Spotkanie z pisarzem w Klubie Bramina

Mama Łukaszka postanowiła dać upust swej energii i zadziałać społecznie. Akurat zdarzyła się ku temu dobra okazja, bo jedna z jej znajomych, również wielbicielka "Wiodącego Tytułu Prasowego", organizowała jakieś spotkanie.
- To nie jest jakieś tam sobie spotkanie! - opowiadała w domu mama Łukaszka. - Przybędzie znany pisarz!
- Nazwisko! - zażądał tata Łukaszka i stwierdził, że go nie zna.
- A w "Wiodącym Tytule Prasowym" ciągle o nim piszą...
- To jeszcze nie znaczy, że jest znany.
Mama obraziła się na tatę i babcia, żeby ratować konwersację poprosiła o tytuły jego książek.
- To dopiero jego debiut - wyjaśniła mama Łukaszka.
- A o czym pisze? - chciał wiedzieć dziadek Łukaszka.
- To thriller polityczny o tym, ze w Polsce jest ciemnogród, zacofanie, zabobon, a to wszystko podlane sosem katolickiego fanatyzmu  wyjaśniła mama.
- Takimi książkami się pali w piecu - oświadczył z godnością dziadek i mama go wyzwała od pogrobowców hitleryzmu.
Wieczorem mama Łukaszka udała się do Klubu Bramina.
- No jesteś nareszcie! - zawołała zmęczona koleżanka i obie zabrały się szybko do dzieła. Po wszystkich niezbędnych przygotowaniach pan pisarz mógł wreszcie się spotkać. A spotkanie miał z wielbicielami.
- Absolutnie boski! Cudownie dosadny! Elokwentnie fantastyczny! Genialnie Historyczny! I jeszcze Kosmopolityczny! Ludzi łączący morałem! Niesamowicie oczytany! Porażająco romantyczny! Seksualnie trzewioszarpiący! Uderzający w zmysły! - zachwycali się wielbiciele. Pisarz siedział za stołem i kraśniał z zadowolenia.
Kiedy spotkanie się skończyło, do pana pisarza podeszła koleżanka mamy i poinformowała go, że to nie koniec.
- A co dalej? - spytał pan pisarz.
- Dalej jest spotkanie z dziennikarzami...
Pan pisarz się skrzywił, ale pozostał na miejscu. Zeszli się dziennikarze i zaczęli zadawać pytania.
- Jestem z redakcji lewicowego pisma "Prawica To Zło" - oznajmił jeden dziennikarz. - Czy nie uważa pan, że ze względu na śmiałe sceny i nowoczesną obyczajowość, prawicowo przekręceni Polacy pominą pana pracę milczeniem?
- Jestem z redakcji prawicowego pisma "Lewica To Zło" - oznajmił drugi dziennikarz. - Czy nie uważa pan, że te woniejące wymiotami wypociny, które nazywa pan książką, są jedynie niosącym nienawiść nihilizmem?
Pan pisarz odpowiedział na oba pytania pięknymi, krągłymi zdaniami. Odpowiedział też na wiele następnych pytań, z których nawet kilka dotyczyło tego, co napisał.
Kiedy spotkanie się skończyło dziennikarze zaczęli pakować swój sprzęt i wychodzić.
- Mieliście w weekend wpaść do nas - powiedział dziennikarz gazety "Prawica To Zło" do dziennikarza gazety "Lewica To Zło".
- No niestety, nie mogliśmy, bo Grzebysławek zachorował...
- O! czy to coś poważnego?
- Nie, tylko katar, ale wiesz jak jest, nie chcemy aby zaraził waszą córeczkę... A tak a propos: jak Pandemii idzie w przedszkolu?
I wyszli razem.
- Uff - westchnął pan pisarz i już chciał wstać, ale koleżanka mamy zwróciła mu uwagę, że czeka go jeszcze jedno spotkanie. Na szczęście ostatnie.
- Jeszcze jedno? - zdumiał się pan pisarz. - A z kim?
- Z blogerami.
Pan pisarz załamany opadł na krzesło i zaczął strasznie krzyczeć. Że już kiedyś miał spotkanie z blogerami, że ci ludzie są straszni i że on więcej nie życzy sobie, żeby ich zapraszać na spotkania z nim. I żeby te odwołać. Ale było już za późno i groźnie wyglądający normalni ludzie zaczęli zapełniać salę. A potem zaczęli zadawać pytania.
- Proszę pana, jestem architektem - zaczął jakiś poważnie wyglądający pan. - I muszę panu powiedzieć, że w kluczowym momencie fabuły popełnił pan straszny błąd.
- Niby jaki? - spytał z rozdrażnieniem pan pisarz.
- Otóż według przepisów, drzwi od łazienki nie mogą otwierać się do wewnątrz! Tylko na zewnątrz! Tym samym ciało nie mogło blokować wejścia i główny bohater nie straciłby tyle czasu żeby się tam dostać i stwierdzić, co się stało. Wszystko byłoby jasne w pięć sekund i tym samym zdołałby jeszcze złapać sprawcę!
- W mojej książce drzwi otwierają się do wewnątrz - uciął pan pisarz.
- Na stronie sześćdziesiątej ósmej napisał pan, że żona głównego bohatera susząc włosy przed lustrem podeszła do okna - zgłosiła się jakaś pani. - Co za bzdura! Widział pan kiedyś suszarkę?! Ten kabel nawet metra nie ma!
- No to miała przedłużacz - odparł apatycznie pan pisarz.
- Jeep Wrangler nie waży trzech ton! - padały kolejne uwagi z sali.
- Myli pan ciągle masę z ciężarem!
- Pistolet nie ma bębenka! To rewolwer!
- Tego roku i miesiąca czternasty dzień nie wypadał w czwartek!
- Raz pan pisze, że w mieszkaniu były dwa pokoje, a raz że trzy!
- Dzika róża nie jest kwiatem tylko krzewem!
Kiedy spotkanie dobiegło wreszcie końca pan pisarz zwrócił się do koleżanki mamy:
- Nigdy, nigdy więcej nie zapraszajcie na spotkanie ze mną blogerów! Oni są straszni!!!