TVN, Szatan i Liberałowie

Bardzo przykro oglądać, jak nienajlepsze w ostatnich latach polskie kino coraz bardziej obniża swoje loty, i staje się najzwyklejszym narzędziem propagandy. Można to wprawdzie usprawiedliwić tendencją światową: „Hollywood” nakręciło niezliczoną ilość filmów anty-bushowskich, o współczesnej sytuacji w Iraku, bez wyjątku zdradzających lewicowe upodobania reżyserów oraz samych aktorów, lecz w Polsce ma miejsce coś szczególnego. Kontestacja ludzi show-bisnesu wymierzona jest w poglądy niekoniecznie będące na tą chwilę w natarciu, bądź dominujące.

Reżysera filmu Idealny facet dla mojej dziewczyny (2009 r.) Tomasza Koneckiego, gdyby został zaliczony do tego obozu polityczno-społecznego, do którego zapewne zaliczony być nie chce, można by było pohańbić mianem „zwolennika spiskowej teorii dziejów”. W polskich komediach temat Radia Maryja i jego dyrektora pojawia się jak mantra. Na tę szczególną przypadłość zachorował nawet Jacek Bromski, twórca wartej obejrzenia produkcji: U Pana Boga za piecem oraz… no właśnie jej sequela, U Pana Boga w ogródku. Oto jak silny jest ów wyimaginowany problem społeczny i jaki zarazem stanowi rzeczywisty problem psychologiczny. Radio notuje około 2% słuchalności, natomiast Radio ZET, jeden z patronów medialnych omawianego poniżej filmu ponad 18%. Nie zmienia to faktu, że to radio katolickie jest bezustannie „na tapecie” i za każdym razem wpycha się je w kostium trędowatego. Poparcie wyborcze wygłoszone na antenie Radia Maryja przedstawiane jest niczym „pocałunek śmierci”, inaczej niż sympatie polityczne już legendarnego rzecznika prasowego rządu PRL Jerzego Urbana. Piję oczywiście do minionej dopiero co kampanii wyborczej.

Ludzie świata iluzji filmowej wyśmiewają zatem nie tyle krwiożercze „moherowe berety” – potencjalnych, chciał, czy nie chciał widzów i klientów, ile samą instytucję. Prowadzą taką nachalną działalność wychowawczą. Pan Konecki poszedł jeszcze dalej i postanowił rozprawić się definitywnie z twórcą imperium Radia Maryja. Pomogła mu w tym należąca do innego imperium, spółka ITI Cinema, a patronat medialny zapewniła telewizja TVN. Współpraca wszystkich wymienionych podmiotów układa się od dawna pomyślnie, o czym świadczą dwie zrealizowane wcześniej produkcje: Testosteron (2007 r.) i Lejdis (2008 r.), także nie stroniące od „radiomaryjnych” żartów.

Reklama Idealnego faceta… jak pamiętam przebiegała doskonale. Prawie przy każdym skrzyżowaniu, przejściu dla pieszych i przystanku, na słupach ogłoszeniowych zawieszono plakaty reklamujące film. Plakaty na tyle prowokujące podtekstem „wiadomo jakim”, że nie sposób było ich nie zauważyć. Sam przedstawię się tutaj jako przykład, choć nie tej miary, bym czym prędzej pobiegł zakupić bilet do kina. Za film zabrałem się trochę z przypadku. W pierwszej scenie zobaczyłem dwójkę niezgorszych aktorów: Daniela Olbrychskiego i Marcina Dorocińskiego i tak już poleciały te dwie godziny…

Reżyser postanowił opowiedzieć historię miłości dwójki młodych ludzi na tle sporu ideowego. Konfliktu dwóch skrajnych obozów, z kręgu których wywodzą się kochankowie. Spór do złudzenia przypominający wirtualny świat konstruowany gdzieś w redakcji TVN, a następnie eksportowany za pomocą odbiorników telewizyjnych do przeciętnych zjadaczy chleba. Taka wizja świata „a la TVN”. Po jednej stronie mamy więc obóz transwestytów, feministek, lesbijek i feministek-lesbijek. Świat ten ma swoje wady: w filmie jest nim głównie Klara, dziewczyna Luny, w której zakochał się główny bohater. Klara jest cyniczna i traktuje ludzi przedmiotowo. Jest jednak osamotniona, stanowi problem sam w sobie. Więc problem Klary nie jest problemem środowiska, jeno problemem indywidualnym. Reżyser za to udanie w krzywym zwierciadle przedstawił sztukę związaną z kulturą lewacką. Kiczowatą, raczej stawiającą na szokowanie, aniżeli na pozytywne doznania estetyczne. Równie trafnie pokazał marginalność środowisk, o których mowa. W filmie bohaterki-feministki zabiegają o wsparcie finansowe koleżanek z postępowej Skandynawii, jedyną receptę na organizacyjne przetrwanie.

Po drugiej stronie naturalnie znajduje się ktoś mający stanowić emanację księdza Tadeusza Rydzyka, taki Ojciec Leon. Pasterz ten oczywiście jest do szpiku kości zły. Oszust, chciwiec, rządny sławy i władzy hipokryta. Otoczenie Ojca Leona nie budzi żadnej sympatii. Jak w historii o księdzu Tadeuszu Rydzyku, wszystko czego się dotknie jest złe. Także ludzie, no chyba, że obudzą w sobie „miłość”. Tak się dzieje gdy jego „prawa ręką” Teresa, siostra i współpracownica, pod koniec filmu wyrusza do klubu nocnego dla homoseksualistów, by zrzucić z siebie okowy zakłamania. „Jestem lesbijką” – wyznaje na koniec w parodii programu, jak mniemam, „Warto rozmawiać”, wywołując burzę oklasków na trybunach. Prowadzący talkshow, przypominający ze względu na charakterystyczny mikrofon przy ustach Jana Pospieszalskiego, to także jeden z zaufanych Ojca Leona. By domknąć obraz tej filmowej postaci, wspomnę tylko, że dziennikarz ów to głowa wielodzietnej rodziny, kobieciarz i łgarz. Ojciec Leon posiada wpływy sięgające parlamentu. Po instrukcje do jego siedziby udaje się Posłanka. W filmie to postać nie grzesząca nadmiarem rozumu. Kłamstw wuja Leona nie wytrzymuje główny aktor Kostek, dotychczasowy kompozytor Radia Zawsze Dziewica. Opuszcza duchownego, po czym kompromituje na oczach wielomilionowej widowni telewizyjnej swoją drugą profesją. Najmniej negatywny współpracownik księdza to Ojciec Kajetan, za to budzący „obciach” i politowanie wierny wykonawca poleceń swego pryncypała. Ojciec Kajetan nadzoruje transmisje „na żywo” z pielgrzymki dziewic-sióstr zakonnych na szczudłach, która spieszy do Częstochowy oddać hołd swojej patronce. Po masowych ucieczkach finalnie ostaje się tylko jedna, a i tak okazuje się być już byłą dziewicą. Skompromitowany i całkowicie oszalały po tychże traumatycznych wydarzeniach ksiądz Leon wpada w słowotok i nie potrafi wycedzić z ust nic poza: „To spisek szatana i liberałów”. Czy już wystarczy materiału na Świat według „TVN” ?

Największy problem filmu stanowi generalizacja. Pan Konecki sprawił, że w produkcji twarz Ojca Leona, jest twarzą całego Kościoła. Nie ma w niej ani jednego duchownego budzącego sympatię i szacunek. Żadnego alter ego dla Ojca Leona. Odwrotnie niż w obozie feministek i lesbijek, w którym nie dość, że jest rubasznie i wesoło, to wciąż trwa napływ kolejnych „oświeconych”. Jedyną pozytywną postacią związaną z Kościołem jest więc Chrystus, choć nie do końca. Ten ekranowy, na instalowanych przy drogach plakatach ostrzegawczych, otrzymał twarz Kostka. Smaczku i komizmu sytuacji dodaje niuans, że Kostek równocześnie zaangażował się w kręcenie feministycznego filmu pornograficznego. Moim zdaniem jest to zestawienie równie „smaczne”, jak porównanie w obrazie Marka Koterskiego Wszyscy jesteśmy Chrystusami, męki Chrystusa do drogi alkoholika poddającego się swojemu nałogowi.

Nie należę do krytyków Radia Maryja, ani do tych, co zachowawczo głoszą frazy typu: Nie zgadzam się z radiem Maryja, ale… lub „nie słucham Radia Maryja, ale uważam, że jest dla niego miejsce”. To truizm, że w demokracji powinno być miejsce dla Radia Maryja, którego słuchacze głoszą szczery patriotyzm. Osobiście nie odważyłbym się powiedzieć, że mój jest akurat lepszy, nowocześniejszy. O ile wiem, gorący patriotyzm najnowocześniejszego państwa na świecie, Stanów Zjednoczonych, do tej pory twórcom rzeczywistości pookrągłostołowej, w tym rzeczywistości medialnej jakoś „nie leżał”… Szkopuł tkwi w tym, że kogoś niepokoją te 2% słuchalności rozgłośni i najchętniej zmiótłby ją z powierzchni Ziemi. Tak by się zapewne dawno stało, gdyby nie zapora złożona z części biskupów, którzy doceniają misję radia. Na razie tworzy się odpowiedni klimat wokół radia. Poczynając od programów satyrycznych, przez filmy dokumentalne i pełnometrażowe, a skończywszy na serwisach informacyjnych.

Klimat „anty-radiomaryjny” wciąż jednak ku rozpaczy niektórych nie zatriumfował. Na portalu Wirtualna Polska pojawił się dla przykładu tytuł: Adamek szokuje!... Wybitny polski bokser, mój krajan z Żywiecczyzny, Tomasz Adamek stwierdził w rozmowie z „Super Expressem”, że szanuje Tadeusza Rydzyka i uważa go za „kozaka”. Wszelako internautów wiadomość ta, aż tak bardzo jak redaktorów portalu, nie zszokowała, a sądząc po wpisach „forumowiczów”, wręcz im zaimponowała. Przezorni dziennikarze, bez zbędnej zwłoki zmienili tytuł artykułu na: Adamek: Ojciec Rydzyk to kozak, jednakże treść pozostała niezmienna. „Radio Maryja ojca Rydzyka dla wielu osób jest traktowane niczym wyrocznia. Kontrowersyjnej stacji, krytykowanej za antysemityzm i skrajny nacjonalizm, słuchają miliony Polaków, a sam Rydzyk za ich pośrednictwem ma wpływ nawet na wynik wyborów politycznych. (…) Ujawniając swoją opinię na temat najbardziej znanego redemptorysty w Polsce Adamek może narazić się wielu swoim kibicom i stracić ich sympatię. Takie wyznanie świadczy o wielkiej odwadze pięściarza, znanego z dużej religijności” – martwią się redaktorzy. Wprawdzie korci mnie bardzo, ale nie będę rozkładał tego artykułu na czynniki pierwsze i pytał na przykład jego autorów, czym różni się skrajny nacjonalizm od nacjonalizmu umiarkowanego, bo nie jest on przedmiotem naszych rozważań.

Jest nim bowiem film, który z racji tego, że do granic oporu nasiąknięty jest bieżącą polityką, uprawnia do poszerzonego interpretowania poglądów reżysera i stojącego za nim dystrybutora. Zwłaszcza uprawianej przez nich, specyficznie rozumianej misji…

„Spisek diabła i liberałów”