Upolitycznianie polityki

W PRL-u było takie jedno powiedzenie. Kto miał inne poglądy niż przewidywała oficjalna linia partii i je głosił ten „mieszał się do polityki“. Nie trzeba chyba przypominać, że najczęściej zarzut ten stawiano Kościołowi Katolickiemu - to on broniąc praw człowieka, broniąc ludzkiej wolności stale mieszał się do polityki. Do polityki mieszali się również działacze opozycyjni oraz zwyczajni robotnicy którzy dostrzegali absurdy życia w komunistycznej dyktaturze i je otwarcie krytykowali. Wypracowano nawet sprytną odpowiedź na ten zarzut. Mianowicie taką, że jeśli samemu się tego nie robi, to wkrótce polityka sama zajmie się człowiekiem. Przypomniała mi się ta historia w związku z wypowiedzią szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego, który stwierdził, że wizyta Anny Fotygi i Antoniego Macierewicza w USA, w związku z wyjaśnieniem okoliczności katastrofy smoleńskiej, jest mieszaniem tej tragedii do polityki. Nie podejrzewam Radosława Sikorskiego o braki w wykształceniu oraz o brak logicznego myślenia, niemniej ze zdziwieniem trzeba stwierdzić, że jeśli mieszaniem się do polityki jest chęć pełnego wyjaśnienia katastrofy kwietniowej, to tym bardziej jest nim również przekazanie śledztwa stronie rosyjskiej. Zarówno jedno jak i drugie działanie ma konsekwencje dla życia politycznego i społecznego w naszym kraju. Co więcej, gdyby nie było żadnej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej a premier Donald Tusk ogłosił, że nie zajmuje się tą sprawą i dla dobra nas wszystkich, oddziela tę sprawę grubą kreską, to także by to było działanie polityczne. Może więc dobrze by było, gdyby strona rządowa wreszcie uznała, że istnieje silna potrzeba społeczna, wyjaśnienia wszystkich okoliczności tej katastrofy. Jak rząd się przekonał dużej części narodu nie da się zamknąć ust wymówkami o długich i niezbędnych procedurach. Tak jak nie udało się zrobić tego w PRL-u. Tym bardziej jeśli ostatecznym dążeniem jest prawda.Tadeusz Rozłucki