My name is Kaczmarek. Tomasz Kaczmarek

Jak zapowiadałem na swoim blogu, w piątek, 26 października 2012, w siedzibie Ogniska Polskiego w Londynie przy 55 Exhibition Road, odbyło się spotkanie z posłem PiS-u Tomaszem Kaczmarkiem, które miałem przyjemność prowadzić. Winien jestem Państwu relację z tego spotkania zawierającą jak sądzę wyczerpujące odpowiedzi na pytania, które za pośrednictwem mojego bloga Państwo postawiliście. Rzecz jasna, moja relacja z natury rzeczy będzie subiektywna; być może w sieci pojawią się inne relacje uczestników spotkania, które naświetlą je od nieco innej strony.

Zanim o spotkaniu jednak, kilka słów o miejscu, w którym się odbyło, bo jest to miejsce szczególne. Nazwa „Ognisko Polskie” może wielu osobom, nawet tym mieszkającym w Londynie, niewiele mówić; wśród nowej fali emigracji o wiele większą popularnością cieszy się POSK (Polski Ośrodek Spłeczno Kulturalny) na Hammersmith, ale to jednak Ognisko jest miejscem reprezentacyjnym. Exhibition Road to niegdysiejszy tak zwany „Polski Korytarz”, na którym swój ślad odcisnęli oficerowie Wojska Polskiego przybyli do Wielkiej Brytanii po kapitulacji Francji.

Położony naprzeciw Imperial College, po sąsiedzku z Muzeum Historii Naturalnej, Royal Albert Hall, Muzeum Wiktorii i Alberta, Instytutu Goethego, Institut francais, Royal College of Art, Royal College of Music, Muzeum Techniki, Christie’s South Kensington, i wielu innych ważnych miejsc na mapie Londynu, nasz klub (a tym w istocie Ognisko jest – klubem towarzyskim w starym, dobrym rozumieniu tego słowa) wpisuje się w „Kulturalne Serce Londynu”, jak ten fragment South Kensington bywa nazywany. I właśnie w tym miejscu, otworzonym w 1940 roku przez brata króla Jerzego V, księcia Kentu, w asyście generała Sikorskiego i prezydenta Władysława Raczkiewicza, mieszkający w Londynie Polacy mają możliwość uczestniczenia w spotkaniach z ciekawymi gośćmi, korzystając z życzliwości Pani Prezes Barbary Kaczmarowskiej – Hamilton, i przy pomocy studentów Uniwersytetu Jagielońskiego, który od niedawna znalazł w Ognisku również i swoją siedzibę.

Publiczność tradycyjnie już nie zawiodła i Sala Hemarowska wypełniona była do ostatniego krzesełka. Wejście Gościa poprzedziło wysłuchanie i nagrodzenie oklaskami jednego z ostatnich zarejestrowanych utworów Barda Solidarności śp. Przemysława Gintrowskiego. Jako prowadzący miałem przywilej powitania Pana posła i spędzenia czasu na rozmowie w restauracyjnym barze, gdzie o tej porze (piątek) zaczynają zbierać się na drinka „lokalsi”, a więc brytyjscy członkowie i sympatycy klubu.

Muszę przyznać, że Pan poseł robi bardzo dobre wrażenie jako człowiek; bardzo otwarty, chętny do dyskusji i do udzielania wszelkich wyjaśnień w zakresie spraw, w ramach których czuje się kompetentny (a jak sobie Państwo mogą wyobrazić zakres kompetencji Pana posła jest wyjątkowy – jest jedynym kilku znanych światu [poza ujawnionymi przez Gazetę Wyborczą oficerami kontrywiadu w Afganistanie i dwoma innymi agentami CBA] oficerów służb specjalnych pracujących pod przykryciem [zwanych „przykrywkowcami”], których twarze, a później dane osobowe, zostały ujawnione publicznie, a to wszystko [w przypadku Pana posła] w związku z prowadzoną przez Centralne Biuro Antykorupcyjne sprawą procederu ukrywania majątku pochodzącego z nielegalnych źródeł przez najwyższych urzędników państwowych, chociaż w tle, obok tej spektakularnej sprawy, kładła się cieniem, kto wie, czy sprawa nie poważniejsza, a więc sprawa korupcji w polskim wymiarze sprawiedliwości).

Niechciana, publiczna „kariera” posła Tomasz Kaczmarka rozpoczęła się w momencie, kiedy podążając za swoimi profesjonalnymi źródłami jego tożsamość ujawniła Gazeta Wyborcza w niesławnym tekście Harłukowicza „Jak we Wrocławiu hartował się agent Tomek”. Tekst był klasyczną metodą spalenia „niebezpiecznego” dla złodziejskiego establishmentu post-peerelu oficera polskich służb specjalnych przy użyciu paszkwilu, nie liczącego się (podobnie jak to było ze „spaleniem” widocznie groźnych dla interesów panów w brązowych butach oficerów polskiego kontrwywiadu w Afganistanie) z ewidentnym stworzeniem zagrożenia życia oficera (a również i jego najbliższej rodziny), który ponad osiem lat swojej służby spędził „pod przykryciem”, infiltrując najpierw środowiska najgroźniejszych polskich gangsterów – handlarzy narkotykami i ludźmi, a później tych jeszcze groźniejszych, bo tworzących sprzyjające warunki prawne dla gangsterów zajmujących się handlem narkotykami i ludźmi. Jak można się domyślać członkowie mafii kryminalnej artykuły dotyczące człowieka, który zniszczył im interes, a wielu wysłał tam, gdzie ich miejsce, czyli za kraty, przeczytali z zainteresowaniem, a być może nawet wykupili całoroczną prenumeratę w ramach wyrazów wdzięczności.

W tym właśnie momencie zakończyła się faktycznie służba Tomasz Kaczmarka, a pieniądze Centralnego Biura Śledczego i Centralnego Biura Antykorupcyjnego zainwestowane w człowieka po to, by uzyskał najwyższe możliwe policyjne kwalifikacje zostały wyrzucone, jak to często w Polsce bywa, w błoto. Kryminaliści, których środowiska w czasie, kiedy doszło do „dekonspiracji”, oficer CBA Tomasz Kaczmarek infiltrował zostali ostrzeżeni i unikneli kary. Przy tej okazji pozwolę sobie przytoczyć anegdotę, którą Pan poseł uraczył publiczność. Otóż w czasie jednej z ostatnich akcji mającej na celu zapobieżenie jednej z kolejnych, złodziejskich prywatyzacji, grający rolę biznesmena Tomasz Kaczmarek został poinstruowany przez członka biznesowo-urzędniczego gangu, jak wystrzegać się CBA i „Agenta Tomka”. Jak przyznał Pan poseł przyjął rady z wdzięczności i zadowoleniem – był to wszak jeden z najwspanialszych komplementów, które można z ust przedstawiciela świata przestępczego usłyszeć.

Tomasz Kaczmarek, oficer CBA, został opieczętowany stygmatem: „Agent Tomek”. Celowo, bo w Polsce słowo agent ma w związku z komunistyczną przeszłością konotacje pejoratywne... to znaczy, to zależy, bo jeśli było się ubekiem lub esbekiem, ewentualnie tajnym szpiclem komunistycznej policji, to nie ma, natomiast jeśli służyło się polskiemu, a nie sowieckiemu państwu, to ma. To całkowicie zrozumiała psychologiczna prawidłowość związana z rodzinnymi traumami, to znaczy z faktem, że rody, z których wywodzą się dzisiejsi luminarze medialni zazwyczaj siedziały w pudle bądź były skazywane przez sądy Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, a sądziły same i dobrze się miały skazując Polaków w czasach sowieckiego terroru i okupacji.

Zgromadzona w Sali Hemarowskiej publiczność nie mogła oczywiście nie zapytać się o najbardziej znaną medialnie publicznie sprawę posłanki PO Beaty S., którą - jak labiedziły sprzyjające korupcji i idei republiki bananowej media – podstępny agent „uwiódł”. Decyzją organizatorów spotkania obejrzeliśmy fragmenty wcześniej publikowanych przez media materiałów operacyjnych CBA, z pierwszoplanową postacią posłanki Betaty S. przyjmującej „sałatę” i słynnym monologiem wygłoszonym narzeczem młodej, polskiej demokracji o „mykach”. Oglądając materiał uświadomiłem sobie z całą oczywistością, że z powodów naturalnych Tomasz Kaczmarek Beaty S. nie uwiódł, bo nie ma na świecie aż tak hardcorowo wyszkolonych agentów służb specjalnych... Pytany o dalsze losy byłej posłanki Platformy, Beaty S., Pan Tomasz Kaczmarek zapewnił, że ze względu na zebrany materiał operacyjny nie znalazł się póki co sąd, który odważyłby S. nie skazać, a sama Beata oczekuje polskim zwyczajem na odwlekaną decyzję w sprawie apelacji, którą złożyła od wyroku sądu pierwszej instancji. Oczekuje, rzecz jasna pod panowaniem premiera Tuska, na wolności.

Pan poseł odniósł się również do sprawy innej, znanej celebrytki Weroniki Marczuk (najlepszej prawniczki wśród aktorek i aktorki wśród prawniczek w jednym) prostując nieprawdziwe doniesienia mediów i samej przywołanej, jakoby prokuratura umorzyła postępowanie w tej sprawie ze względu na brak obciążających dowodów. Otóż, według Pana posła, nie ze względu na brak, bo materiał dowodowy był wyjątkowo mocny, ale z powodu uwzględnienia zastrzeżeń podejrzanej, że obciążająca ją część tego materiału została pozyskana z przekroczeniem uprawnień służbowych funkcjonariuszy CBA. A w tej właśnie sprawie, jak zrozumiałem z inicjatywy bądź samego Pana posła, bądź Biura, toczy się odrębne postępowanie prokuratorskie, które – według znajomości przepisów i regulaminów służby znanych Panu posłowi – powinno zakończyć się uznaniem, że agenci służb specjalnych nie złamali uprawnień zbierając materiał dowodowy, a to z kolei otwiera drogę do podjęcia na nowo umorzonego postępowania. Także, wszystko przed nami, celebrysiami.

Komentując swoją pracę parlamentarną Pan poseł wyjawił, że jego szczególnym zainteresowaniem cieszą się sprawy policji i służb specjalnych. Tutaj nie mogę odejść na moment od relacji i nie pochwalić się własną inicjatywą w ramach przepytywania Pana posła; otóż szczególnie zainteresowało mnie psychologiczne tło sytuacji, w której wyszkolone oko byłego super-gliny penetrując sejmowe korytarze nakazuje reszcie jestestwa Pana posła natychmiast obezwładnić, zakuć i odwieźć na komisariat rozpoznanego przestępcę. Pan poseł zapewnił, że kontroluje tego typu naturalne odruchy, niemniej przywołał historię składania swojego przysięgi poselskiej, kiedy to część posłów Platformy Obywatelskiej zdecydowała się w trakcie jej skaładania buczeć, a on wiedział dokładnie, kto i dlaczego buczy. Według Tomasza Kaczmarka buczenie było usprawiedliwione okolicznościami, a więc strachem buczącego przed dobrą pamięcią Pana posła. Słuchając Pana posła odniosłem wrażenie, że wśród parlamentarzystów polskiego sejmu jest wielu takich, którzy wykupili prenumeratę wiodącego polskiego dziennika, chociaż to tylko moja interpretacja.

Życie posła Rzeczpospolitej, który stara się wykonywać swoje obowiązki, nie jest łatwe, o czym Pan poseł przekonał się chcąc powziąć informację na temat tego, kiedy to pan urzędujący premier dowiedział, że jego własny syn pracuje w strukturze biznesowej o charakterze niewątpliwie przestępczym. Pan poseł udał się w związku z przysługującymi mu prerogatywami do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i zażądał okazania dokumentacji dotyczącej tej sprawy w jej części jawnej, co spotkało się z oporem urzędniczym, który złamany został przybyciem wezwanych funkcjonariuszy policji. Funkcjonariusze policji pouczyli urzędników w zakresie obowiązującego w Polsce prawa, co należy zapisać po stronie korzyści, jako, że jeśli nie oni, to kto pouczy?

A w samej sprawie Golden Boy, przepraszam Amber Gold, Pan poseł zwrócił uwagę, że kluczowa dla zrozumienia istoty sprawy związku premiera Tuska z przywołaną organizacją jest nie data sporządzenia jednej z kolejnych notatek, ale data podjęcia pierwszych czynności operacyjnych w związku z docierającymi do ABW sygnałami o poważnych nieprawidłowościach. Pan poseł przypomniał, że to nie kto inny ale pan premier we własnej osobie uczynił się głównym zwierzchnikiem wszystkich służb specjalnych rezygnując z obsadzenia funkcji ich koordynatora, tak więc nie ma możliwości, by do jakichkolwiek informacji z zakresu działania tych służb dostępu nie miał, i to już od samego początku.

Warte odnotowania było zgłoszone z sali żądanie kolegi Witka, który starał się zobowiązać Pana posła, że ewentualne, przyszłe negocjacje z czołowymi postaciami Platformy Obywatelskiej będą dotyczyły wyłącznie terminarza spacerów pana premiera Tuska. Pan poseł uchylił się od odpowiedzi, ja jednak po przemyśleniu doszedłem do wniosku, że kolega Witek przesadził z nadmiarem miłosierdzia; regulamin to regulamin, i jeśli akurat zdarzyło się komuś przebywać w pomieszczeniu zamkniętym ze stu dwudziesto kilowym sodomitą, to na spacer też powinno się chodzić razem (może być za rękę) zgodnie z obowiązującymi wszystkich wypoczywających procedurami.

Na koniec nie mogę nie podkreślić kilku deklaracji politycznych Pana posła, bo padły – Pan poseł jest wszak również politykiem. Otóż bez poseł Tomasz Kaczmarek bez wahania wskazał na prezesa Jarosława Kaczyńskiego jako premiera przyszłego rządu, zapewnił (w odpowiedzi na pytanie z sali), że Prawo i Sprawiedliwość jest przygotowane i na przejęcie rządów i na związaną z tym przejęciem nieuniknioną walką z patologiami nękającymi naszą Ojczyznę, oraz wyraził przekonanie, że powrót Jarosława Kaczyńskiego na fotel premiera Rzeczpospolitej jest kwestią czasu. Sala biła brawo, jak widać wizja przyszłych kłopotów ludzi, którzy są bezpośrednio odpowiedzialni za największą masową europejską emigrację XXI wieku trafiła do większości serc i umysłów zgromadzonych.

A na koniec sensacja. Otóż część zgromadzonych dopuściła się po spotkaniu prowokacji wobec Pana posła według starych sprawdzonych, policyjnych metod, i udała się z Panem posłem na Southbank, gdzie odbyła się część degustacyjna i gościnna, a samemu Panu posłowi (obok posiłku) zostało zaproponowane piwo o objętości 0,33, które (mamy Cię!) spożył, czego byłem zdegustowanym świadkiem, bo jako żywo, jak można pić piwo w takich objętościach? Sam z miejsca zamówiłem trzy, żeby był pinta i pół, a więc ilość zacna. Tym ostatnim elementem poseł mnie osobiście nieco zawiódł, ale jak widać nie ma ludzi idealnych.

Po Londynie, Pan poseł gościł w Cambridge i Dublinie, ale o tym muszą państwu opowiedzieć Ci, którzy tam byli.

Powyższa relacja jest moim subiektywnym odbiorem wizyty londyńskiej Pana posła Tomasza Kaczmarka; relacjonując ją Państwu dokonałem skrótów, ocen własnych, oraz komentarzy, mam nadzieję, że łatwych do oddzielenia od relacji w tekście. Język, stosowane opisy, określenia sytuacji i osób są wyłącznie mojego autorstwa. Jeśli udało się dokonać zapisu video (a nie wiem, czy się udało), poinformuję o miejscu i czasie jego publikacji.