Implozja pod ciężarem potęgi

Formacja postkomunistyczna załamała się w Polsce nie pod wpływem swojej słabości, ale pod wpływem swojej siły. SLD na początku XXI wieku miał swojego prezydenta, premiera, zdecydowaną większość w obu izbach parlamentu. Rządził także w mediach publicznych i był dobrze poukładany z mediami prywatnymi. Mocno także usadzony był w świecie polskiego biznesu.I nagle, z poniedziałku na wtorek, to wszystko się skończyło. Nie miejsce tu na szczegółowy opis tego upadku, ale owa implozja była naprawdę spektakularna. Dokonała się właśnie pod ciężarem potęgi formacji postkomunistycznej. Początkiem tej implozji była walka w obozie postkomunistycznym pomiędzy ludźmi Kwaśniewskiego i Millera. Czuli się tak wszechwładni i potężni, że zaczęli bezwzględną walkę pomiędzy sobą o kurczące się dobra państwowe. Bez oglądania się na oglądającą to publiczność. Sądzili, że są tak kochani i podziwiani, że mogą zrobić wszystko i będzie im to wybaczone.Z podobnym procesem mamy chyba do czynienia w chwili obecnej w odniesieniu do Platformy Obywatelskiej. Wyrzucenie Schetyny z rządu, wojny podjazdowe w klubie parlamentarnym, zamieszanie wokół osoby Jana Krzysztofa Bieleckiego – to wszystko świadczy o coraz bardziej brutalnej rywalizacji wewnątrz tego obozu. I dokonuje się to, podobnie jak było to w przypadku SLD, pod wpływem siły tego środowiska politycznego, a nie jego słabości. Platforma jest dziś tak dominująca, że jej politycy uznali, że mogą bezkarnie uprawiać swoje wewnętrzne wojenki. Pozostaje sprawą otwartą, czy zakończy się to tak, jak w przypadku postkomunistów. Jako polityk opozycji życzyłbym sobie tego, ale wiem, że aby się tak stało, PiS musi się trochę bardziej sprężyć.