Pani minister „reformuje”

Istnieje coś, co się od lat kojarzy - zarówno rodzicom, jak i uczniom - z każdym kolejnym ministrem oświaty. Za swój główny cel uważają wdrożenie kolejnej reformy. Nie stanowi pod tym względem wyjątku obecna minister Krystyna Szumilas. Oprócz reformy nauczania sześciolatków czy zmian w egzaminach maturalnych podległy jej resort nieudolnie forsuje wprowadzanie do szkół tzw. e-podręczników.
 
Dla włodarzy resortu edukacji nie ważne jest, że niemal żadne roczniki uczniów nie mają takich samych programów nauczania jak ich poprzednicy/następcy. Reformy Szumilas, podobnie jak jej poprzedniczki, Katarzyny Hall, wywołują z reguły skutek odwrotny od zamierzonego: zamieszanie i chaos. Nikt nie jest w stanie przewidzieć tego, jakie programy będą obowiązywały np. za dwa lata. W dodatku zmiany wymyślane przez MEN są źle przygotowane - nie są do nich gotowe szkoły, ani nauczyciele, brakuje pieniędzy na wyposażenie w sprzęt sal i pracowni. Zaś rodzicom nie pozostaje nic innego jak protestować bądź pokornie zgadzać się na wszystkie pomysły ministerstwa p. Szumilas.
Dotyczy to przede wszystkim najbardziej zainteresowanych, czyli uczniów. Niezadowoleni są rzecz jasna także ich rodzice. Szczególnie, gdy muszą podjąć za swe najmłodsze pociechy decyzję: czy ich sześcioletnie dziecko da sobie radę w szkole. W od niedawna pokazywanym spocie MEN zachęca rodziców do posyłania sześciolatków do szkół. Do podjęcia takiej decyzji zachęcają celebrytki: młoda aktorka Weronika Książkiewicz i Dorota „Superniania” Zawadzka. Co prawda sześciolatki chodzą do szkoły w większości krajów zachodnioeuropejskich. Ale - jak słusznie zauważa portal polityce.pl - „problem tylko w tym, że szkół w takiej Francji czy Wlk. Brytanii w żaden sposób nie da się porównać z tymi naszymi, odrapanymi, pozbawionymi papieru toaletowego, itd.”.  Niedawna kontrola NIK wykazała, że 80 proc. polskich szkół nie jest przygotowanych na przyjęcie sześcioletnich dzieci. Nie dziwią więc wyniki sondażu Homo Homini dla „Rzeczpospolitej”, którego aż 71 proc. uczestników stwierdziło że wysyłanie sześciolatków do szkół jest złym pomysłem (popiera go 24 proc. ankietowanych, z czego zdecydowanie  - 10 proc. ). Tymczasem plany resortu p. Szumilas przewidują, że we wrześniu 2014 r. sześcioletnie dzieci będą musiały rozpocząć edukację szkolną.
Łatwego życia w polskiej szkole nie mają też maturzyści. Niestety, najczęściej dowiadują się o kolejnych zmianach w ostatniej chwili. W ostatnich latach wprowadzono - jako obowiązkowy dla wszystkich maturzystów - egzamin z matematyki. Kilka lat trwał eksperyment z tzw. prezentacją w miejsce egzaminu ustnego z jęz. polskiego. Obecnie ministerstwo szykuje kolejne zmiany w maturze, szczególnie istotne dla licealistów, którzy w najbliższym czasie dokonają wyboru specjalizacji. Jednak szczegóły tej nie wiadomo już której reformy „egzaminu dojrzałości” pozostają wciąż nieznane.
MEN pod kierownictwem Krystyny Szumilas nie może zaliczyć do swoich sukcesów także wprowadzania tzw. e-podręczników. Zapowiadana przez władze e-rewolucja w polskich szkołach wciąż nie nadeszła. Próby wdrażania do szkół e-podręczników budzą wiele zastrzeżeń ze strony ekspertów i nauczycieli. Stworzone za publiczne pieniądze i udostępniane za darmo -  mogą stworzyć państwowy monopol i wyprzeć ze szkół inne narzędzia, w tym także cenione, tradycyjne podręczniki. Nie wiadomo także np. kto pokryje koszty zakupu tabletów i laptopów do użytkowania e-podręczników po 2015 r., kiedy zakończyć ma się pilotaż. Prawdopodobnie koszty te spadną na barki rodziców i samorządów. Sam pilotaż postawiony jest zresztą na głowie: najpierw kupiono elektroniczny sprzęt do obsługi e-podręczników (tablety, laptopy), potem tworzy się je same, a dopiero na końcu zaczyna się szkolić nauczycieli i tzw. koordynatorów. Jak niedawno pisała Rzeczpospolita: „Najbardziej brak spójnej wizji, jak ma wyglądać polska szkoła. Zamiast niej są kolejne korekty, zmiany, reformy i reformy reform przynoszące tylko niepewność.”.