PO-SPOLITE czy PIS-POLITE RUSZENIE?

 

Czy dzisiaj nie jest nadużyciem uderzanie w tak dramatyczne tony? Moim zdaniem sytuacja jest gorsza niż podczas otwartej agresji ze strony Rosji i Niemiec. Wtedy naród był świadom zagrożeń, zmotywowany, czujny i gotowy do poświęceń. Dziś jest cieniem narodu, a zakusy na naszą wolność, prawa i majątki czynione są prawie bezszelestnie – by nie obudzić śpiących. Mamy do czynienia z pełzającym zaborem, a media i rząd pełnią rolę „orkiestry na Titanicu”.

Czy nadchodzące wybory są rzeczywiście tak ważne? Czy nie jest wszystko jedno, kto zwycięży? Czy nie jest to wybór między dżumą a cholerą?

Prawdziwy konflikt nie przebiega dokładnie na linii PO/PiS. Mówiąc precyzyjnie, być może po raz ostatni w najbliższych dziesięcioleciach stajemy przed wyborem koncepcji Polski – państwa aspirującego do niepodległości, ustanawiania swoich sprawiedliwych praw i mającego zdolność ich egzekwowania czy kwasikolonii tylko z zewnętrznymi atrybutami niezależności. Niestety, nie mamy pełnej wiedzy o rzeczywistych preferencjach aktorów naszej sceny politycznej ani o umiejscowieniu centrów decyzyjnych dążących do urzeczywistnienia tych dwóch różnych modeli przyszłej Polski. To rozmazanie obrazu i mętna woda polskiego życia społeczno-politycznego są kolejnym czynnikiem negatywnie różniącym nas od czasów II RP.

Przebijając się jednak przez plątaninę różnych dziwnych powiązań personalno-politycznych, można dostrzec dwa obozy:

- Obóz razwiedki, jak ujmuje to Stanisław Michalkiewicz, który dba tylko o swoje korporacyjne interesy i szuka patrona, który zapewni mu bezkarność i spokój konsumowania zrabowanych Polsce dóbr. Rząd PO/PSL jest w jakimś zakresie polityczną emanacją tego obozu, co nie oznacza, że w partiach tych nie ma ludzi uczciwych czy pragnących dobra publicznego.- Obóz IV PR, którego z kolei emanacją polityczną jest PiS i Prezydent Lech Kaczyński – co nie oznacza, że w tej partii nie ma karierowiczów, hochsztaplerów czy złodziei publicznego grosza.

Co nam zagraża, gdy prezydentem zostanie ktoś z obozu razwiedki? Brak polityki zagranicznej – tylko klakierstwo wobec tandemu Rosja/Niemcy. Pauperyzacja narodu w wyniku konserwowania ustroju republiki bananowej – swoboda gospodarcza dla kolesi i wyzysk ponad 90% obywateli. Likwidacja zdolności obronnych polskiej armii i społeczeństwa (mała armia zawodowa zdolna tylko do misji zaciężnych i tłumienia wewnętrznego niezadowolenia oraz brak powszechnego szkolenia wojskowego). Demoralizacja obyczajowa społeczeństwa zamieniająca to, co pozostało z narodu, w bezideową i kosmopolityczną masę. Zepchnięcie rodziny do koncesjonowanej roli reprodukcyjnej bez prawa do wychowania dzieci zgodnie ze swoimi wartościami.

Zwycięstwo reprezentanta IV PR nie gwarantuje natychmiastowej negacji powyższych trendów, a jedynie walkę o ich odwrócenie.Czy Lech Kaczyński to kandydat na miarę potrzeb współczesnej Polski? Zapewne nie do końca. Ma co prawda na swoim koncie pozytywne działania – wschodnia polityka zagraniczna (Gruzja), veto przymusowi szkolnemu sześciolatków, znaczna zwłoka z podpisaniem traktatu lizbońskiego, ale ma i minusy – np. niejasna rola przy okrągłym stole, storpedowanie lustracji, zbyt pozytywny stosunek do akcesji unijnej. Ważniejszym jednak pytaniem jest, czy obóz IV RP ma kogoś lepszego? Nie tylko pod względem walorów osobistych, ale szerokiego i profesjonalnego zaplecza politycznego i kadrowego? Tu odpowiedź jest oczywista – tylko kandydat poparty przez PiS ma takie atuty. Można się na to dąsać, ale nie można tego negować. A polityka realna polega na graniu kartami aktualnie dostępnymi, a nie wymarzonymi.

 

Gra i misja

Jak celnie zauważył niedawno prof. Zybertowicz, w polityce jest gra i jest misja. Jedna bez drugiej nie może istnieć – misja bez umiejętności taktyczno-strategicznych schodzi do poziomu klubu dyskusyjnego, a gra pozbawiona misji (dzisiejsza PO) to porzucenie podstawowego uzasadnienia władzy politycznej – szukanie dobra wspólnego narodu czy obywateli. Polacy, szczególnie ci z obozu IV RP, nie mają właściwie rozwiniętej umiejętności rozróżniania tych dwóch nierozłącznych komponentów polityki realnej. Prawie każda gra polityczna swojej formacji zmierzająca do poszerzenia bazy wyborczej czy szukania koalicji zaraz jest okrzyknięta przez część elektoratu jako zdrada. Z taką postawą można co najwyżej pokusić się o piękne klęski.

W swojej historii mamy okresy, gdzie potrafiliśmy prowadzić harmonijny sojusz misji z grą polityczną oraz tragiczne czasy dominacji doktrynerskiego postrzegania misji. Prześledźmy to na przykładzie dwu kampanii. Jedna dała nam parusetletni pokój, a druga pomogła wyhodować wroga, który zniszczył nasze mocarstwowe aspiracje, a niewiele brakowało, a pozbawiłby nas aspiracji państwowych.Kampania roku 1410

Jagiełło potrafił trafnie zidentyfikować największe zagrożenie dla swego królestwa. Co ciekawe, przeciwnik dzielił wspólną religię i pochodził z bliskiego kręgu kulturowego. Bardziej prostoduszny władca dałby się zapewne nabrać na zagrożenie pogańskie i konieczność wspólnej walki za wiarę. By pokonać potężniejszego militarnie i stosującego podstępną wojnę propagandową przeciwnika, Jagiełło złamał dotychczasowe kanony polityczne – sprzymierzył się z czeskimi schizmatykami, ruskimi prawosławnymi i tatarskimi muzułmanami. Ten ruch jemu zapewnił wspaniałą wiktorię, której do dziś Niemcy nie mogą zapomnieć, a Polsce - otwartą drogę do mocarstwowej pozycji w tej części Europy.Kampania roku 1609-1612

Tym razem główne atuty były po naszej stronie. Potężne państwo, kwitnąca gospodarka, silna armia, nowoczesna broń, wspaniali dowódcy – przeciwnik słaby (choć wspierany przez Szwedów), podzielony, bez przywództwa i z podkopanym morale. Sukcesy militarne przychodziły nam łatwo – zajęliśmy nawet stolicę wroga! Wystarczyło postawić polityczną kropkę nad i – dać Rosjanom akceptowalnego dla nich (czyli prawosławnego) władcę, który byłby jednocześnie sojusznikiem Rzeczypospolitej. Mieliśmy jednak monarchę (i jezuitów), który to wszystko zmarnował i „zapewnił” nam do dziś poważne kłopoty. Wszystko rozbiło się o ambicje osobiste i o to, czy koronacja odbędzie się po katolicku czy po prawosławnemu…

Dwóch władców, podobne problemy, inne rozwiązania i jakże inne, długofalowe skutki...

Gdy dziś Jarosław Kaczyński, świadom potęgi obozu razwiedki, szuka sposobu zdobycia poparcia większości wyborców - bo dopiero taki wynik zagwarantuje reelekcję Prezydenta – ze swego obozu słyszy: „Zdrada!”. Nie mamy czasu na naukę reguł walki politycznej w systemie demokratycznym. Jeśli obóz patriotów pokieruje się sercem, a nie rozumem, znowu pięknie polegnie, co w obecnym układzie geopolitycznym może oznaczać koniec marzeń o niepodległości. Przeciwnicy znają nasze romantyczne ciągoty. Dlatego będą nam podrzucać pozornie prawdziwe recepty ideowego wyboru „prawdziwego Polaka-katolika” lub karmić nas fałszywym zrównywaniem poziomu walczących obozów za pomocą hasła wyboru pomiędzy dżumą a cholerą. Rzeczywistość jest jednak taka, że Polak-katolik ma szansę na maksymalnie 10-15% poparcia, a wybór, przed którym stoimy, przypomina raczej analogię do HIV i anginy. HIV nie boli i zaraża się nim nawet dość przyjemnie – w ramach polityki miłości. Zabija powoli, niezauważalnie, ale niesamowicie skutecznie – bez szansy na ratunek. Angina bardzo boli, ale trwa krótko i łatwo się leczy. Ja wybiorę anginę…

 

***

 

PS"Putin, strzel sobie w łeb!" - niepokoje w RosjiBlisko tysiąc osób zebrało się na centralnym placu Władywostoku (daleki wschód Rosji), by zaprotestować przeciwko polityce gospodarczej i społecznej rządu Rosji - poinformowała agencja AFP.W sobotę w około stu miastach rosyjskich - od Moskwy po Irkuck - mają się odbyć manifestacje protestacyjne na apel partii i organizacji opozycyjnych. Organizatorzy demonstracji we Władywostoku - Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej, liberalna partia "Jabłoko" i opozycyjny ruch "Solidarnost" - otrzymali zgodę od władz na jej przeprowadzenie dopiero w piątek wieczorem. Na polecenie władz uczestnicy musieli zwinąć transparent "Putin, strzel sobie w łeb!". Onet.pl

Proszę zauważyć, jakie partie połączyły swoje siły wobec wspólnego, potężnego wroga. Czy Polak będzie głupszy od Rosjanina???

Poniższy tekst napisałem miesiąc temu, gdy sytuacja Polski była zupełnie inna. Jego przesłanie wydaje się być dziś jeszcze bardziej aktualne.W 1920 i 1939 r. Polacy wspólnie stawili czoła najeźdźcom. Ramię w ramię walczyli arystokraci, chłopi, robotnicy, socjaliści, narodowcy, konserwatyści, katolicy, protestanci, prawosławni i ateiści. Wszyscy rozumieli potrzebę chwili i odrzucili na bok wzajemne konflikty i urazy niższego rzędu. Wyraził to najdobitniej uczestnik obydwu wojen, socjalista, Władysław Broniewski:Są w ojczyźnie rachunki krzywd,obca dłoń ich też nie przekreśli,ale krwi nie odmówi nikt:wysączymy ją z piersi i z pieśni.Cóż, że nieraz smakował gorzkona tej ziemi więzienny chleb?Za tę dłoń podniesioną nad Polską-kula w łeb!