Jaruzelski „redivivus”

   Przypadkowo trafiłem w telewizorze na dyskusję na temat udziału „eksperta” Jaruzelskiego w przygotowaniach do wizyty rosyjskiego ministra spraw zagranicznych. Owo zaproszenie może dziwić nawet ze względów formalnych, gdyż normalnie taka wizyta jest ulokowana na odpowiednim szczeblu ministerstwa spraw zagranicznych, a przy okazji taki minister może być zaproszony do złożenia wizyty prezydentowi, wyłącznie w przypadku zgłoszenia takiej prośby. Panowie „znawcy kaczych jaj” z całą powagą roztrząsali sprawę jakby z góry zgadzając się z faktem, że rosyjskiemu ministrowi przysługują specjalne przywileje /podobnie jak w innych przypadkach ze śledztwem smoleńskim na czele/. Pomijam stek bzdur, które przy tej okazji nagadano, ale istotą sprawy jest ocena samej postaci Jaruzelskiego.

 

   Jaruzelski w odróżnieniu od wielu innych prowodyrów peerelowskich jest traktowany, jako postać szczególnie negatywna, co wiąże się z ogłoszeniem stanu wojennego, czyli wojny „polsko jaruzelskiej” Wprawdzie niektórzy są skłonni pozytywnie ocenić jego wkład w „pokojowy proces zmian ustrojowych”. Oceny te stanowią tak dalece uproszczony obraz stosunków w PRL, że z pewnością z punktu widzenia rzeczowej analizy zjawisk w ówczesnej Polsce i całym obozie sowieckim – nie tylko nie wyczerpują ich treści merytorycznej, ale nawet rodzą fałszywy obraz tamtego świata.

 

   Jego charakterystyczną i zasadniczą cechą nie był wcale ustrój nazywany wbrew wszelkiej logice „socjalistycznym”, ale całkowita zależność od ośrodka decyzyjnego w Moskwie, a jeżeli istniała gdziekolwiek marginalna strefa autonomicznego działania lokalnych władz w krajach podległych to musiała zależeć akceptacji i kontroli centralnego ośrodka.

 

   W 1956 roku Chruszczow zdecydował się na chwilowe poluzowanie więzów i pozwolił Gomułce na czasowe utrzymywanie „anachronicznego” rolnictwa indywidualnego, mimo że w myśl obowiązującej doktryny rodziło ono codziennie wrogie „realnemu socjalizmowi” kapitalistyczne nastawienie. Sowieccy decydenci musieli zresztą tolerować polskie indywidualne rolnictwo gdyż sami korzystali z jego produktów, mimo to jednak przy każdej okazji przypominali o konieczności dostosowania się PRL do systemu panującego w całym obozie. Gierek, którego pozycja polityczna była dużo słabsza aniżeli poprzedników i któremu dlatego dodano Jaroszewicza, obiecywał swoim sowieckim mocodawcom, że kolektywną gospodarkę rolną wprowadzi za pomocą specjalistycznych gospodarstw zespolonych związanych ściśle z systemem zaopatrzenia i zbytu, podobnie zresztą było na Węgrzech gdzie produkcja mięsna opierała się na indywidualnych hodowlach związanych z państwową organizacją zaopatrzenia i skupu. O ile jeszcze Chruszczow naciskał na kolektywizację o tyle Breżniew ograniczający swoją aktywność z racji słabnącego zdrowia tolerował odrębności rozwiązań systemowych tym bardziej, że jego skorumpowane otoczenie z rodzoną córką włącznie szykowało się już do takich zmian ustrojowych, które pozwoliłyby bez strachu korzystać z nagromadzonych dóbr. Nie odznaczało to jednak w najmniejszym stopniu poluzowania zależności od Kremla, przekonali się o tym Gomułka i Cyrankiewicz, którzy uwierzyli w swoją silną pozycję i zawarli traktat z RFN, czyli weszli w strefę ściśle zastrzeżoną do decyzji sowieckiej, a także Gierek, z którego koneksji na zachodzie chętnie korzystano przepompowując przez Polskę kredyty do dnia dzisiejszego odbijające się nam czkawką. Z chwilą, kiedy jednak źródełko kredytowe zaczęło wysychać pozbyto się szybko tego przynajmniej podejrzanego agenta zachodnich wywiadów. Rozumowanie było, bowiem proste: -kto dobrowolnie po piętnastoletnim pobycie i urządzeniu się w kraju najwyższego dobrobytu, jakim była Belgia powraca do Polski znajdującej się w sowieckim obozie? – Oczywiście tylko nasłany agent, który w dodatku usiłuje przemycić jakieś niezdrowe zamierzenia w zakresie konsumpcyjnego trybu życia mas pracujących miast i wsi.

 

   Ponadto ciągle istniała odziedziczona po Stalinie zasada cyklicznej wymiany kadr z tą tylko różnicą, że nie oznaczało to już fizycznej likwidacji. W odróżnieniu od swoich poprzedników Jaruzelski był bardziej osobiście związany z sowieckimi ośrodkami przez swoje wyszkolenie oraz służbę wojskową podlegającą ich bezpośredniemu rozkazodawstwu.

 

   Taka świadomość mogła wprawdzie budzić uczucia sprzeciwu choćby tajnego jak w przypadku Kuklińskiego, ale też i bezwzględnego posłuszeństwa szczególnie u ludzi bardzo przerażonych, co miało podstawy w przeżyciach Jaruzelskiego, lub zgoła cynicznego wyrachowania i zaprzedania.

 

   Jaruzelski w przeciwstawieniu do Gomułki i Gierka, którzy swoją postawą uzyskali pewną popularność nie skorzystał z żadnej nadarzającej się okazji ażeby taką popularność zyskać. Taką okazją był z pewnością wybuch ruchu „Solidarności”, który wyniósł go do władzy w konsekwencji upadku Gierka, a nawet po ogłoszeniu stanu wojennego gdyby zdecydował się na zmianę kształtu rządu przez wciągnięcie doń ludzi ze środowiska narodowego i zbliżonego do kościoła rzymsko katolickiego. W ostatecznym wypadku już po utracie wszystkiego mógł jeszcze odzyskać twarz przez demonstracyjną odmowę przyjęcia rocznicowego odznaczenia wręczanego przez Putina reprezentującego postawę sowieckiego hurra patriotyzmu. Miał do tego uzasadnienie merytoryczne w postaci pominięcia w mowie Putina wkładu jego towarzyszy broni i jego własnego w udział sowieckiego zwycięstwa, co zabrzmiało szczególnie obraźliwie w zestawieniu z podkreśloną rolą „włoskich i niemieckich antyfaszystów”. O tych ostatnich Stalin wyraził się, że są to przymusowo wcieleni do Wehrmachtu śląscy Polacy.

 

   Polacy lubią gesta i taki gest zyskałby nie tylko uznanie, ale nawet wybaczenie wielu grzechów, niestety Jaruzelskiego nie było stać nawet na niczym niegrożący mu akt sprzeciwu wobec jawnego lekceważenia Polaków a nawet osobistej obrazy jego, jako żołnierza przez Putina.

 

   Sprawę stanu wojennego stawia się dzisiaj tak jakby to był akt obalający ustrój demokratyczny w Polsce. A przecież było to tylko ujawnienie prawdziwego oblicza reżimu, podkreśla się jego krwawe skutki jakby zapominając, że bez stanu wojennego ten reżim dopuścił się najstraszliwszych zbrodni w stosunku do narodu polskiego.

 

   Sprawa personifikacji stosunków peerelowskich nie jest jedynym błędem w ocenie całego zjawiska formy polskiej państwowości narzuconej decyzją Stalina. Na terenie Polski były już poprzednio tworzone z obcej woli różnego rodzaju twory imitujące państwo polskie jak Księstwo Warszawskie, Królestwo Polskie z królem Aleksandrem I carem rosyjskim czy Królestwo Polskie z łaski dwóch cesarzy. Żadne z nich nie mogło pretendować do roli państwa narodu polskiego, tylko że ich twórcy postawili na czele tych państw przedstawicieli prawdziwych polskich elit posiadających moralne prawo do reprezentowania polskich interesów, co zresztą starali się czynić z lepszym lub gorszym skutkiem. W odróżnieniu od nich na czele PRL zostali postawieni sowieccy agenci lub wręcz elementy kryminalne niemające nic wspólnego z polskim narodem, ich zadaniem było realizowanie sowieckiej polityki w stosunku do Polski. Miało to niekiedy zupełnie humorystyczny wyraz mimo całej makabry tej zbrodni jak napisanie po rosyjsku przez Stalina „polskiej konstytucji” lub nadanie nazwiska pierwszemu „premierowi polskiego rządu”, przy czym Stalin wykazał się w tym przypadku znajomością polskich nazwisk gdyż zapytany, kto reprezentuje „lubelskich Polaków” bez wahania odpowiedział, że niejaki Morawski, wobec tego, że Stalin nie mógł się mylić dodano Osóbce Morawskiego.

 

   Z historii PRL wynika wyraźnie, że osobowości aparatu kierowniczego nie miały wielkiego znaczenie i w każdej chwili mogły być wymienione zgodnie z życzeniami Kremla.

 

   W tych okolicznościach demonizowanie nazwiskami i przypisywanie im ważnej historycznie roli nie ma najmniejszego sensu, do końca egzystencji PRL pierwszy lepszy rezydent sowiecki miał tu większe znaczenie niż formalnie ją reprezentujące figury. I dlatego decyzję o stanie wojennym podjęto nie w Warszawie a w Moskwie, Jaruzelski był jedynie jej, zresztą znakomitym organizacyjnie, wykonawcą.

 

   Sądzenie go za to przestępstwo jest niczym innym jak ucieczką przed osądzeniem całego przestępstwa zorganizowanego, jakim był PRL. To tak jakby w stosunku do mafii pruszkowskiej czy jakiejkolwiek innej poprzestano na osądzeniu któregoś z jej hersztów tylko za jedno przestępstwo indywidualne.

 

   Skutki braku osądzenia PRL jak i całego reżimu bolszewickiego odczuwamy boleśnie niemal we wszystkich dziedzinach naszego życia i dlatego męczymy ciągle się z wielu pozostałościami z tych czasów. Koronnym przykładem może tu służyć sprawa teczek i lustracji. W przypadku osądzenia PRL materiał zawarty w teczkach musiałby służyć prokuraturze, jako ewentualne dowody w sprawach karnych i nikt poza organami ścigania i sądownictwa nie mógłby mieć do nich dostępu. Skończyłoby się bezkarne szarganie ludzkich opinii bez sądowego dowodu konkretnej winy, czyli wyroku skazującego za umyślne spowodowanie ludzkiej krzywdy czy szkody wyrządzonej narodowi polskiemu.

 

   Problem polega na tym, że znacznie groźniejsi od Jaruzelskiego zbrodniarze jak Bierut, Radkiewicz, Berman czy inni spoczywają w pełnym splendorze na reprezentacyjnym cmentarzu i nikt, jak dotąd nie podjął się osądzenia ich zbrodniczej działalności.

 

   Żyjemy, zatem ciągle w systemie zakłamania naszej historii i dlatego mamy taki ułomny obraz naszego państwa.