Prostowanie kręgosłupów czyli wolne media w państwie prawa

 Plotka krążąca po warszawce głosi, że podobno TVN też miał tę informację o Bumarze, ale uznał, że to nieciekawy news. Nie wierzę w to, by stacja, która nadaje „całą prawdę całą dobę”, zrezygnowała z takiego kąska. To niechybnie musi być plotka.Ta sytuacja przypomniała mi, że wspomnę nieskromnie, mój niedawny tekst w „GP” „Trójkąt Pawlaka” o funduszu pożyczkowym „Karbona” - podejrzeniu podrabiania weksli na ogromne sumy, z ministrem Ćwiąkalskim w tle. Kaliber był niemały, ale obeszło się bez echa. Nie to, bym był tak próżny, ale miarę rzeczy znam. O nie płaconych alimentach wicepremiera Pawlaka media „trąbiły” chyba ze dwa dni. Weksle nie zainteresowały kolegów po fachu. W PRL-u mówiło się, że taka krytyka, która nie robi krzywdy, to wentyl bezpieczeństwa, który ma społeczeństwu pokazać, że państwo jest demokratyczne. Ale dziś, w wolnej Polsce..? Cztery lata temu napisałem tekst o wojskowych pracujących W TVP na Woronicza, który nigdzie nie mógł się przebić. W Superxpressie usłyszałem „po co o kilkunastu facetach pisać, tam (w TVP) pracuje parę tysięcy ludzi. W „Przekroju” inny argument: „po co pisać, jak to się niedługo zmieni, oni odejdą”. Dałem temat „Rzepie” - nie swój materiał, ale informacje: zróbcie sami, nie chcę z tego nic. Bo sprawa jest ważna. Nie zrobili. W innym prestiżowym tygodniku usłyszałem, że „to wszystko prawda, ale tego nie opublikuje pan w żadnej polskiej prasie”. Opublikowałem w „Życiu”, gdzie wówczas podjąłem pracę. Podobnie było ze zdjęciami Aleksandry Kwaśniewskiej z Kuną, Żaglem i Mazurem na spotkaniu opłatkowym w hotelu Holliday Inn. Opublikowałem je w „Życiu”. Razem ze mną miały to opublikować TVN i Radio Zet, wszystko było uzgodnione, ale tam wydawcy zablokowali temat. Cóż, mamy wolne media.Kilka tygodni temu „GP” opublikowała świetny materiał „Gaz cuchnący mafią” Witka Gadowskiego, najciekawszy tekst na ten temat, jaki widziałem w polskiej prasie. I też – cisza. A wydawać by się mogło, że powinien wywołać burzę medialną. Portale zamieściły go, ale tylko jako wypełnienie umowy z wydawcą „GP” – na stronach gazety, gdzie nie każdy zagląda, nie w głównych newsach. Dlaczego? Dobre pytanie. Jak to mawiał Adam Michnik, mamy państwo prawa. I demokratyczne, wolne media. A ja czasem odnoszę wrażenie, że wróciły, a może poprawniej – nie skończyły się, czasy, kiedy jedyną słuszną linię nadawał pewien organ prasowy z hasłem „proletariusze wszystkich krajów łączcie się”. Tylko zleceniodawca (y) się zmienił. Polityka doboru materiałów i ich ustawienia w hierarchii ważności nie zmieniła się. Bryluje w tym zwłaszcza jeden znany z tego od lat dziennik, choć praktycznie większość mediów uprawia taką politykę. Powód jest prozaiczny, wydawcy, właściciele mediów są związani z określoną grupą polityczno-biznesową. Tak się składa, że większość z nich jest z układu III RP. Po iluś tam latach działania w mediach przeglądając gazety i śledząc telewizje, można łatwo, z małym prawdopodobieństwem pomyłki, ocenić, który materiał jest politycznie nadany, który PR-owski. A jest tego niemało. Starzy wyjadacze to widzą gołym okiem, młodzi adepci naszego zawodu szybko chwytają wiatr w żagle – już na starcie psują sobie charaktery, czy raczej mają odpowiednio „prostowane” kręgosłupy. A że młody jak wiadomo szybko się uczy, ich „prowadzący” w mediach nie muszą się wysilać, by osiągnąć skutek. Młodzi w mig wyczuwają koniunkturę i oczekiwania wydawcy i sami tak redagują materiały, by im dogodzić. Dzięki temu szybko awansują, nawet dostają prestiżowe nagrody dziennikarskie za wielkie osiągnięcia i prowadzą własne programy. Rośnie kolejne pokolenie dziennikarskich politruków, którzy robią ludziom wodę mózgu. Oczywiście, nie kieruję tego pod adresem „Rzepy”, bo to za ciężkie armaty jak na „przewinienie” z Bumarem. Może po prostu redakcja uznała, że to byle jaka informacja, zaledwie na 10 stronę?Leszek Misiak

Środowa „Rzeczpospolita” zamieściła na 10 stronie bardzo ciekawy artykuł „Gwiazda Hollywood i Bemaru”. Materiał, o którym „Rzepa” informuje jako pierwsza dotyczy dziwnego doradztwa pewnej spółki, za którą stoi znany producent filmowy, m.in. Pianisty, przyjaciel Romana Polańskiego, Gene Gutowski. Doradztwo to uszczupliło kasę Bumaru o bagatelka 50 mln dol. Tzw. afera LFO, którą znam od podszewki, dotyczy 21 mln dol, czyli ponad połowę mniejszej kwoty, a media od ponad 10 lat piszą o niej jako o jednej z największych afer. Tu – cisza. Żadnej wzmianki na popularnych portalach internetowych.