Mgr w 11 dni

Jest kilka poważnych różnic między Jarosławem Kaczyńskim a Bronisławem Komorowskim. Ten pierwszy wie, że Norwegia nie jest członkiem UE, nie chce wyprowadzać Polski z NATO, odróżnia dług publiczny od deficytu budżetowego, nie używa argumentów godnych lobbysty Gazpromu przeciwko wydobyciu gazu łupkowego w naszym kraju, wie, że nie jesteśmy płatnikiem netto w UE, nie musi sięgać do Wikipedii, by wiedzieć co to jest RBN, jest prawdziwym liderem, nie jest przyjacielem Palikota, nie strzela do bezbronnych zwierząt, nie zawdzięcza swojej pozycji temu, że komuś innemu się nie chciało itp…..

Ale najważniejszą być może różnicą, rzadko podnoszoną w tej kampanii, jest także i to, że Jarosław Kaczyński jest doktorem prawa, a Bronisław Komorowski jest magistrem historii. Być może dlatego kandydat PO wciąż w swoich klipach gawędzi  o przeszłości, wciąż wspomina z rozrzewnieniem to, co się stało, zamiast mówić o tym, co nasz czeka i jak stawić temu czoła. Pan marszałek przyznał szczerze w czasie swojej wizyty na Uniwersytecie Śląskim, że swoją pracę magisterską napisał w 11 dni. W dodatku pomagał mu w tym ciężkim dziele jego teść. Dla każdego choć trochę ambitnego człowieka tego typu deklaracja byłaby powodem do wstydu i zaczerwienienia, a nie chwalenia się publicznie przed studentami niezłej przecież uczelni (uwaga – trochę chwalę własny uniwerek). Ale dla Komorowskiego nic nie jest wstydliwe – chełpi się tym, że jego praca magisterska jest badziewiem (bo co można stworzyć w 11 dni?) i w dodatku musiał do tego zaangażować swoją rodzinę.  Hmmm, teraz rozumiem dlaczego tak bardzo chwali się tą rodziną – bez niej ani rusz! „Rodzina to jest siła” – jak śpiewali Kayah i Bregović.

Cóżeśmy, Polacy, uczynili, czymże tak bardzo zgrzeszyliśmy, że grozi nam Komorowski jako głowa państwa?! Wolicie 11-dniowego magistra czy doktora prawa? Dla mnie wybór jest prosty. A dla Was?