Nie o ścinanie głów chodzi

Ze zdumieniem przecztałem tekst Marka Magierowskiego z Rzeczpospolitej na temat naszego na artykułu w "Gazecie Polskiej" o Macieju Stasińskim. Pisze, że atak Kani  (autorki) jest "brutalny i bezsensowny". Cenię Magierowskiego jako doskonałego publicystę, nie oburzam się, że czuł się w obowiązku napisać parę ciepych słów o swoim byłym koledze, ale widzę, że kompletnie nie zrozumiał tekstu w "GP". Artykuł pokazywał, że stosunek GW do lustracji jest nieuczciwy, gdyż problemy lustracyjne mają niektórzy dziennikarze GW. Nie chodzi o to, że trafiły się czarne owce, bo nawet nie przesądzamy czy są czarne, ale o to, że w takiej sytuacji najlepiej niczego nie ukrywać i nie chować. A linia "Gazety Wyborczej" to systemowe chowanie materiałów byłych komunistycznych służb pod koc. Nie ma wątpliwości, że Stasiński  przymuszony zgodził się na wspólpracę z SB. Przyjmuję jako prawdziwe jego wyaśnienia, że resztę tej współpracy zmyślił oficer bezpieki. To też może wynikać z opublikowanych przez nas materiałów, których prawdziwości nikt nie neguje. Jeżeli więc tak jest  - to skad taka nerwowa reakcja? Sam fakt opublikowania materiałów mających wagę historyczną chyba dla żadnego dziennikarza nie powinien być wątpliwy. Stosunek Gazety Wyborczej do lustracji  jest też powszechnie znany i nikogo nie zaskakuje nasza analiza w tej sprawie.

Jeżeli Stasiński mówi prawdę opublikowanie materiałów i wyjasnień może mu tylko pomóc. Bo problem lustracyjny, to problem kogoś takiego jak Maleszka ale i kogoś takiego jak Stasiński. Te przypadki są skrajnie różne i tylko otwarta dyskusja może je wyjaśnić. Sprawa jest emocjonująca przede wszystkim dlatego, że Stasiński pracuje w gazecie, która walczy z lustracją.