Wieża Komunistów w Londynie

Winien jestem Państwu relację z dopiero co odbytego spotkania z reporterem, dziennikarzem śledczym, nauczycielem trudnego fachu dziennikarza śledczego, oraz znanym podżegaczem – Witoldem Gadowskim – które odbyło się w minioną niedzielę w Sali św. Józefa w Little Brompton Oratory w Londynie, a które miałem przyjemność poprowadzić. Sala – co już staje się powoli tradycją, jesli chodzi o spotkania organizowane przez Londyński Klub Dyskusyjny – pękała w szwach, a szczególnie cieszył widok nowych twarzy; przybyli młodzi, ale również i ci ze starszego pokolenia emigracji, urodzeni w Anglii, Polacy. Spotkanie zaszczycił swoją obecnością Pan prezes Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii dr Włodzimierz Mier-Jędrzejowicz.

Ponieważ Witold Gadowski przebywał w Londynie od piątku, do niedzielnego spotkania zostało zaledwie kilka egzemplarzy książki ‘Wieża Komunistów’ i obecni musieli zadowolić się zapisami na listę, co też trochę wpisało się w klimat, jako że ‘zapisy na różne dobra’ jako żywo nam się z komunistami kojarzą. A w tym przypadku - wyczerpania się nakładu książki i opóźnienia dodruku – skojarzenie z komunistami jest szczególnie uzasadnione, jako że pierwszy nakład został oprotestowany w związku z okładką, która okazała się być pornograficzna. Mam to szczęście, że wszedłem w posiadanie białego kruka, jakim jest egzemplarz pierwszego, tego pornograficznego wydania. Na pornografii to ja się nie znam, ale skoro prawo twierdzi, że jest, to jest.

Otóż na okładce znalazła się wkomponowana w collage bryła Pałacu Kultury i nauki (dawniej PKiN imienia Józefa Wissarionowicza Stalina), i użycie tej właśnie bryły wzbudziło stanowczy protest obecnych włodarzy Pałacu (dawniej im. Stalina), którzy zażądali zastąpienia okładki inną grożąc procesem. Ponieważ w prawie polskim nie istnieje instytucja ochrony wizerunku publicznego brył budynków, wyjście musiało być jedno: okładka, a za nią sama bryła, a więc również identyczne bryły kilkunastu budynków w mieście Moskwa, oraz kilkunastu innych w mieście Chicago, z których te moskiewskie jak wiele innych rzeczy zostały bezczelnie zerżnięte, muszą być pornograficzne. Mamy więc pierwszą korzyść z wydania książki, a mianowicie: nową definicję pornografii z załączoną ilustracją przykładową.

Stąd apel do mam i babć spacerujących po Warszawie – przy przechodzeniu w pobliżu rzeczonej bryły z dzieckiem, należy latorośli zasłonić twarz i wyjaśnić, że jest to paskudztwo – pornografia komunistyczna - niech się dziecię uczy.

Przejdźmy jednak z okładki do treści książki i przebiegu spotkania, bo spotkanie było z książką związane. Książka jest solidna, liczy sobie stron 500 i zawiera podwójne zaprzeczenie, jakoby jakiekolwiek postaci w niej występujące miały cokolwiek wspólnego z rzeczywistością, z czego humanista wywiedzie wniosek, że przeczenie jest podwójnie mocne, a człowiek o umyśle ścisłym wniosek wręcz przeciwny. Rzeczywiście, występujący na kartach książki generał Ogorzelski, pułkownik ‘o czerwonej, spoconej twarzy’ Mielejczyk, redaktor Uchlanz, czy major Grzegorz Okrzemek nie mogą budzić żadnych skojarzeń z rzeczywistością. Jak mogliby, skoro media głównego nurtu w Polsce, podobnie jak ich czytelnicy, o istnieniu służby, której przywołani mieliby być funkcjonariuszami, nie słyszały prawie do końca lat dziewięćdziesiątych?

Słyszały co prawda co nieco o aferze FOZZ, ale sama afera zawieszona była zazwyczaj w jakiejś próżni. W tej właśnie próżni obraca się nieistniejący redaktor Brenner, który nie może jako bohater mieć nic wspólnego z redaktorem Gadowskim, jako że za utożsamianie bohatera z narratorem, a nie daj Boże z autorem, panie od polskiego stawiały pały i pewnie nadał stawiają.

Publiczność zgromadzona w Sali św. Józefa w Little Brompton Oratory zasługiwała masowo na pały od pań od polskiego, jako że uporczywie utożsamiała redaktora fikcyjnego z realnym, a samą książkę uznała za złożoną z faktów epopeję komunistycznych służb wojskowych, które odnalazły się udanie w demokracji i twórczo kontynuowały okradanie nas wszystkich z majątku przez dekady. Siłą rzeczy znaleźliśmy się na naszym spotkaniu w świecie realnym.

Widziałem, jak w zderzeniu z historiami niewyobrażalnymi w tak zwanym ‘normalnym świecie’ twarze naszej, tej urodzonej w Zjednoczonym Królestwie emigracji, się sępią. Cóż, wygląda na to, że oddanie insygniów prezydenckich w ręce prezydenta Wałęsy było - nazwijmy to – nieco przedwczesne w świetle tego, co dziś wiemy o latach dziewięćdziesiątych, ale również tego, co wiemy o Polsce dzisiejszej. Spotkanie miało dosyć przewrotny tytuł: ‘Dlaczego musimy emigrować?’, ale jego przebieg tytuł dość dobrze uzasadniał – musimy emigrować, jeśli nie chcemy żyć w świecie Ogorzelskich, Mielejczyków i ich dobrego znajomego – redaktora Uchlanza - o manierach wieprza i naturalnie świńskim sposobie wypowiadania się (choć tu przyznam, że scena poniewierania wieprzka w wykonaniu wojskowych sprawiła mi dużo satysfakcji, bo wiem, że tak właśnie jest, i że odcisk niejednej podeszwy na ciele wieprzowym się znajduje).

Materia jest tak gęsta, że właściwie nie wiem od czego relację zacząć...

No cóż, zacznijmy od wyjaśnienia, jak to się stało, że panowie w mundurach okradli nas korzystając z pomocy ludzi Zachodu, bo pomoc ludzi Zachodu, zdolnych finansistów i biznesmenów w przerabianiu narodu Zagłobów, Wołodyjowskich i Kmiciców w naród zadłużonych po uszy golasów była niezbędna.

Otóż ludzie wywiadu wojskowego mają specyficzny nos do interesów, ale to nie są takie klasyczne interesy współczesnego kapitalizmu, ale interesy szczególne – można powiedzieć interesy o przeciwnym do kapitalistycznego wektorze, bo o ile kapitalistyczny biznes opiera się o zasadę wolnej konkurencji i rywalizacji na rynku, to biznesy ludzi LWP opierały się o zasadę wyłączności i ekskluzywności.

Jednym z takich produktów, dostępnych na rynkach krajów sowieckiej zony, była wiedza o tym, który z późniejszych, porządnych i zasobnych obywateli Republiki Federalnej Niemiec zbudował swoją fortunę rozwijając interesy - dla przykładu – w latach czterdziestych w czapce z daszkiem z trupią główką na otoku. Albo który z nich wykonywał niełatwe zadania administracyjne w kraju, w którym co drugi facet to bandyta. Wystarczyło dwie rzeczy skojarzyć, odnaleźć porządnego i zasobnego obywatela Republiki Federalnej i zaproponować odkupienie właściwych dokumentów za przystępną cenę, powiedzmy, 250,000 DM. Rzecz jasna, że rynek to rynek, klientowi towaru nie wciska się na siłę.

Jeśli klient nie reflektuje, zawsze można sprzedać znalezisko innemu klientowi, na przykład z Mossadu. Szczęśliwie, klienci zazwyczaj reflektowali i Mossad mało co musiał dostawać. Po stronie aktywów zostawało nam 250,000 porządnej waluty, ale również pozostawała nam wiedza i cenny kontakt, który później, po latach, mógł nam przynieść biznesowego partnera. W ramach tej cennej inicjatywy polscy żołnierze pracowali ramię w ramię z innymi żołnierzami zony, ucząc się języków i wizytując bratnie republiki, w tym NRD.

Dzięki sieci kontaktów można było w początkach lat dziewięćdziesiątych włączyć ‘wielką ssawkę’, dzięki której pieniądze polskiego podatnika udanie przeprały się wędrując po świecie i wróciły do Polski, ale już jako pretekst, by ich nowy właściciel mógł znaleźć się w pierwszej setce energicznych, polskich biznesmenów zakładających nowo powstające koncerny medialne i inne organy w kapitalizmie (zwłaszcza młodym) niezbędne. Tak tworzyły się zręby polskiego kapitalizmu i tak wyglądała twarz skutecznej prywatyzacji, nic więc dziwnego, że do przedsięwzięcia włączyli się polscy ekonomiści o znanych nazwiskach (chętnych do zapoznania się odsyłam do Wikipedii, hasło: FOZZ).

Redystrybucja kapitału z rąk niczyich w konkretne to jednak dopiero początek drogi do kapitalizmu. Na kapitale muszą wyrosnąć jakieś przedsięwzięcia, więc wyrosły i były wybitne. Polski, młody kapitał nie zadowalał się jakimś tam handlem w szczękach na koronach stadionów, ale wchodził bez najmniejszych kompleksów w dziedziny zastrzeżone dla najbardziej rozwiniętych technologicznie.

Bez tej odwagi Polska nigdy nie stała by się potęgą produkującą najczystszą amfetaminę na świecie, i nie stworzyła potężnej sieci dystrybucji zdolnej zaopatrzyć dyskoteki od Milanu przez Ibizę po Londyn! Bez tej pierwotnej, kapitalistycznej energii tysiące ludzi na świecie znalazłoby się bez zajęcia. Wojna w byłej Jugosławii nie rozwinęła by się nigdy w potężne przedsięwzięcie, gdyby nie dzielni wojacy, którzy działając w trudnych warunkach nałożonego przez ONZ embarga potrafili dostarczyć setki ton posowieckiego sprzętu wojskowego potrzebującym.

A co bez wsparcia naszych chłopców w ciężkich butach zrobiliby tacy bohaterowie światowego terroryzmu, to znaczy walki z imperializmem, jak Abu Nidal, czy Monzer Al-Kassar? Niewiele. Czyż naszej dzisiejszej, trudnej międzynarodowej sytuacji i brak jakichś szczególnie silnych reakcji na wewnętrzne problemy z demokracją nie tłumaczy świetnie nasz potencjał w podtrzymywaniu i ochranianiu wielu palących problemów współczesnego świata?

Nasi bohaterowie weszli do światowych annałów znajdując swoje nazwiska w wyrokach sądów amerykańskich skazujących na długoletnie więzienia międzynarodowych handlarzy bronią. Czyż dziwi zdumiewające oświadczenie jednego z kandydatów w amerykańskich wyborach prezydenckich zaliczające Polskę do państw wrogich Ameryce i wolnemu światu? Nie dziwi, bo jak cię widzą, tak cię piszą.

Z powyższych powodów spotkanie z dziennikarzem śledczym Witoldem Gadowskim nie mogło być nudne, tak jak nie mogła nudzić sama książka, którą pomimo objętości czyta się przez weekend. Współcześni pisarze i dziennikarze, oraz twórcy innych muz, zawiedli nas nie potrafiąc opisać nam naszej współczesnej rzeczywistości. Ileż książek można napisać i ile filmów nakręcić o krwiożerczych sąsiadach, którzy zajmowali się w czasie okupacji wyłapywaniem i paleniem swoich żydowskich sąsiadów? Czyż nie było by ciekawiej dokręcić jakiś sequel o potomkach tych krwiożerczych chłopów, którzy nie ustali w tropieniu spadkobierców sąsiadów swoich dziadków, i przez dekady dostarczali bojownikom rakiety ‘Grad’ z second-handu, by ci mogli razić izraelskie kibuce?

Książka Witolda Gadowskiego, zarówno w wersji z pornograficzną okładką, jak i bez niej, taka właśnie jest. Odkrywa nieznaną nam tkankę rzeczywistości i pozwala zrozumieć, dlaczego ktoś mówi to, co mówi, i dlaczego jedne przedsięwzięcia biznesowe się udają, a inne nie. Pozwala zajrzeć za świat słupów z pierwszych stron gazet w świat budowniczych słupów, a dzięki temu zrozumieć gdzie jesteśmy i dokąd idziemy. Raźno.

Zapraszam do lektury i na kolejne spotkania w Londyńskim Klubie Dyskusyjnym.

Witold Gadowski w Londynie via ArtMediaStudio.Net Sebastian Derwisiński

YouTube: 
Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika dogard

04-12-2012 [14:32] - dogard | Link:

nalezy.Swietne pioro, znajomosc tematu sprawiaja ,ze faktycznie ksiazke czyta sie jednym tchem.

Obrazek użytkownika Rolex

04-12-2012 [15:47] - Rolex | Link:

Był również i moim Gościem

Dzięki, pozdrawiam serdecznie

Obrazek użytkownika dogard

04-12-2012 [16:05] - dogard | Link:

Gadowski JEST BEZAPELACYJNIE SWIETNYM CZLEKIEM; takich nam potrzeba , ich nigdy w nadmiarze.Pozdro dla Panow.

Obrazek użytkownika Rolex

04-12-2012 [17:47] - Rolex | Link:

Zgadzam się

Pozdrawiam serdecznie