugiego rzędu są nieco zbyt krótkie, ale ich kształt i regulowane pochylenie oparcia sprzyjają wygodzie podróżowania. W razie potrzeby powiększenia bagażnika można przesunąć je do przodu.
Tworzywa użyte we wnętrzu samochodu wywołały moje zadowolenie – jak na tę klasę cenową jest bardzo dobrze, w wielu miejscach nawet lepiej niż w Hyundaiu i40 czy Kii Optimie. Mazdę 6 biją na głowę i dokładają z fleka.
Deska rozdzielcza jest poprawnie zaprojektowana, wszystko jest na swoim miejscu, ekran nawigacji i radia dostatecznie wysoko. Panel wskaźników, wraz ze szpanerskim kolorowym wyświetlaczem TFT, ustanawiają, jak się zdaje, nowy standard w tej klasie. Grafika wyświetlacza jest staranna, ale może nieco przeładowana, jednak po chwili przyzwyczajenia wyświetlane dane okazują się dostatecznie czytelne.
Całe wnętrze wygląda dostatnio, ale szczególnie dobre wrażenie budzi wykończenie drzwi. W wersji L boczki są wyściełane perforowaną skórą, co w połączeniu z wysokiej jakości gumowanym uchwytem i eleganckimi przełącznikami sterowania szyb i lusterek sprawia, że nie powstydziłyby się go nawet samochody klasy premium. Kto nie lubi nadmiaru czerni i antracytów (również na podsufitce) może wybrać tapicerkę z jasnym wykończeniem siedzisk, boczków drzwiowych, deski rozdzielczej i podsufitki. Wygląda to bardzo ładnie, ale zapewne będzie wymaga częstego czyszczenia. Mimo to, właśnie ta wersja najbardziej przypadła mi do gustu. Estetyka wnętrza jest spójna i jednolita, może z wyjątkiem panelu klimatyzacji, nie wiedzieć dlaczego podświetlonego na czerwono. Białe cyfry i symbole znacznie lepiej pasowałyby do podświetlenia zegarów. Miejsce kierowcy i pasażera zasługuje na naprawdę wysoką ocenę. Mam wrażenie, że jest jeszcze lepsze niż w i40, a na pewno niż w Optimie, która budzi we mnie mieszane uczucia.
Żeby nie było zbyt słodko, przyczepić się muszę do schowków. Wokół kierowcy i pasażera jest ich sporo, ale żaden nie jest optymalny. Schowek w desce rozdzielczej po stronie pasażera jest dość głęboki, ale zbyt niski, do tego nie został wykończony żadnym tworzywem tłumiącym dźwięki. W mojej starej, dobrej Avensis Verso jest o niebo lepszy. Również schowek w podłokietniku rozczarowuje – jest nieco za mały, by pomieścić standardową męską saszetkę (zawsze przeprowadzam na schowkach „test saszetki”, która nieźle imituje również radio cb). Kierowca ma do dyspozycji jeszcze mały, zamykany schowek u dołu środkowej konsoli (znajdują się w nim gniazda multimedialne) – w sam raz na telefon. Do tego wąska kieszeń w drzwiach (zbyt wąska, zupełnie niepotrzebnie, bo miejsca jest dość, by ją poszerzyć o te kilka centymetrów) i schowek na okulary w okolicy lusterka wstecznego. Na szczęście zmieszczą się w nim typowe okulary przeciwsłoneczne, co nie jest regułą we wszystkich samochodach weń wyposażonych. W bogatszych wersjach podobno jest jeszcze szufladka pod fotelem pasażera, W obudowie siedziska fotela pasażera znajdziemy ponadto niewielką kieszeń – nie mam pomysłu, co można by w niej trzymać, może papierki od cukierków. Po lewej stronie kierownicy nie ma schowków, a bardzo by się przydał jakiś niewielki, na monety. W wersji XL, jak wynika ze zdjęć w folderach, zamykaną żaluzją dysponują również dziury na kubki z McDonalda między przednimi fotelami.
Znacznie lepiej jest z tyłu. Pod nogami pasażerów znajdziemy niezbyt duże i raczej płytkie, ale przydatne schowki w podłodze. Bagażnik jest raczej niski (również w wersji 5-osobowej), ale wynika to z wysokiego umieszczenia jego podłogi, pod którą kryje się pojemny sortownik i szeroki schowek na żaluzję. Bagażnik mimo wszystko nie imponuje wielkością i doprawdy nie wiem, jakim cudem ma mieścić ponad 500 litrów bagażu. Nie jest jednak mniejszy niż w konkurencyjnych modelach tej klasy. Brakuje mu niestety systemu mocowania ładunku, takiego np. jak w i40, jest jednak wyposażony w haczyki na torby (ale niezbyt wygodne) i standardowe uchwyty na poziomą siatkę. Chociaż starannie wykończony, bagażnik pozostawia jednak pewien niedosyt.
Podsumowując – według mnie, wnętrze nowej Carens jest więcej niż przyzwoite – wygodne, sensownie zaprojektowane, ładne i wykonane z dobrych tworzyw. Bije na głowę japońską konkurencję, pozostawiając w pokonanym polu również wielu europejskich konkurentów.

Teraz jazda. Miałem dotychczas okazję powozić dwiema wersjami modelu – z silnikiem benzynowym 1,6/135KM oraz dieslem 1,7/136KM, obydwie z mechaniczną skrzynią 6-biegową. Mam nadzieję przejechać się jeszcze 166-konną wersją 2,0 GDI z 6-biegowym klasycznym automatem (w mediach pojawiają się plotki, że to skrzynia dwusprzęgłowa, ale tak nie jest). Obydwa samochody były „odpalane” przyciskiem. Od razu powiem, że te koreańskie konie są nieco leniwe – żeby wykrzesać z nich odrobinę galopu, trzeba je ostro popędzać. Przy tym te pojone jedynie słuszną benzyną i tak trudno skłonić do szybszego biegu, natomiast czarne rumaki pana Diesla potrafią pokazać nieco temperamentu. Jednym słowem – iskrowy silnik 1,6 jest jednostką typowo emerycką, a po zapakowaniu samochodu kompletem pasażerów zapewne wyzionie ducha jeszcze na parkingu. Przyspieszanie dodatkowo utrudnia straszliwie twarda sprężyna pod (za przeproszeniem) pedałem gazu. Silnik ten nie jest przy tym przesadnie cichy, choć odgłosy jego pracy nie są nadmiernie przykre. Również diesel słychać wyraźnie, ale i w jego przypadku komfort akustyczny pozostaje na przyzwoitym poziomie, nawet przy ostrzejszej jeździe. Tutaj pedał gazu pracuje bez zastrzeżeń. Dynamika jazdy dieslem jest zupełnie przyzwoita i narzekać mogą jedynie osoby przyzwyczajone do jednostek o mocy ponad 150 niemieckich koni mechanicznych. Należy jednak przypuszczać, że słabszy, 116-konny diesel, będzie niezadowalający pod względem dynamiki jazdy.
Jak zwykle w Kiach rozczarowuje zużycie paliwa. Nawet jeśli komputer mówi prawdę, samą prawdę i tylko prawdę, to pokazywane przezeń 8,5 litra przy zdecydowanej jeździe w normalnym ruchu na Puławskiej w stolycy jest wartością zbyt wysoką jak dla nowoczesnego ropniaka. A co będzie w przypadku benzyniaka z automatem? W trasie podobno jest już lepiej, trzeba brać też pod uwagę fakt, że ujeżdżany przeze mnie samochód był fabrycznie nowy (50 km na liczniku).
Carens zawieszona jest bardzo klasycznie – MacPhersony z przodu, belka skrętna z tyłu. Sprzyja to trwałości, ale pogarsza komfort i prowadzenie. O ile o prowadzeniu niewiele mogę jeszcze powiedzieć, bo nie miałem okazji zbadać zachowania samochodu w warunkach, że tak to ujmę, brzegowych, to resorowanie uznaję za przyzwoite. Nie jest to Lexus, rzecz prosta, krótkie nierówności są słyszalne i wyczuwalne, jednak zarówno resorowanie jak i tłumienie plasują Carens w górnej strefie tabeli pojazdów z belką skrętną. A na Puławskiej, po której jeździłem w tę i we wtę, jest parę dogodnych miejsc testowych dla zawieszenia.
Praca instrumentów mechanicznych, włączając przyciski, pokrętła, dźwignie i (za przeproszeniem) pedały, jest (poza wspomnianym gazem w wersji 1,6) na naprawdę wysokim poziomie. Wszystko chodzi leciutko, ale wyraźnie, z przyjemnymi mlaśnięciami czy pyknięciami. Praca sprzęgła i skrzyni jest wzorowa, przynajmniej w nowym aucie. Wyjątki są dwa – pierwszy z nich to hamulec, który jest ostry jak brzytwa i z początku trudno nie walnąć nosem w kierownicę przy lekkim dotknięciu (za przeproszeniem) pedału. Drugi to kierownica, wspomagana elektrycznie, z możliwością wyboru siły wspomagania. Wybór opcji działa znakomicie, komputer z pompą i fanfarą wyświetla odpowiednie komunikaty, ale wpływu na zachowanie układu kierowniczego nie ma to żadnego. Kierownica pracuje jakby się urwała. Im szybciej jedziemy, co prawda, tym działa oporniej, jednak przy prędkościach parkingowych czujemy się jak na wesołym miasteczku. Trzeba się przyzwyczajać. Przynajmniej jednak koło kierownicy ma odpowiednią grubość i wyprofilowanie, jest też pokryte matową, przyjemnie przyczepną skórą.
Na koniec wycieraczki – przemyłem sobie szybę, żeby się przyjrzeć ich pracy i muszę stwierdzić, że zastosowany system (każda chodzi w swoją stronę) jest lepszy niż powszechny w tej chwili, z jedną bardzo długą i drugą bardzo krótką wycieraczką, z których żadna nie pracuje optymalnie. Tu oczyszczana jest cała szyba z wyjątkiem trójkąta w górnej środkowej części, który i tak pozostaje zwykle poza polem widzenia.
Reflektorów nie oceniałem, bo było widno. Jeśli coś ważnego pominąłem, to proszę o pytania. Z czasem ilość moich wrażeń z eksploatacji Carens powinna rosnąć, jestem bowiem bliski decyzji o zakupie tego modelu. To chyba wystarczy za podsumowanie? :)

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika joawa123

04-05-2013 [22:21] - joawa123 | Link:

Aż przeliczyłam drobne w portmonetce :))) Pozdrawiam