Przyspieszony kurs padania na kolana

Ostatnimi czasy ludzie ze sfery publicznej, związani dotychczas luźno z Platformą Obywatelską, przechodzą przyśpieszony kurs padania na kolana. Na mniej więcej miesiąc przed głosowaniem w PE nad wyborem jego szefa, Jerzy Buzek zapisał się formalnie do partii. Zaraz po 7 czerwca do Platformy wstąpiła niezależna komentatorka życia politycznego i bezstronny naukowiec – prof. Lena Kolarska-Bobińska. Bodaj przed tygodniem szeregi Platformy zasiliła Róża Thun.

 Co się dzieje? Dlaczego te osoby zapałały nagle nieodpartą ochotą włączenia się do życia partii? Myślę, że jedynym wytłumaczeniem jest nie to, że ogarnął ich szał frakcyjności, ale to, że jest to na nich po prostu wymuszane. Zapytani – zapewne gwałtownie zaprzeczą, ale w istocie przechodzą obecnie rytuały inicjacyjne i dopiero po ich dopełnieniu będą mogły dosiąść się do ogniska i uczestniczyć w partyjnych bachanaliach. Właśnie wypalane jest im na ciele piętno z napisem „PO”, by nie przyszło im za jakiś czas do głowy kontestować linię partii lub geniusz jej przywódców.

 Dlaczego? Bo Donald Tusk akceptuje tylko całkowicie od siebie zależne osoby i jemu jedynie zawdzięczające swoją obecność w polityce. Niezależni i sympatyzujący nie są mu do niczego niepotrzebni.

 Zapytacie Państwo jak to ze mną jest? Czy PiS lub jego prezes wymuszają na mnie tego typu akty poddaństwa? Otóż nic z tych rzeczy – zostałem zaakceptowany jako człowiek spoza partii i mogę nim pozostać. Ale w opinii publicznej to oczywiście PiS jest ugrupowaniem zamordystycznym, a PO to formacja sympatycznych przyjaciół i beztroskich luzaków.

 A tak już zupełnie na marginesie – jeśli potwierdziłyby się ostatnie tendencje sondażowe i właśnie mielibyśmy do czynienia z początkiem spadku popularności PO, to cała trójka wspominanych przeze mnie nowych członków Platformy, trochę by się ośmieszyła. Zapisywała się do partii władzy, a skończy jako cześć masy spadkowej. Podobnie zawiedzeni chyba czuli się ci, którzy na wiosnę 1989 roku wstępowali na PZPR.