Historia mojego upadku

Wiele lat temu zatrudniłam się w stadninie Plękity. Opiekowałam się klaczami na porodówce- karmiłam je, czyściłam i słałam im boksy.  Po porodzie szybko sprzątałam łożyska, żeby ich nie skonsumowały. Do dziś nie wiem dlaczego właściwie  nie powinny tego robić..
Uczestniczyłam również w codziennych przejażdżkach. Coś mnie pokusiło i zgłosiłam się do zajeżdżania partii trzylatków, które po wykastrowaniu miały jechać do Szwecji. Ujeżdżanie odbywało się metodą rodeo. Najpierw nakładano koniowi siodło w boksie i pozwalano mu przez pół godziny wspinać się i tarzać po ścianach. Potem dwóch ludzi trzymało konia,  trzeci wsadzał jeźdźca, puszczali konia i…jazda.
Na swoim sfrustrowanym  kastracie jeździłam z powodzeniem dwa dni. Trzeciego dnia  przy padoku zatrzymał się  dyrektor. Wyścigową manierą trzymałam konia mocno w cuglach.
Dyrektor krzyknął: „ to nie wyścigi, puść go natychmiast”
Nie powinnam go słuchać. Nie zależało mi na tej pracy. Mogłam śmiało odkrzyknąć : „siadaj na konia sam, jeżeli jesteś taki mądry” albo udawać że nie słyszę.
Trzeba wiedzieć, że wyścigowy styl jazdy jest dla jeźdźców sportowych kamieniem obrazy. Przede wszystkim drażni ich „sedesowy dosiad” czyli jazda w krótkich strzemionach. Poza tym na wyścigach krzyżuje się wodze ( cugle), żeby nie spadać na szyję konia w przypadku, gdyby  niespodziewanie „strzelił z zadu”.
Nie wiem dlaczego posłuchałam dyrektora. Puszczony koń ruszył wyciągniętym galopem wprost na siatkę odgradzającą padok od łąk, nad którą to siatką, co gorsza, nie wiadomo po co, umieszczono drut kolczasty.
Zestresowany młody koń nie reaguje należycie na wędzidło. Powiedzmy sobie szczerze- nie reaguje wcale. Poza tym koń z natury słabo widzi. Na Służewcu zdarzyło się, że rozpędzony folblut wpakował się w siatkę i wypruł sobie wnętrzności. Trzeba go było dobić.

W czasie tych kilku sekund, które- jak to bywa  w trakcie wypadku - trwały dla mnie wieczność, widziałam oczyma duszy  wypatroszonego konia i siebie z twarzą w drucie kolczastym. Ostatnim wysiłkiem złamałam więc koniowi  łeb ( skręciłam głowę konia)  zmuszając go do wywrotki przed sama siatką.
Nawet nie spadłam, oparłam się tylko wyciągniętymi  nogami o ziemię. Uderzenie było jednak  zbyt mocne i pękła mi kość strzałkowa. Wezwany lekarz pogotowia nie uwierzył w złamanie. Jak mi potem powiedział, przepraszając mnie zresztą- nie płakałam i nie mdlałam, a to były jego zdaniem osiowe objawy złamania. Pomimo moich protestów sanitariusz zdjął mi but, zamiast go rozciąć. Ponieważ żądałam rentgena, musiałam skacząc na jednej nodze sama dotrzeć do karetki. W szpitalu, po rentgenie,  okazało się, że noga jest naprawdę  złamana. Była już opuchnięta. Wyglądała  jak noga słonia.
Musiałam  czekać na gips do następnego dnia. Położono mnie na noszach na korytarzu. Obok umierał krzycząc jakiś rolnik który przez pomyłkę napił się kwasu solnego. Nikt się nim nie zajmował. Wreszcie przyszła pielęgniarka żeby założyć mi szynę Obracała ją bezmyślnie w rękach wyraźnie nie wiedząc jak się do tego zabrać. Przerażona zapytałam czy jest naprawdę pielęgniarką. Przyznała, że jest z oddziału noworodków. Zabrałam jej szynę i usztywniłam nogę sama.
Rano zajął się mną sam ordynator. Przed zabiegiem, pielęgniarki pomimo moich protestów wymyły mnie starannie, wielokrotnie urażając uszkodzoną kończynę.  Przecież znalazłam się w szpitalu wprost ze stajni  i pan ordynator ich zdaniem tego by nie przeżył.
Miałam dość - po założeniu gipsu wypisałam się ze szpitala  na własne żądanie.
Po kilku dniach spędzonych w stadninie wróciłam do Warszawy. Dyrektor stadniny podziękował mi wprawdzie za uratowanie konia, ale był załamany. Nie tyle martwiła go moja noga co przewidywane kłopoty formalne.
Moja umowa nie obejmowała zajeżdżania koni. Uspokoiłam dyrektora, że żeby nie narazić go na kłopoty nie zgłoszę nikomu wypadku, nie zgłoszę  się nawet po ubezpieczenie. Wprawdzie dyrektor niepotrzebnie się wtrącał, ale i tak cała wina była po mojej stronie. Byłam dorosła i nikt mi nie kazał  bawić się w rodeo.

Po zdjęciu gipsu okazało się, że mam unieruchomiony staw skokowy,  bo gips został założony nieprawidłowo. Warszawski lekarz wyrażał się o swoim prowincjonalnym koledze jak najgorzej. Skierował mnie na rehabilitację w instytucie reumatologii i na długo zakazał konnej jazdy. Nie zdążyłam zgłosić się na rehabilitację. W samą Wigilię zadzwonił do mnie pan Kazio-  brygadzista ze stajni Moszna (13)  na Służewcu, w której jeździłam jako jeździec amator.
„Błagam przyjedź, będziemy prowadzać konie w ręku, wszyscy chłopcy zapili”-  powiedział.
Padał śnieg z deszczem. Kulałam, nie byłam w stanie wyprostować nogi,  nie wyobrażałam sobie w tym stanie żmudnego łażenia po zaśnieżonym kółku.
„Dawaj pan jakiegoś trupa i jedziemy na tor”-  powiedziałam.
Pojechałam- jak pamiętam - na Larumie. ( faktycznie był to koń dla nowicjuszy)
Po nim było następnych 8 lub 9 przejażdżek.
Każda przejażdżka były to trzy okrążenia toru kłusem ( 7,5 km) oraz stępowanie. Podczas trzeciej przejażdżki poczułam, że w efekcie anglezowania, usztywniony staw zaczyna się ruszać. Po zejściu z ostatniego konia chodziłam  już normalnie, więc uznałam, że jestem całkowicie zrehabilitowana. Lekarz nie mógł wyjść z podziwu. Oczywiście nie zdradziłam mu swojej błyskawicznej metody.
Po tej przygodzie straciłam do końca zaufanie do lekarzy i staram się odtąd trzymać od nich z daleka. Przestałam też słuchać dobrych rad i  poleceń innych ludzi, szczególnie  gdy moje bezpieczeństwo jest w moim własnym ręku.
Kiedy tłumaczyłam znajomym dlaczego nie odebrałam odszkodowania za swój wypadek
( wdrożono by dochodzenie i oberwałby niesłusznie dyrektor) argumentowali, że zawsze można i  trzeba wykorzystać  do końca możliwości, które daje nam prawo. Jestem innego zdania. Zupełnie mnie nie interesuje co mówi w jakiejś kwestii prawo. Sama wiem co mam robić.
Wiem, że to brzmi butnie i niesympatycznie. Postaram się przy najbliższej okazji uzasadnić swoje stanowisko.
Legalistom na początek przypominam, że w czasie niemieckiej okupacji ludzie byli mordowani w zgodzie z obowiązującym wówczas prawem.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika finka

03-02-2013 [11:12] - finka | Link:

Z dala od lekarzy i w zgodzie z własną intuicją i wiedzą. A z innego tematu to żałuję, że nie ma już NE, fajnie było kliknąć w tekst, dać mistrzom pisania (prócz Ciebie Izo darzę "miłością" Brixena) gwiazdki i od razu poczytać komentarze. Pozdrawiam serdecznie.

Obrazek użytkownika izabela

04-02-2013 [17:59] - izabela | Link:

NE dziś się pojawił. Dlaczego i po co zobaczymy. Pozdrawiam.

Obrazek użytkownika jan.kalemba

03-02-2013 [17:14] - jan.kalemba | Link:

Niemcy są bardzo praworządni. Republika Weimarska była państwem prawnym do samego końca, a bandycką organizację III Rzeszy ustanowili zgodnie z prawem w trybie parlamentarnym.

pozdrowienia

Obrazek użytkownika izabela

04-02-2013 [18:02] - izabela | Link:

U nas też parlament ustanawia prawa z którymi nie sposób się identyfikować.Pozdrawiam.