Błyskotliwy manewr Łukaszenki

 

Za komuny śpiewaliśmy żartobliwie o granicy polsko-chińskiej na Uralu, a tu okazuje się, że ktoś poważnie myśli o takim sojuszu. Skazany na wydawało się nieuchronne pożarcie przez Moskwę, białoruski polityk wykazał się samodzielnością i błyskiem politycznego geniuszu szukając sponsoringu w Pekinie. 

Eksperci zwracają uwagę na pragmatyczny aspekt tej nowej „przyjaźni”, ale czy właśnie nie na tym polega polityka zagraniczna? Czy nasze romantyczne lub wręcz naiwne podejście do sojuszników nie kosztowało nas (i nie kosztuje) wielu tragicznych i bolesnych rozczarowań? 

Nasi „jaśnie oświeceni mężowie stanu” śmiali się z Białorusi i używali jej w powiedzonkach typu: „Jeśli nie UE, to Białoruś”. Okazuje się, że Białoruś jest nadal państwem o dużej samodzielności, które prowadzi suwerenną politykę zagraniczną. My tymczasem zamykamy kolejne ambasady, a w G20 będzie nas reprezentował jakiś eurokomisarz…

 

PSNa pewien czas odpocznę od pisania, co mam nadzieję pomoże mi zyskać świeżą perspektywę na to, co się wokół nas dzieje. Wygląda to bardzo pesymistycznie – aż nie chce się komentować.

Tu wywiad z Pawłem Zyzakiem.

Jeśli sojusz tronu z ołtarzem nie ”posprząta” do piątku pod Pałacem Prezydenckim, to od 18.00 wartę pod „upolitycznionym” krzyżem będzie trzymała delegacja miesięcznika „idź POD PRĄD”.

Niedawno pisałem o wielostronnym (Rosja, UE, USA) ataku na reżim Aleksandra Łukaszenki. Ten przywódca myśli jednak poważnie o swoim dominium i zwrócił się w ciekawym kierunku.