Słoniocy! Pułapka na Ho-honie

Jak pamiętamy w takie właśnie tony uderzył Kubuś Puchatek, który wykopał pułapkę na słonie, by potem samemu w nią wpaść (uderzył w tony w kongenialnym tłumaczeniu Paniu Tuwimowej). Ilekroć czytam ten fragment, tylekroć się śmieje, że taki głupiutki ten Puchatek! Natomiast puchatkowe strategie, które napotykam w realnym życiu wcale nie wywołują mojego śmiechu, ale zimną furię.

Jako puchatkowo durny nastolatek, w porywie powiewu rzekomej wolności na przełomie lat 1989/1990 zrealizowałem dziecięce marzenia podróżnicze i wyekwipowany w 100 dolarów amerykańskich, wizę francuską i tranzytową niemiecką udałem się w podróż na Zachód autostopem. W mroźnym styczniu, bo gdzie by tam nastolatek czekał do roztopów! Podróż skończyła się po pięciu dniach w porcie w Rotterdam, gdzie nastolatek znalazł się trochę nielegalnie, ale przypadkowo (tak ciężarówka wiozła), natomiast już bez 100 dolarów, bo nie da się spać na mrozie, a dodatkowo nie jeść.

Jak tam puchatkowy mózg radził durny nastolatek najpierw usiłował się zaokrętować kłamiąc, że jest kucharzem (wyszedł z głupiego założenia, że jak wypłyną, to już nie będą mieli wyjścia), a potem zdecydował się na inne prace dorywcze, poczynając od rozwożenia gazet rowerem (niełatwe przy obciążeniu bagażnika 20 kilogramami!), przez obstukiwanie burt statków, po załadunek i rozkładanie/składanie namiotu cyrkowego i pielęgnację gerberów. Wyprawa skończyła się ostatecznie półtora roku później sukcesem, to znaczy już dwudziestolatek zrealizował swoje założone cele przywożąc do domu sprzęt grający, dwunastostrunową gitarę Gibson, i trochę gotówki na domowe remonty, żeby się nikt nie czepiał. Ten okres w życiu dzisiaj czterdziestolatek pamięta z najdrobniejszymi detalami, bo był okresem najbardziej intensywnej i później w życiu przydatnej nauki. Jej leitmotivem było: „sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało!”.

Tyle przydługiego i pewnie nudnawego wstępu, ale się chciałem pochwalić.

A teraz do rzeczy. Inspiracją do dzisiejszej garści przemyśleń stała się jak zwykle bardzo cenna i pożyteczna notka kolegi Godziemby o tym, jak to w 1918 roku o mało co nie utraciliśmy Lwowa. Ostatecznie, jak pamiętamy, utraciliśmy w 1939, i wygląda na to, że ostatecznie – został cmentarz i trochę tego zaśpiewu na ulicach Wrocławia. Razem ze Lwowem utraciliśmy jednak coś o wiele cenniejszego, jak sobie pozwolę sądzić po czterech latach działalności publicystycznej i społecznej. Otóż z dumnego kiedyś narodu zdolnego do odbicia całego miasta dziećmi i nastolatkami zostaliśmy narodem Puchatków, którzy najpierw kopią pułapki, potem w nie wpadają, a na koniec wołają z dna dołu o pomoc przypadkowych przechodniów.

Tak jest z Ameryką, żeby wziąć przykład pierwszy z brzegu. Najpierw piszemy do Obamy petycje, żeby coś za nas załatwił, a potem się martwimy, że nie wygrał Romney, bo przecież on na pewno by załatwił. Odbiłby nas od Rusów i obstawił antyrakietami za zyliardy dolarów, a my - korzystając z aury najbezpieczniejszego kraju na kontynencie - robilibyśmy sobie biznesy i realizowali puchatkowe wizje. Ciekawe, gdzie byłby Lwów w latach 1918-1939, gdybyśmy zamiast wygonić Ukraińców z miasta zwrócili się z petycją do prezydenta Woodrowa Wilsona?

Pewnie byłby tam, gdzie i dzisiaj jest, ale powiewała by nad nim bądź ukraińska, bądź – co bardziej prawdopodobne – sowiecka flaga.

Osią polskiej polityki jest bylejakość i strach. Pół narodu wierzy w brednie, bo się boi, że będzie wojna z Rosją, a drugie pół wykazuje się determinacją i odwagą nie wierząc w brednie, bo wojny z Rosją nie będzie – komisja międzynarodowa obroni, a jak nie ona, to Obama/Romney/Angela/Europa (niepotrzebne skreslić). Mało kto zwraca uwagę na to, że żadna wojna z Polską nie jest możliwa z tej prostej przyczyny, że wojnę trzeba toczyć z przeciwnikiem; przeciwnik jest absolutnie do toczenia wojny niezbędny, bez niego cała radość z toczenia wojny traci sens. Polskę dzisiejszą można sobie zająć, ale chętnych nie ma, bo jak się zajmie, to trzeba nią później administrować i ponosić koszty utrzymywania coraz to liczniejszej rzeszy emerytów, bo inaczej będą urządzać pokojowe marsze i słać petycje po całym świecie.

Zajęcie Polski musiałoby ponadto mieć jakiś sens ekonomiczny, to znaczy zyski z opanowania polskich bogactw musiałyby przenosić koszty utrzymywania Polski. Dzisiaj zyski można mieć dowolne nie ponosząc żadnych kosztów, ewentualnie koszty minimalne, bo jeśli do czegoś polska klasa polityczna doprowadziła to do znacznego obniżenia wartości ewentualnych „wzjatek”.

Polacy żyją w kraju urzędniczego absurdu. Upokarzani i pauperyzowani z roku na rok, podejmują największe dane ich doświadczeniu heroiczne wyzwanie i... emigrują, żegnając się z Urzędem Skarbowym i własną księgową, która ze względu na wiedzę o zawiłościach druczków i dobre kontakty z Panią Krysią ze skarbówki rządzi w naszych firmach, na zawsze.

Polską, wszystko na to wskazuje, oprócz księgowych, rządzi banda co najwyżej kilkuset kryminalistów, a u władzy utrzymują ich dzieci kryminalistów byłych (media - gdzie się o tatę nie zapytasz, tam brązowe buciory spod firanki wystają) oraz tak zwane „elity”, to znaczy marnie opłacani pracownicy „naukowi” któregoś z uniwersytetów z czwartej, piątej i szóstej setki w światowych rankingach (przepraszam tych na przekór wybitnych). I nic się z tym nie da zrobić, bo albo wojna z Rosją albo czekanie na komisję międzynarodową.

No owszem, są jeszcze patrioci. Ci dla odmiany zwierają szeregi i wierzą w wyborcze zwycięstwo. Czy ono przyjdzie? A niewykluczone, że przyjdzie, bo wyniki wyborów w Polsce zależą ciągle jeszcze of Polaków (nie pocieszajmy się tym zagranicznymi serwerami, póki co głosy liczy się w Polsce ręcznie, więc istnieje możliwość dopilnowania wyniku wyborczego w drodze konfrontacji danych które do „ruskiego” serwera poszły z tymi, które wróciły). A co będzie, jak już do tego zwycięstwa dojdzie? Ano wtedy to „Polskę zbaw” jakośmy ci krzyczeli. A jak? Jak to jak? Najpierw, po pięciu wtedy latach, wyjaśnimy tragedie smoleńską i ukarzemy winnych. Winnych złapią prokuratury a ukarzą sądy. Te same prokuratury i te same sądy, które dzisiaj nie łapią i nie karzą, bo... boją się wojny z Rosją, albo czekają na „międzynarodową komisję”. Ponieważ po zwycięstwie dojdzie do eschatologicznego przeobrażenia klimatu, więc ani nie trzeba będzie się już bać, ani na nic czekać; można będzie nareszcie skutecznie łapać i sprawiedliwie sądzić, dzieci byłych kryminalistów w mediach będą uczciwie relacjonować, a obecni kryminaliści schowają się do szaf, skąd ich będziemy, jednego po drugim, wyciągać za uszy. I do saka!

A potem wzmocnimy rolę związków zawodowych, bo dzisiaj trzeba się głupio pilnować, żeby nie przekroczyć magicznej liczby zatrudnionych, i nie mieć na utrzymaniu przewodniczącego w stworzonej bólem, potem i łzami firmie, i ZUS-u za niego. Wprowadzimy podwyżki emerytur obniżając jednocześnie podatki, a na dokładkę wprowadzimy politykę prorodzinną, a emigranci wrócą milionami mnożąc się jak króliczki i realizując radośnie znaną nam politykę „pluralizm związkowy w każdej firmie”.

Mieszkam w chyba najbardziej wolnorynkowym kraju Unii Europejskiej, gdzie socjalizmu jest mniej niż gdzie indziej, dzięki czemu lepiej go widać (bardziej kontrastuje). I tutaj również wprowadzono politykę prorodzinną. Efekty są – rodzi się więcej dzieci, to znaczy ilość dzieci urodzonych przewyższa ilość wyabortowanych (tych drugich jest 200,000 rocznie), dzięki czemu, rzekomo, ma starczyć na emerytury i mają być ręce do pracy na kartofliskach. Rzekomo, bo pomimo dynamicznego wzrostu pieniędzy nie przybywa, a na kartofliskach pracuje kolejna fala nielegalnych emigrantów, już nie wiem skąd, bo się pogubiłem.

Rzecz bowiem nie w tym, by rodziło się dzieci więcej, ale w tym, by były wychowywane w taki sposób, by stawały się pożytkiem, a nie ciężarem społecznym. Moim skromnym zdaniem największy efekt polityka prorodzinna (a ona de facto oznaczała, że jak się miało dużo dzieci, to można się było dobrze zabawić korzystając z państwowych dodatków na te dzieci, o ile pozostawało się bez pracy) przyniosła w sferach, które znana komedia ochrzciła mianem Vicky Pollard, kto wie ten wie, a kto nie wie, niech wygugla, warto, bo tragiczno-śmieszne.

Wiem, chaotyczne to wszystko, ale nie chciało mi się dzisiaj trzymać jakiegoś reżimu logicznego myślenia dla odmiany. Pora na wnioski, a wnioski są proste. Płyną z Sanktuarium Częstochowskiego, gdzie znajduje się obraz Czarnej Madonny. Mój znajomy, brytyjski Sikh, który reprodukcję Czarnej Madonny zobaczył u mnie w domu, ucieszył się strasznie krzycząc: „Zobacz, Wasza Matka Boska ma skórę dwa razy ciemniejszą ode mnie!”. No fakt. Cała Europa, a wraz z nią i my dobiła się do pierwszego miejsca na światowym pudle przy pomocy Żydowskiej Matki i Jej Syna, który jak wierzymy był Bogiem. A razem z tą wiarą przyjęła pewnego rodzaju model moralny, a potem etyczny, który pozwalał na dokonywanie bardzo subtelnych, nieznanych wcześniej rozróżnień pomiędzy rozrzutnością a szczodrością, oszczędnością a skąpstwem, dumą a pychą, nieśmiałością a skromnością, odwagą a szaleństwem, władzą a tyranią, wojną a rzezią, umiejętnością a nauką, astrologią a astronomią, i wielu innych arcyważnych i subtelnych podziałów. Szło opornie, bo z pośród najmniej cywilizowanych ludów na globie, kolejne fale uciekinierów z Azji zaludniające Północ Europy należały do szczególnie niecywilizowanych i droga do przejścia była dłuższa. Ale się udało i millenium później ziemia dzieliła się na terytoria przez Europejczyków skolonizowane i na terytoria od Europy zależne.

A potem przez circa dwieście lat udało się to wszystko roztrwonić zaczynając od zakwestionowania podstaw owej nauki i wiedzy społecznej, która wyrosła na wierze. Dzisiaj Europa wlecze się w ogonie pierwszego świata, a ponieważ dalej chce przodować w postępie, więc wkrótce prawdopodobnie doszlusuje do czołówki drugiego świata i heroicznie będzie zmierzać ku liderowaniu trzeciemu. Nie ma takiego determinizmu, który skazywałby Europę (a z nią Polskę) na wieczne trwanie i może być również i tak, że podobizna Czarnej Madonny stanie się w przyszłości duchowym centrum kultu ludzi o zbliżonym do jej oblicza kolorze skóry, albo w ogóle przestanie być centrum kultu, który przeniesie się gdzie indziej, i tam w oparciu o niego ludzie dokonają na nowo subtelnych rozróżnień i zbudują cywilizację.

Natomiast nie ma również takiego prawa dziejowego, które determinowałoby konieczność upadku, tak Polski, jak i Europy. Po prostu, zamiast krzyczeć do przypadkowych przechodniów z dna jamy, by powołali komisję, albo bać się, że do dołu wpadnie słoń i nas zmiażdży, trzeba zacząć kopać w ścianie jamy tworząc schody, dzięki którym wydostaniemy się z jamy o własnych siłach. Żeby kopać trzeba mieć wyobrażenie schodów i plan ich tworzenia, żebyśmy nie kopali bez sensu albo siebie samych po nogach. Niestety, nawet zarysu takiego planu ani w polskiej, ani szerzej – w europejskiej perspektywie, nie widzę. Słonia też nie widzę, a gdybym widział, to oszczędziłbym opisów, bo jaki jest słoń, każdy widzi i rozumie, że ma on wiele wspólnego ze sprawą Polską.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika dogard

07-11-2012 [14:46] - dogard | Link:

jamie zostalo wykopanych, to trwa ale robota idzie naprzod.Zauwaz ,ze z kazdym wykopanym stopniem jest coraz wiecej ziemi na dnie jamy.Im mozolniej ale wiecej ich wykopiemy , nawet ewentualny upadek bedzie mniej bolesny dla kopiacych.To realia kopania schodow w jamie.Dochodzi jeszcze niezbedna Nadzieja. Wiec 'robmy swoje, wszedzie'-mlynarczk plus ziemkiewicz, niech maja radoche.

Obrazek użytkownika Rolex

07-11-2012 [17:31] - Rolex | Link:

Oczywiście, róbmy swoje. To przynajmniej ciekawe!

Pozdrawiam serdecznie

Obrazek użytkownika dogard

07-11-2012 [17:55] - dogard | Link:

dodam - rowniez konieczne.

Obrazek użytkownika Zdenek Wrhawy

07-11-2012 [16:12] - Zdenek Wrhawy (niezweryfikowany) | Link:

Owszem...lubię jak mi łyzka pionowo stoi w talerzu  :-)

Do tego jeszcze pajda świeżego chleba i po nartach...MNIAM!

Naładowałeś do tej notki tyle,że musze to jeszcze ze dwa razy przeczytać.

A prosiłem...mniej Seneki i Katona,a więcej Juliusza Cezara?!

PS.Czytasz maile priv. i na PW niezależnej.pl?

Obrazek użytkownika Rolex

07-11-2012 [17:30] - Rolex | Link:

A no właśnie zupełnie gdzie indziej szukałem, przepraszam, już lecę.

Cezara? Bardzo proszę:

Pojmać ich, a złapawszy poddać surowemu śledztwu i wykonac wyrok!

Nikt nie słucha

Pozdrawiam serdecznie

Obrazek użytkownika kaczazupa

07-11-2012 [18:46] - kaczazupa | Link:

"zamiast krzyczeć do przypadkowych przechodniów z dna jamy, by powołali komisję" - tyle Pan napisał, żeby tę jedną myśl przemycić. Komisja Panu by przeszkadzała, bo nie według Jego planu rozwalenia niezależnych badań "wydarzeń z dnia 10 kwietnia 2010" jak Pan to zwykł był nazywać. Już Pan się nakombinował, żeby rozwalić Konferencję Smoleńską. Jak się nie udało to niechże powoła sobie z dr.Przywarą, prof. Dakowskim, Wojewodą i Dąbrówką własną komisję międzynarodową do badania "wydarzenia". Nikt Wam przeszkadzał nie będzie.

Obrazek użytkownika Marcus Polonus

07-11-2012 [18:56] - Marcus Polonus | Link:

Ukryl sie ryzy w najglebszej studni,
by nie znalazly go nawet sprzataczki;
pyta przerazony: co tu tak dudni?
A to narod juz zbiera taczki.

Obrazek użytkownika kaczazupa

07-11-2012 [21:41] - kaczazupa | Link:

"Mieszkam w chyba najbardziej wolnorynkowym kraju Unii Europejskiej"
"my nigdy nie uwierzeylismy, ze żyjemy we własnym kraju."
W liczbie pojedynczej w GB, a w liczbie mnogiej w RP?
Zaawansowana stylistyka prof. Dąbrówki zjada Panów bez reszty.