Polityka dożynek

W Polsce wszelkie przemiany idą jak po grudzie. Po 21 latach niepodległości odłogiem leży wiele sfer życia publicznego. Wiele spraw czeka na wyprostowanie już od lat, licząc na łaskawe zainteresowanie notabli i ludzi mogących podjąć taką decyzję a nie inną. I tak poczekalnia zapełnia się z dnia na dzień coraz bardziej, zaległości bowiem nie ubywa. Niby jest fajnie, niby kraj się rozwija. A gdy się przyjrzysz, nadal widzisz bajzel, chaotyczną mieszaninę spraw pokrytych kurzem, których odkurzenia albo pewna grupa sobie nie życzy albo nie ma po prostu takiej woli. Reforma służby zdrowia? Zapomnij. Może coś z tymi kolejami zrobić? No co Ty, głupi jakiś czy naiwny? Kurcze, ten ZUS? Ooo, jakiś nadgorliwy jesteś, czy co? Kto ci się tym zajmie? Przecież wszyscy zajęci sobą. To jest chyba ta największa bolączka polskiej polityki, że politycy zamiast zajmować się konkretnymi sprawami, zajmują się konkretnymi osobami, jakby polityka prowadzona ad personam była rozwiązaniem wszystkich bolączek. Palikot zamiast zając się bublami prawnymi czy eliminowaniem absurdów, zajął się eliminowaniem Lecha Kaczyńskiego z Pałacu. Gdy Lecha Kaczyńskiego wyeliminowała tragedia pod Smoleńskiem, ten zaczął eliminować jego brata, bo zbrodnicza praktyka dożynek nie znosi próżni. Dożynki przecież muszą trwać, jak nie tego, to innego trzeba dorżnąć. Więc ten będzie teraz dożynał Jarosława Kaczyńskiego, a jak przy okazji dorżnie cały PiS, to tylko zacmokać przyjdzie z zachwytu. W tym samym czasie PiS będzie dożynał Tuska, Tusk będzie dożynał Schetynę, Schetyna nie lubi Palikota, więc go też dorżnie. Dożynkowe koło się zamyka. Do polityki dożynek oczywiście włączyli się też dziennikarze i patrzą, jakby tu dorżnąć wroga. PiS jest wciąż wrogiem, teraz powołał zespół do wyjaśniania tragedii Smoleńskiej. Zatem takie TVN24 zaprasza do studia jedną wdowę, która na oczach milionów mówi, jak bardzo jej się ten zespół nie podoba. Cóż, łatwiej taką jedną zaprosić, której się to nie podoba, niż dziesięć innych wdów, które akurat powstanie takiego zespołu ucieszyło. Ale przecież dożynki muszą trwać i każdy chce mieć swoje zasługi z dorżnięcia przeciwnika, by potem móc wypiąć pierś, w oczekiwaniu na medal. Wdowa też. I tak kręci się machina dożynania, w której celem jest wyeliminowanie przeciwnika, a nie patologii toczących kraj. Kraj jest tutaj na 2 miejscu, u niektórych nawet na 3. Zupełnie jakby nie przyszli do polityki, by czynić dobro dla kraju, lecz wyrządzać zło swoim wrogom. W polskiej semantyce pojęcia "dożynania" oraz "dorzynania" różniły się nieco od siebie. Teraz już jednak zostały sprowadzone do tego samego poziomu. Teraz już mamy dożynki i dorzynki, dwie drogi prowadzące do tego samego celu. Ostatnio jeden ze stałych czytelników przysłał do mnie maila pełnego niepokoju. Zapytał: Panie Piotrze, co Pan tak ostatnio mało pisze? Odpisałem krótko, zwięźle i zgodnie z prawdą: "A bo wie Pan, jakoś tak już rzygać się chce od tego wszystkiego".

 

Piotr Cybulski

Patrząc na polską politykę odnoszę nieodparte wrażenie, że opiera się ona na wiecznych dożynkach. Jedni patrzą tylko, jak by tu dorżnąć drugich, drudzy zamierzają dorżnąć pierwszych. Zawsze się znajdzie też i trzecia strona, czy nawet czwarta, która planuje dorżnąć tych pierwszych i drugich, a jak sił starczy, to tego trzeciego czy czwartego także.