Wszyscy będziemy „psychicznymi gejami”

Mówiąc o sobie „psychiczny gej” pan Daniel Olbrychski trafnie opisał siebie tylko pierwszą połową użytego zwrotu. Jednak ten drugi człon świadczy albo o wyjątkowej przenikliwości Olbrychskiego albo o niezwykłym instynkcie aktora.

Jeśli przyjrzeć się jak agresywne od jakiegoś czasu są „prześladowane” mniejszości spod znaku LGBT. A przy tym, co chyba nawet istotniejsze, jakże skuteczne.

Weźmy choćby naszego bohatera wszystkich Polaków… Tak, mam na myśli Lecha Wałęsę, który, cokolwiek powie, zawsze znajdzie jakąś społeczną niszę, która jego słowa przyjmie z otwartymi ramionami. Kiedy wkurzał nas, plując na nielubianych przez siebie byłych kolegów z czasów walki z komuną oraz przedstawicieli nielubianej przez siebie władzy, nie było, co liczyć, że ktoś z „głównego nurtu” i to tylko z tego naszego, lokalnego, zechce mu to wytknąć albo nawet w jakiś sposób ukarać. Starczyło, by tknął, i to tylko werbalnie, „prześladowaną mniejszość” a już zdążył odczuć i na honorze (co pewnie nie zabolało, no chyba że jako „ból fantomowy”) i, przede wszystkim na kieszeni, że to nie jest dobry deal.
Zatem może już niedługo każdy, kto w jakikolwiek sposób będzie chciał znaleźć w życiu jakieś bezpieczne miejsce, będzie musiał, śladem Olbrychskiego, zadeklarować się jako „psychiczny gej” czy tam „psychiczna lesba”. Inaczej, jak cała niepokorna reszta większości, drżeć będzie, co też jej „prześladowana mniejszość” zechce zrobić.

Wcale nie żartuję. Przede wszystkim dlatego, że nieco oszołomiony jestem dynamika, z jaką dawne pedały czy tam cioty, ukrywające swe skłonności, dziś, już jako geje bez jakichkolwiek pokory starają się brać społeczeństwo za mordę. Ale, mimo tego przyciągającego uwagę rozmachu, to wcale nie bezczelni w swych roszczeniach i pretensjach homoseksualiści są główną siła tej postępującej rewolucji, na której gilotynach (mam nadzieję, że tylko symbolicznie) my, dotąd uważający się za normalnych, będziemy musieli położyć swe… powiedzmy cojones. Dużo większą rolę odegrają ci debile, którym wydaje się, że jak kupią sobie holenderska damkę, fikuśny kapelusik, drinka na Powiślu i oczywiście nadąża za „zmieniającym się światem”, to bez wątpienia wszystkim zaimponują rozumem. Oni faktycznie już pewnie biegają po warszawce w poszukiwaniu koszulek zdobnym w najnowszy cytat z Olbrychskiego.

A swoją drogą przyszło mi do głowy coś, co Danielowi Olbrychskiemu bez wątpienia nie zawitało do zwojów mózgowych nawet na chwilę. Pomyślałem, ze ta jego służalczo szybka reakcja na słowa Szczepkowskiej o „gejowskim lobby” wśród artystów świadczy o czymś przeciwnym niż starał się wyartykułować. Świadczy o tym, że to lobby nie tylko istnieje, ale może być znacznie silniejsze niż by się mogło zdawać. I oto sławny Azja, by nikt nie potraktował go w myśl starej zasady „czerwonych”, „kto nie z nami ten przeciw nam”, czym prędzej pospieszył z deklaracją, że jednak jest „z nami”. Tak, jak tylko umie. Tylko „psychicznie”, ale czy to jego wina?

Nie wiem, w jakich okolicznościach i jak często będzie trzeba ujawniać swój „psychiczny homoseksualizm”, aby zasłużyć na spokojne życie. Przypomina mi się wątek z „Paragrafu 22” opisujący apogeum patriotycznego wzmożenia w eskadrze, owocującego koniecznością składania przysięgi i odśpiewywania „Gwiaździstego sztandaru” w stołówce zarówno w kolejce po zupę jak też i po drugie.
Swoją drogą zastanawiam się najzupełniej poważnie ilu zadeklarowanych homofobów narodzi się naprawdę z opowiastek pana Posła RP, wielokrotnego beneficjenta przeróżnych grantów i dotacji, Roberta Biedronia o tym jaki to on jest prześladowany.