Jednorodne społeczeństwo po-smoleńskie

W PRL-owskim m-3 każdy, przynajmniej teoretycznie posiadał meblościankę a każda meblościanka, jak i większość mieszkań w PRL, była mniej więcej taka sama i na tej samej ścianie stała. Generalnie więc każdy salon, to znaczy pokój gościnny, wyglądał jednakowo. Pamiętam sytuację sprzed wielu lat, która pokazuje, jak bardzo podobne były nasze przestrzenie mieszkalne. O tym, po co do tego wracam, chwilę później, cierpliwości.

Otóż, na koniec któregoś miesiąca, zatem po wypłacie, jeden z sąsiadów z naszego bloku, wracał do domu „zawiany”. Wszedł do bloku, otworzył drzwi do jednego z mieszkań, zdjął buty i poszedł prosto do dużego (gościnnego) pokoju, gdzie położył się na wersalce i zasnął.  I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że ani wersalka, ani pokój, ani mieszkanie nie należały do niego, bo pomylił klatki. Jedyne, co się tu zgadzało to blok na naszym osiedlu. I tak się składa, że to było moje mieszkanie. Sytuacja patowa. Ani go budzić, ani mu tłumaczyć, ani wypraszać, ani spać z nim w tym mieszkaniu.  Do jego żony też strach było iść, bo oskarżenia o upicie jej ślubnego i kto wie, co jeszcze, murowane. Dobrze, że Bóg nie jest bezdusznym demiurgiem, który stwarza i porzuca, i po kilku aktach strzelistych zesłał pomoc. Ten incydent uświadomił jednak, w jak bardzo jednakowych warunkach żyjemy. Facet bowiem nie był tak bardzo zawiany, jak wydawał się, kiedy zdawał się wtaczać do moich, wydawało się prywatnych, intymnych i niepowtarzalnych pieleszy. Wchodząc do mieszkania jego rodziny osłupiałam: deja vu?

Dziesięć lat temu, kiedy powróciłam „na dłużej” do tego mieszkania, postanowiłam zrobić przemeblowanie. Wystarczyło, że przestawiłam posiadane sprzęty a miałam całkowicie odmienne lokum niż sąsiedzi. Ci zaś nie mogli pojąć, jak mogłam postawić meble na tej (innej niż wszyscy) ścianie! Byli tacy, co wieczorem stawali pod blokiem i patrzyli na oświetlony pokój z zainteresowaniem i komentowali, krytykowali… Mnie to cieszyło. Ta odmienność, znaczy. Z czasem i inni przyzwyczaili się. W ich przypadku chodziło jednak tylko o oswojenie z czyjąś ekstrawagancją. Dla sąsiadów byłam okazem dziwaka, odmieńca, który wychyla się bez powodu i sensu, ale którego można zaakceptować, bo w sumie jest niegroźny. Nie chciałam nikogo szokować. Chodziło o stworzenie sobie (!) u siebie (!) przestrzeni, w której czułabym się wygodnie, wyjątkowo i przez co wyraziłabym swoją wyjątkowość. Bo, czy komu się to podoba czy nie, ja jestem wyjątkowa. Czasem to dziwi, spotyka się z krytyką czy wręcz odrzuceniem, ale nie spowoduje we mnie zmiany kursu życiowego: będę nadal tym, kim jestem.

A teraz wyjaśnijmy sobie, po co piszę o jakimś zawianym gościu, który przestraszył mnie tym, że pomylił mieszkania tak do siebie podobne, że nie spostrzegł pomyłki dopóki jego dzieci nie ubłagały go by wyszedł …do siebie. Chodzi o strach, owszem, ale nie mój sprzed lat. I o pomyłki, ale te dzisiejsze. I o ten brak wyjątkowości. I o te mozolne starania o wolność w wyjątkowości.

Podstawową cechą wyjątkowego człowieka jest to, że wyróżnia się na tle innych. Takiego trudno przeoczyć. Jeśli więc taki wyjątkowy czegoś się lęka i chce się ukryć, to, co robi? Wtapia się w tłum. A, że nie jest to takie proste w jego przypadku, bo zawsze w swojej wyjątkowości będzie się wyróżniał, musi się maskować, upodobnić do tegoż tłumu. Odważna i świadoma swojej wyjątkowości jednostka prze do celu, stawia czoło przeciwnościom, jest gotowa na poświęcenia. Niestety, tacy nie są w większości. Statystyczny Polak, jakkolwiek jest wyjątkowy w swoim człowieczeństwie i niepowtarzalności formy jego istnienia, jest jednak tchórzem. I dlatego, choć minęło te dwadzieścia kilka lat, nadal żyje w świecie ujednoliconych standardów. Młode pokolenie jest już inne. Nie, bardziej odważne a bardziej znudzone i częściowo wolne od doświadczenia strachu. Częściowo. Bo jednak większość tych młodych wychowywała się wśród ludzi żyjących z piętnem PRL-u.

Trzydziestokilkulatek ma marzenia, pragnienia, widział Zachód, może po coś sięgnąć, zna mody i trendy, jest „wolny” a jednak w sytuacji zagrożenia wie, jak je przechytrzyć: maskuje się. Przestawia meble na „tę właściwą” ścianę. I już czuje się bezpieczniej. Oczywiście, można psychologizować na temat dojrzałości człowieka poddanego określonym warunkom, jego predyspozycjom osobowościowym i przede wszystkim jego poczucia własnej wartości lub jej braku. Tylko, po co, ktoś zapyta. Nie wiele wnosi do sprawy fakt, że ktoś to sobie uświadomi i zaakceptuje prawdę o sobie, bądź nie. No, właśnie z tym się nie zgadzam.

Każdy ma prawo coś akceptować, przyjmować, chcieć… lub nie. Kiedy pomalowali nasz blok na wściekły kolor, wściekłam się i do dziś ze spokojem na niego patrzeć mi trudno. A jednak jestem odmieńcem, bo większość mnie nie rozumie: jak może mi się nie podobać, wszak ładnie jest! I, kiedy ślubny przestawił meble w stylu „jak u ludzi”, znaczy „dobrze”, też przeboleć nie mogłam. Tyle, że on skapitulował a bloku nie ma komu przemalować. Te sytuacje, które przywołuję z pamięci, uderzyły we mnie mocno, gdy próbowałam spojrzeć na nasze społeczeństwo „po-smoleńskie”. Bo dziś w Polsce nie żyją Polacy i obcy, domownicy i goście (mniejsza o to, czy proszeni), komuchy i nie-komuchy. Czy nam się to podoba czy nie, wszyscy jesteśmy społeczeństwem po-smoleńskim. Takie pokolenie jeszcze się nie urodziło i dopóki społeczeństwo nie stanie w pełni prawdy o katastrofie smoleńskiej, takiego pokolenia nie będzie. To tak, jak moja matka była przedstawicielem pokolenia katyńskiego a jej wnuki dopiero po-katyńskiego, bo dopiero one urodziły się  w świecie prawdy o Katyniu. W normalności, braku oficjalnego zaprzeczenia, kłamstwa i pełnego strachu milczenia.

Chodzi o to, że wszyscy żyjemy w podobnych warunkach. Mamy dziś różne auta i mieszkania (ba, w ogóle nie dzielimy się na tych, co je mają i tych, co w tym systemie mieć nie mają szans). W mieszkaniach mamy ściany w różnych miejscach, bo budujący bloki potrafią nas zapytać nawet o rozkład pokoi. I co z tego. Żyjemy w niemal identycznych warunkach. Tych wewnętrznych. Od 10.04.2010 r. każdy z nas ma bardzo podobnie umeblowany „dom”. Różnimy się „firankami w oknach”. Gdybyśmy jednak mogli zrobić obchód po cudzych wnętrzach, zdziwilibyśmy się jak nam w większości z nich swojsko. Polacy dzielą się na tych, którzy o tym wiedzą i  na tych, którzy nie chcą przyjąć do wiadomości, że to jest w ogóle możliwe. Ba, rozejrzyjmy się a zobaczymy wokół siebie tych, którzy chwytać będą za noże na wieść, że podobni są do lemingów w jakiejkolwiek kwestii, że coś ich łączy ze sobą.
Pierwsza grupa – świadomych, jest odważniejsza, bardziej dociekliwa i coraz bardziej zdeterminowana w dążeniach do odzyskania wolności wewnętrznej. Bo to ujednolicenie wnętrz bywa nie tylko męczące. To krępuje jak kajdany, bo to jest zniewolenie. Drudzy dążą do pogłębienia podobieństw. Przejawia się to w tzw. „owczym pędzie” za propagandą, sondażami, rzekomą opinią publiczną; w trajkotaniu sloganami zaczerpniętymi z tuskowych sms-ów za pośrednictwem mediów masowych i prezentowaniu ich jako własnych. Oni nie przypominają mi wcale tegoż pijanego sąsiada sprzed lat. Takie skojarzenie byłoby najprostsze, ale nie. Widzę jednak wyraźnie, że ta grupa Polaków zrobi wszystko, by ujednolicić świat, w którym żyjemy – Polskę. Po co? Tak jest (w ich poczuciu) bezpieczniej.

To nie głupota, ograniczoność intelektualna, lenistwo i ignorancja zawiniona przez upór i ślepe sympatie polityczne. To strach. Żyjemy bowiem w okropnej, potwornej, przerażającej rzeczywistości. Tak okropnej, że w pierwszych chwilach szukaliśmy wsparcia w jedności nawet ponad podziałami, choćby niemej i pozbawionej osobistej znajomości osób. Wspólne doświadczenie wystarczyło. Jedność rozbito, doświadczenie zostało i my zostaliśmy często z nim sami. Każdy radził sobie jak umiał. Niektórzy poszli na łatwiznę i uciekają od prawdy – za wszelką cenę. Bo ceną jest  - nie święty spokój, ale poczucie bezpieczeństwa. Bo, jak długo można się bać. My zaś tak długo żyjemy w tej okropnej rzeczywistości, że ona przestała nas szokować. Kolejne fakty, zdjęcia, kłamstwa, dowody, skandale… z jednej strony ciekawią i dają – przyznajmy to – jakże chorą (w normalnym świecie, w którym my jednak nie żyjemy) satysfakcję, że mieliśmy rację, że prawda jest okrutniejsza niż sądzono… Z drugiej strony, my to wiedzieliśmy. One nie robią więc na nas wielkiego wrażenia. Zżyliśmy się tak bardzo z tą potwornością naszego świata, że chyba przyzwyczailiśmy się do tych okropieństw. Do pewnego stopnia staliśmy się gruboskórni. Nie widzimy już strachu, zdajemy się go nie czuć. Pozornie.

I ostatnie odniesienie do „jednolitego meblowania” naszej wewnętrznej przestrzeni życiowej. Otóż, nie my ją meblujemy. Notorycznie, jakby stopniując, wciska się nam do niej kolejne rzeczy, które jednak odbierają poczucie bezpieczeństwa, budzą frustrację, głęboko smucą. Dlaczego tak? Ktoś mi powiedział, że cała prawda spowodowałaby rewolucję, wojnę domową w Polsce, czego ni Tusk, ni Kaczyński nie chce i czego obaj (a zwłaszcza Tusk) się boją i unikają. Długo nie żyję, ale życie nauczyło mnie, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych (tym różnię się od moich kochanych lemingów, które wiedzą to, ale twierdzą, że „Smoleńsk” jest wyjątkiem, który podkreśla regułę). Możliwe więc, że tak jest. Sądzę jednak, że to systematyczne uderzanie w czułe struny ma utrzymywać poziom strachu na wystarczającym poziomie. Nikt wszak lepiej, niż komuniści, bolszewicy, nie wie, że najłatwiej rządzić społeczeństwem zastraszonym. O tym, że takim jesteśmy (wszyscy) świadczy fakt, że rządów Tuska i jego ekipy nie złamał sam fakt katastrofy, że kolejne doświadczenia z nią związane zdawały się ich utrzymywać przy władzy, że ostatecznie nie mają one większego bezpośredniego wpływ na ich „być albo nie być”. I świadczy o tym oburzenie  „ekipy” słowami J. Kaczyńskiego w tym kontekście wypowiedziane. Nie Tusk, a „ekipa” rządzi, póki ludzie noszą w sobie strach, lek czy obawy (co ostatecznie  na jedno wychodzi w tej sprawie).

Tuska zaś pogrzebie sam Smoleńsk. W dzisiejszych czasach nawet najstarsi i najbardziej przyzwyczajeni do realiów PRL-u, cenią sobie wygodę, choćby w postaci luksusu „ewentualnej odmienności z wyboru”. Poza tym, jak długo można żyć w bunkrze. Ten upór wielu naszych rodaków, by nie spróbować nawet, choćby na chwilę, choćby jeden raz – na próbę, spojrzeć na rzeczywistość inaczej, jest uporem człowieka pełnego obaw, który próbuje zgrywać chojraka i maskuje własny strach brakiem własnego zdania, brakiem wysiłku samodzielnego myślenia i brakiem chęci wsłuchania się w cudze racje. Nazywamy ich lemingami i charakteryzujemy pewnym zaślepieniem, ignorancją, infantylnością i skłonnością do pomyłek.

Lemingi mają jednak rację – świat nie kręci się wokół Smoleńska, czas się nie zatrzymał. I właśnie z tego powodu ich upór, by pozostać ignorantem lepiej-wszystko-wiedzącym jest bezsensowny. I dlatego ekipa Tuska polegnie. On już leci na złamanie karku, bo dla niego to „być albo nie być” a dla innych stara bajka. On został z tym sam. On się boi. I jest tego zakładnikiem i to jednym z tych, o których nikt się nie upomina. Bo ani w Polsce, ani w Rosji, ani w Niemczech czy nawet Peru, nie ma nikogo, kto dałby za niego złamany grosz okupu. Sprzedają go nawet swoi. Zaczynają się wypychanki z pędzącego pociągu. Kinowy efekt słaby, ale to dlatego że w Polsce pociągi jeżdżą prędkością emerytalną. Za sporą przyczyną ekipy Donalda Tuska zresztą.

Ktoś powie, że to nie tak, nie do końca, bo jednak coś w samym śledztwie smoleńskim się wciąż dzieje. Oczywiście, dzieje się w Polsce i dzieje w Rosji, ale nie są to działania odrębne z powodów odrębności politycznej i suwerenności naszego kraju. Można określić to słowami „każdy sobie rzepkę skrobie”. I jedni drugich chwilami obrzucają obierkami. Donald, dlatego że się broni, inni , by go postraszyć czy wręcz pogonić. Dla „innych” sama katastrofa się nie liczy. I ofiary się nie liczą. „Inni” są wrażliwi „inaczej”. Oni nie czują strachu. Nie czują współczucia, przywiązania, miłości a lojalni są jedynie wobec siebie samych. „Inni” nie widzą potrzeby badania katastrofy, tłumaczenia niejasności, badania, dociekania. Oni znają prawdę a wersja do wierzenia dla plebsu została już podana i w ich tubce propagandowej się nie zmieni. Może jedynie zmienić się szyk wyrazów w zdaniu. A Tusk? Cóż Tusk jest? Chłopiec duży. Niech pomyśli o podróży… Albo zgrał się, jak to określił aktualny oficjalny mentor PO-prawicy, prezydent Komorowski: „proces zmęczenia i pewnego zużycia jest oczywistością”. Jednym słowem, czas wypluć ekipę Tuska. Problem w tym, że oni są jak strzępy mięsa między zębami, trzeba ich wydłubywać, co nie zawsze jest proste a zawsze obrzydliwe.

Każdy, kto oglądał „Alternatywy4” pamięta twarz ciecia dłubiącego wiecznie w zębach, który stanął przed blokiem i patrząc po oknach lokatorów skwitował, że odmienny kolor zasłon w oknach jednego z mieszkań wygląda „jak gów...o w lesie”. Anioła awansowali z ciecia na prezesa spółdzielni, bo się dało. Tuska chcieli wywindować do UE, bo kolor zasłon w oknach Polaków pozostaje różnorodny  i wciąż się różnicuje. Niestety (dla D.T.) nie udało się, winda się zacięła, bo okazuje się, że w UE poprawność polityczna cenzuruje i wygładza nawet siebie samą. Pomijam tu celowo polityczne i gospodarcze interesy realnych przywódców UE i zwracam uwagę na to, co najbardziej powinno zaboleć ambicje  naszego premiera. Mianowicie, jego windowanie do struktur unijnych może i oznacza dla niego awans, ale według UE dla samych urzędów, które mógłby piastować oznacza to – degradację. Poniżenie, znaczy. Zatem, wszędzie taka persona non grata. Co dla nas wiele nie zmienia, bo wszyscy oddychamy zatrutym powietrzem i niewielu ma odwagę zabłysnąć publicznie „innym” kolorem poglądów. Chyba że Premier będzie miał więcej do stracenia i zacznie sypać. Ale i on już dla nich liczy się tyle, co opadła smoleńska mgła. Opadła. I co z tego. Wiadomo było, że opadnie.

Premier J. Kaczyński ma rację, ostrzegając przed skutkami straszenia Polaków. Bo nawet jeśli Tusk czy Putin nie są wcieleniem szatana, strach pozostaje zawsze, w każdych okolicznościach złem, największą jego bronią w walce z Prawdą, Dobrem, Pięknem.  Czy więc nie ma czego się bać? Nie. Ale jest o co dbać, walczyć i się martwić. Kiedy krzyczą, że profanacja zmarłych, (jedno wielkie) matactwo w śledztwie, pamięć o ofiarach to bzdury, hamulec rozwoju państwa, jego poniżenie międzynarodowe i utrata bezpieczeństwa… a każdy kto myśli inaczej jest idiotą, awanturnikiem itp., mam wrażenie, że do mojego domu wlazł jakiś pijak i robi demolkę a wszyscy mieszkańcy stoją biernie, bo nie wierzą we własne siły i tracą poczucie własnej wartości – nikt się nie wychyli pierwszy, nie zaryzykuje… Nikt nie lubi wyjść na idiotę. Demaskowanie działań ośmieszających inteligencję i godność Polaków doda im sił i wiary w siebie a odbierze wiarę w Tuska, który bogiem przestał być nawet dla partyjnych kolesi.  Cóż, zużył się Donald jak guma do żucia…
Przedstawienie dobiega końca. W finalnej scenie wkracza nowy  projekt ( "Europa+" ) starej gwardii. Kurtyna w krótce opadnie a z nią jednym opadną klapki z oczu, innym ręce, jeszcze innym - niezdrowe emocje. Bo projekt ten jest zmianą warty przy żłobie czy jak kto woli, baldachimie. Ja tylko boję się, że nie wypali...

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika dogard

19-04-2013 [22:42] - dogard | Link:

europa+; chyba winno byc...'ze wypali'..

Obrazek użytkownika Celarent

19-04-2013 [23:51] - Celarent | Link:

i w obecnych okolicznościach cieszę się, że taki projekt powstał, bo: obnaża to kształt i struktury Jelit przed szerszą publiką- nie każdy Polak wie lub wierzy, że np. Unia Wolności to towarzysze tacy jak ci z SLD a agenturalna przeszłość Wałęsy vel Bolka są faktem. Dla nich Geremek, Wałęsa, Tusk.. czy.Komorowski to wielcy opozycjoniści bez skazy, bez przeszłości, powiązań... a wskazywanie faktów ten wizernek burzących jest podłością kłamcy, który z nienawiści snuje spiskowe teorie dziejów. Europa+ pokazuje powiązania, metody organizowania się i brak wstydu, skrupułów... Dla mnie to inicjatywa obozu Komorowskiego (czy raczej tych, którzy operowali windą na jego szczyt), którym Tusk się "sprzykrzył" a nie chce dobrowolnie odejść - konflikt interesów. możliwe jednak, że jest to zwyczajna ustawka mająca pozwolić mu odejść w "natralny" sposób, by mógł kiedys - jak Miller czy Kwaśniewski  powrócić. Kiedy publika wyborcza już zapomni to i owo. Tusk jednak jest zbyt ambitny, by na taki wariant poszedł dobrowolnie i słabo punktuję taką ewentualność. Kibicuję jednak E+, bo to twór dający realną szansę na wysoką wygraną PiS a to czy Tusk wróci i jaki los spotka E+ w dużej mierze zależy od samego PiS i od nas - wyborców. PiS dostaje prezent - bombkę, która rozsadza ten piekielny mur. Można samemu wlalić w niego głową, ale po co, skoro głów i rąk potrzebujemy do wyższych celów. Obawiam się, że E+ rozpadnie się jak domek z kart, cała nadzieja w tym, że "ktoś" nie cofnie tej szalupy ratunkowej dla części ekipy PO i że ciągle będzie ona im potrzebna, choć to nas boli i smuci - stan państwa.

Obrazek użytkownika Janko Walski

20-04-2013 [11:13] - Janko Walski | Link:

 do przeczytania tego znakomitego artykułu. Jego siłą jest, oprócz tego, że porusza istotę dzisiejszej rzeczywistości, także to, że powinien być przyswajalny dla wszystkich, czego Autorce gratuluję i pozdrawiam serdecznie.
JW