Ożenek, czyli ja jako Podkolesin

Dzisiaj mało poważnie i, niestety, o sobie. Wczoraj „Fakt” podał, że wspólnie ze mną poszukuje mi żony. Wiadomość przebiła się na czwartą stronę! Powinienem być z tego dumny, bo moja rozpoznawalność rośnie, ale… Nie upoważniałem tej gazety do szukania mi partnerki – przez ostatnie dwadzieścia lat jakoś sobie radziłem i na wyniki się nie uskarżam. Rozmawiałem z „Faktem” jedynie o tym, jak żyje się singlowi w Brukseli, bo dziennikarze gazety usłyszeli jak w programie Konrada Piaseckiego przyznałem, że jestem singlem. Akcję znalezienia mi żony i podania w tym celu mojego maila parlamentarnego wymyślono bez mojego udziału i zgody. Czy się obraziłem i będę się procesował? Oczywiście nie – jestem osobą publiczną i tego typu publikacje wobec mnie mieszczą się w ramach szeroko, bardzo szeroko rozumianej wolności słowa. Gazeta nie napisała o mnie obrzydliwości, nie oskarżyła mnie o jakieś okropności… Ot po prostu trochę ze mnie zakpiła. Ma do tego prawo, a moim obowiązkiem jest zrobienie do tego dobrej miny i zaakceptowanie, że taki to już lajf. Aha, kandydatki na moją żonę proszę jednak o niepisanie do mnie – w tym zbożnym dziele poradzę sobie sam. I nawet pomoc największej gazety codziennej w Polsce nie jest mi niezbędna. Poza tym, jakby to powiedzieć… Hm, życie singla nie jest takie znowu straszne!