Wprowadzić kozę, a później ją wyprowadzić

 1. Wczoraj zakończyły się niby konsultacje społeczne w sprawie projektu zmian w rządowym programie budowy dróg krajowych na lata 2011-2015 zarządzone przez tak ostatnio „chwalonego” Ministra Infrastruktury Cezarego Grabarczyka.

Jeszcze na początku grudnia resort ten zapewniał, że w przyjętym programie budowy dróg zmian nie będzie ale już po 5 grudnia opublikował wymieniony wyżej program, który oznacza ,że budowa przynajmniej 400 km dróg krajowych nie zostanie rozpoczęta przed rokiem 2015 a być może nawet przed 2020.

Jednocześnie resort określił, że nadsyłanie uwag do tego programu powinno się zakończyć do 27 grudnia i rozpoczęło się wprost szaleństwo konsultacji społecznych, które jednak z prawdziwymi konsultacjami nie mają wiele wspólnego.

2. Zgodnie z tymi propozycjami resortu infrastruktury, poza rok 2015 wypadają tak ważne inwestycje jak te na trasie ekspresowej S-7 z Gdańska do Warszawy i dalej do Krakowa, S-17 z Lublina do Warszawy czy S-3 z Gorzowa Wielkopolskiego do Międzyrzecza, a także wiele obwodnic dużych miast i innych dróg krajowych mających wręcz podstawowe znaczenie dla tworzenia warunków do równoważenia rozwoju naszego kraju.

Do Warszawy ruszyli więc gremialnie samorządowcy i ci z gmin i powiatów, a także marszałkowie województw z uchwałami sejmików przyjmowanymi w karkołomnym tempie aby pokazać ministrowi infrastruktury jak ważne z ich punktu widzenia są drogi, z których nagle on zrezygnował.

Samorządowcy poszukiwali także kontaktów z posłami Platformy, którzy ich zdaniem mogą mieć wpływ na szefa resoru infrastruktury, wszystko po to aby przywrócić do programu wyrzucone z niego inwestycje.

Resort infrastruktury przeprowadza całą operację według wręcz klasycznej formuły zawartej w znanym dowcipie „wprowadzamy kozę do domu, a po jakim czasie kiedy da się solidnie we znaki domownikom, ją wyprowadzamy. Jaka ulga wszyscy w domu są szczęśliwi”.

Pewnie w rzeczywistości, aż tak wspaniale nie będzie, nie uda się przywrócić wszystkich inwestycji ,które z programu drogowego zostały wyrzucone. Ale parę wprowadzić z powrotem się da i iluś polityków Platformy ubije przy tym swoje małe polityczne interesy.

3. Na tle tego zamętu z drogami krajowymi wypada jednak zapytać premiera Tuska jak to się dzieje,że to co z takim rozmachem zapowiadano na początku jego rządów w zakresie budowy dróg jest w tak dramatyczny sposób ograniczane? Czy można się było pomylić o kilkadziesiąt miliardów złotych ,których brakuje teraz na wybudowanie zaplanowanych dróg?

Powołano przecież Krajowy Fundusz Drogowy, który na budowę dróg pożycza dziesiątki miliardów złotych, a tych pożyczek sprytny minister finansów nie zalicza do długu publicznego, więc argument, że pożyczanie pieniędzy na drogi powiększa nasz dług publiczny, można włożyć między bajki.

Ogromne pieniądze na budowę dróg stawia do naszej dyspozycji Unia Europejska w postaci środków z Funduszu Spójności, z którego znacząca część jest przeznaczana na budowę infrastruktury transportowej.

Wreszcie przetargi drogowe są rozstrzygane znacznie taniej niż to wynika z wartości kosztorysowych inwestycji, ze względu na nadwyżkę potencjału wykonawczego, a szczególnie kryzys w Europie Zachodniej ,który zmusił firmy z tych krajów do startowania w przetargach w Polsce.

4. Po zamieszaniu na kolei mamy więc zamęt drogowy, który doskonale pokazuje jak „solidnie” były przygotowane plany finansowana i inwestycji drogowych skoro po 2 latach ich realizowania okazuje się,że na ich kontynuowanie zwyczajnie brakuje pieniędzy.

Prawdopodobnie także nie znamy całej prawdy o stanie naszych finansów publicznych, a minister finansów coraz poważniej się obawia, że nie będzie w stanie pożyczyć tyle ile jeszcze niedawno zamierzał.

Wprowadzono więc kozę, a teraz próbuje się ją wyprowadzać ale w sferze infrastruktury drogowej szczęśliwych z tego powodu będzie naprawdę niewielu.