Wspólny rynek w Unii Europejskiej

   W komentarzu do mojego artykułu „Co z polską gospodarką” z 27 października 2010 r. został zamieszczony komentarz domagający się oprócz diagnozy wskazania drogi wyjścia. Wydaje mi się, że w każdym moim artykule dotyczącym spraw gospodarczych wskazuję na kierunki rozwiązań, jeżeli jednak uznaje się to za niedostateczne pozwalam sobie przypomnieć moją publikację z przed roku. Postulaty w niej zawarte nie straciły nic ze swojej aktualności.

 

   Genezą obecnej UE była Wspólnota Węgla i Stali powołana w 1951 roku przez 6 krajów europejskich [Niemcy, Włochy, Francja i Beneluks], która po wstępnym sukcesie przeistoczyła się w Europejską Wspólnotę Gospodarczą [Common Market] obejmującą pierwotnie 12, a potem 15 krajów. O ile przy sześciu, a nawet przy dwunastu krajach nie było większych problemów wynikających ze zbyt dużych różnic w poziomie rozwoju, to zjawiły się już przy „piętnastce” z powodu udziału Grecji i Portugalii, ażeby spotęgować się jeszcze w następnych etapach 25-i i 27-i. W tym czasie znikł już wspólny rynek na rzecz Unii Europejskiej, tworu którego nazwa jest dostatecznie obszerna, że może oznaczać wszystko i nic, a struktura jest tak zawikłana, że może znakomicie służyć jako zasłona dymna dla manipulowania nim przez rzeczywistych decydentów. Zaś kto nimi jest nietrudno się domyśleć mając na względzie fakt, że głównym finansistą i brutto i netto tego przedsięwzięcia są Niemcy. Wydawałoby się pozornie, że owe 22 mld euro które Niemcy wpłacają rocznie do UE i z których 10 mld przypada na rzecz innych beneficjentów jest to bezinteresowny dar na rzecz wspólnoty. W praktyce jednak sytuacja wygląda całkiem odmiennie, Niemcy jako główny eksporter do krajów unijnych mają z tego tytułu dochód znacznie przekraczający ową dotację. Ponadto przez swoje wpływy uzyskują dla siebie uprzywilejowaną pozycję w eksporcie poza granice Unii. Najlepszym tego wyrazem są stosunki handlowe Niemiec z Rosją.

 

   Niemiecka nadwyżka eksportowa wyniosła w roku 2007 – 269,5 mld. dolarów, a nawet Polska dołożyła się do tej nadwyżki kwotą 24,1 mld dolarów. A przecież 75% niemieckiego eksportu przypada na kraje UE, które w sumie tworzą znakomitą większość niemieckiej nadwyżki obrotów zagranicznych. W zestawieniu z ową zapomogą jest to kwota naprawdę imponująca. Niemcy ponadto korzystając z tych nadwyżek inwestują w innych krajach tworząc przyczółki własnej ekspansji, klasycznym przykładem mogą służyć tu Czechy których dwa sztandarowe zakłady Tesla i Skoda zostały włączone do Siemensa i Volkswagena. Równocześnie Niemcy stale omijają bezkarnie przepisy unijne i zasady jej funkcjonowania jak choćby w sprawie bałtyckiej rury i stosunków handlowych z Rosją, lub zakazy finansowania gospodarki z kasy państwowej gdzie znalazły dla siebie uzasadnienie odstępstwa dla celów wyrównania poziomów dawnego NRD w stosunku do RFN, a przecież podobna sytuacja odnosi się do niemal wszystkich nowoprzyjętych krajów Unii z polskim przemysłem okrętowym na czele. Tylko nikt z obecnego rządu w Polsce przymilającego się Niemcom nie zdobył się na podniesienie tego oczywistego nadużycia ze strony niemieckiej.

 

   Jest jeszcze możliwość przeciwstawienia się jawnej hegemonii i wynikającej z niej dyskryminacji krajów traktowanych jako przedmiot eksportu i źródło taniej siły roboczej. Pozwalają na to formalne przepisy unijne i obowiązkiem Polski jako kraju największego ze wszystkich upośledzonych jest podjęcie walki o zmianę tego fatalnego nie tylko dla najuboższych ale i dla całej Unii stanu rzeczy. Mając na względzie dodatkowo sytuację kryzysu światowego należy domagać się zastosowania radykalnych środków dynamizujących znajdującą się w stanie stagnacji gospodarkę europejską.

 

   Zasadniczym remedium jest zbudowanie prawdziwej wspólnoty w gospodarce i innych dziedzinach, do której wstępną drogą jest stworzenie rzeczywiście wspólnego rynku przez wyrównanie warunków funkcjonowania gospodarki na obszarze całej Unii.

 

   W chwili obecnej główną przeszkodą w rozwoju ekonomicznym UE jest system zróżnicowanych dotacji i kwot produkcyjnych, ponadto dotacje działają przeważnie przeciwko dynamice rozwojowej. Przykładem może służyć dotacja rolna do gruntów uprawianych, ale nie obsiewanych, poza oczywistą bezużyteczną stratą środków wpływa ona niekorzystnie na stosunki wodne zwiększając odparowanie gruntów. Również dotacje inwestycyjne powodują ujemne skutki w postaci zachwiania równowagi ekonomicznej między beneficjentami tych dotacji, a pozostałymi przedsiębiorstwami nie mówiąc już o skutkach moralnych w postaci bezwzględnej walki o dotacje zamiast o lepsze wyniki produkcyjne. Hamulcem rozwoju są kwoty produkcyjne chroniące mniej wydajnych i droższych producentów. Klasycznym przykładem może służyć tu kwota produkcji mlecznej dla Polski niższa od holenderskiej, mimo że Holandia jest obszarem dziesięciokrotnie mniejsza od Polski, lub inne oczywiście dyskryminacyjne kwoty jak produkcja stali, przemysłu okrętowego i innych.

 

   Hasłowo Komisja Europejska przewiduje złagodzenie tych restrykcji, w praktyce jednak nic się nie zmienia, a nas się pociesza że zgodnie z budżetem unijnym na lata 2007 – 2013 otrzymamy za każdego euro składki przeszło trzy euro różnych dotacji. Pomijając realność tego budżetu szczególnie w świetle kryzysu ekonomicznego, możemy śmiało stwierdzić, że straty z tytułu ograniczeń produkcyjnych naszej gospodarki na pewno będą wyższe od tych dobrodziejstw. Dotyczy to zarówno produkcji rolno spożywczej jak i przemysłu przetwórczego, a także usług szczególnie w dziedzinie wykorzystania naszego kluczowego położenia w Europie. Jednak Polska, to jedynie fragment UE, a ujemne skutki obecnego systemu spotęgowane kryzysową sytuacją obejmują wszystkie kraje unijne, a także i wiele spoza Unii.

 

   Europa nie może pozwolić sobie na bierne oczekiwanie lepszej koniunktury względnie na ślamazarne tempo rozwoju jak to np. przewiduje się w przemyśle mleczarskim w którym wolny rynek ma być otwarty w 2015 roku, w innych dziedzinach nawet i tego nie planuje się.

 

   Założenia wspólnego rynku w ramach UE muszą uwzględniać:

- wolny przepływ towarów i usług w ramach UE

- swobodę w lokowaniu ośrodków wytwórczości

- rezygnację z kwot produkcyjnych dla poszczególnych krajów

- możliwie najszybsze tempo wyrównania warunków ekonomicznych

- stymulowanie rozwoju gospodarczego.

 

   W celu osiągnięcia zbliżonego poziomu materialnego poszczególnych krajów UE oraz globalnego przyrostu dochodu muszą być zastosowane rygory:

- wspólnej gospodarki energetycznej

- jednolitego systemu celnego na unijnych granicach

- unifikacji układu komunikacyjnego

 

   Niezbędne jest zrównoważenie bilansu eksportu i importu poza UE. Obecnie ujemne saldo sięga ponad 200 mld. euro rocznie. Dotyczy to szczególnie importu artykułów przemysłowych wytwarzanych w warunkach łamania zasad międzynarodowej wymiany.

 

   Unia ma obowiązek ochrony własnej wytwórczości we wszystkich krajach, a nie tylko w wybranych, jak to ma miejsce obecnie.

 

   W dziedzinie finansów wymagane jest osiągnięcie zrównoważonych warunków kredytowania gospodarki, a w następstwie pozytywnych zmian w kierunku wyrównania poziomu zamożności i kosztów utrzymania przy wprowadzaniu wspólnej waluty. Należy jednak mieć na uwadze, że wspólna waluta jest rezultatem określonych osiągnięć, a nie czynnikiem je wyprzedzającym. Ujemne skutki takiego rozwiązania mamy jaskrawo uwidocznione na przykładzie Grecji.

 

   Tworzenie wspólnego rynku nie jest absolutnie związane z tworzeniem nadrzędnego rządu unijnego do czego zmierza obecne kierownictwo unijnych władz widząc w tym najwyraźniej umocnienie swojej pozycji, a nie dobro zjednoczonych narodów europejskich. Parlament europejski, Rada Europy i Komisja Europejska będą działać znacznie skuteczniej, jeżeli ograniczą się do regulacji niezbędnych wspólnych dziedzin, jak regulacje dotyczące ochrony wspólnego rynku europejskiego, współpracy z krajami pozostającymi poza Unią, zadbanie o optymalny układ infrastrukturalny, monitorowanie systemu cen i dochodów i pomoc dla krajów wyraźnie odstających w poziomie rozwoju.

 

   Zamiast tracić czas, energię i środki na budowanie karykaturalnej biurokracji jaką tworzą dziś władze UE warto ograniczyć ich działanie do rzeczy Unii rzeczywiście potrzebnych i użytecznych.

 

   Zagrożenia dla rozwoju gospodarki europejskiej wynikają zarówno z przyjęcia dyktatu lizbońskiego, jak i z obecnego jej stanu charakteryzującego się stagnacją, a nawet w wielu dziedzinach regresem. Wyrazem tego jest obniżka produkcji stali w UE w trzech kwartałach br. w stosunku do trzech kwartałów 2008 roku aż o 37,5 %. Przy równoczesnym spadku produkcji cementu i materiałów budowlanych oznacza redukcję inwestycji niezbędnych dla wyrównania poziomu cywilizacyjnego krajów unijnych nie mówiąc już o udziale w międzynarodowej wymianie. Jeżeli dodatkowo obniży się konkurencyjność przemysłu europejskiego ze względu na surowe restrykcje w emisji gazów to nie tylko, że zmusi się do importu energii i materiałów inwestycyjnych, ale spowoduje się, że w skali globalnej zjawisko wzrostu emisji gazów będzie znacznie groźniejsze z uwagi na niższy poziom technologii i wymagań prawnych w innych krajach.

 

   Przykładem mogą służyć Chiny które zwiększyły produkcję stali w bieżącym roku o 7,5 %. Niezbędne działania ochronne środowiska winny być podejmowane wyłącznie na skalę światową, a kraje nie przestrzegające ustalonych reguł powinny podlegać bezwzględnej karze aż do wyłączenia z wymiany międzynarodowej.

 

   W obecnym stanie gospodarki światowej i udziału w niej UE muszą być zastosowane odpowiednie środki ochronne, jak w pierwszej kolejności ograniczenie importu z krajów nie przestrzegających międzynarodowych norm, ochrona własnej produkcji, a nade wszystko określenie kierunków rozwoju własnej gospodarki.

 

   Musi się ta gospodarka rozwijać w warunkach możliwie najwyższej przewidywalności rozwoju stosunków gospodarczych w skali światowej, a także określonych gwarancji stabilności w podstawowych dziedzinach jak energetyka, komunikacja, zaopatrzenie w wodę, żywność itd.

 

   Unia Europejska nie potrzebuje wspólnego rządu, ale potrzebuje wspólnej polityki celnej chronionej przez jeden wspólny aparat ochrony celnej, wspólnych umów z zewnętrznymi kontrahentami szczególnie w dziedzinie energetyki, dostaw surowców i stosunków handlowych z najważniejszymi partnerami.

 

   Unia jako jeden organizm gospodarczy musi zadbać o wysoki poziom zatrudnienia, obecnie bowiem kieruje się niemal wyłącznie wygodą wybranych jej członków i egoistycznym interesem uprzywilejowanych przedsiębiorstw. Klasycznym przykładem może służyć przysłowiowy już przemysł okrętowy w którym zatrudnionych jest w UE 350 tys. osób nie licząc kooperujących sektorów gospodarki. Przemysł ten jest w całości zagrożony [nie tylko w Polsce], gdyż europejscy armatorzy wolą zamawiać tandetne statki w stoczniach chińskich. Ograniczenie liczby zamówień w stoczniach pozaunijnych umożliwi pełne wykorzystanie istniejącego potencjału przy równoczesnym ukróceniu praktyk rejestrowania statków w „tanich banderach”, które zresztą powoduje zwiększenie ilości katastrof morskich, a szczególnie zagrożenia ekologiczne.

 

   Brakuje w UE wspólnej polityki rolnej poza uporczywym utrzymywaniem najdroższego rolnictwa w uprzywilejowanych krajach „starej Unii”. Równocześnie toleruje się nadmierną chemizację rolnictwa stanowiącą bodajże większe zagrożenie dla środowiska aniżeli przemysł. Wymagane jest wprowadzenie określonych ograniczeń w zakresie wydajności ilościowej na rzecz produkcji zdrowej żywności z równoczesną specjalizacją w zależności od warunków glebowych i klimatycznych.

 

   Takich przypadków braku jakiegokolwiek planowania perspektywicznego rozwoju europejskiej gospodarki jest wiele i jeżeli będzie się ten stan utrzymywać, to jej recesja i wypieranie przez bardziej dynamiczne organizmy będzie postępować stwarzając zagrożenie dla dalszego istnienia nie tylko UE, ale całej Europy.

 

   Tego problemu nie da się rozwiązać w innej formie jak tylko w trybie porozumienia między państwami europejskimi, które powinny stworzyć sprawny aparat wykonawczy wspólnych przedsięwzięć, jak choćby w dziedzinie transportu i komunikacji, postępu technologicznego, podziału pracy, a szczególnie współpracy z gospodarką światową.

 

   W chwili obecnej w reakcji na traktat lizboński działając nawet pod hasłem realnego wprowadzenia w życie idei wspólnoty europejskiej należy tworzyć w ramach UE program działania krajów które są szczególnie zagrożone obecną polityką władz unijnych. Należą do nich z pewnością niemal wszystkie kraje nowoprzyjęte, ale także spośród „starej Unii” Włochy, Wielka Brytania czy Hiszpania lub Grecja.

 

   Polska z racji swojej wielkości i stanu zagrożenia powinna przejąć przewodnictwo w tym dziele.