Nowe wybory albo POPiS

Mam wrażenie, że elity w Polsce tak zapamiętały się w walce politycznej, że nie widzą nadciągającego kataklizmu. Za chwilę uderzy w nas kryzys, którego skutki trwać będę wiele lat. Wali się system emerytalny, a projekty przyszłorocznego budżetu to czysta fikcja. Na wiosnę zacznie gwałtownie rosnąć bezrobocie. Fala protestów, która wzbierze, zniszczy każdą władzę. Pogarsza się międzynarodowa koniunktura Polski. Wzmaga się agresja Rosji, a słabną Stany Zjednoczone. Unia Europejska prowadzi wobec Kremla politykę podobną do tej, jaką uprawiały Anglia i Francja wobec Niemiec w 1938 r.

Choć dziś na to jeszcze wiele nie wskazuje, jestem absolutnie przekonany, że możemy zaprzepaścić znaczną część z tego, co przyniosło nam obalenie komunizmu. Utracimy te zdobycze, ponieważ warunki zewnętrzne są coraz gorsze, ale również dlatego, że najważniejsze postsolidarnościowe siły zajęte są planami zmiecenia konkurencji z powierzchni ziemi. Do PO mam żal niemal o wszystko, szczególnie o dogadywanie się z resztkami dawnego aparatu bezpieczeństwa i nieodpowiedzialną politykę zagraniczną. Ale PO lepsza już nie będzie. PiS dzisiaj ani za rok samodzielnie władzy nie przejmie. Ma przeciwko sobie większość mediów i ów bezpieczniacki aparat, który przeżył w gospodarce, polityce i w części służb specjalnych. Czekanie, aż obecna władza pogrąży się w kryzysie gospodarczym, to czekanie na nieszczęście Polski.

Jest tylko jedno wyjście: należy utworzyć rząd składający się z głównych sił politycznych, mający odpowiednią większość w Sejmie i poparcie prezydenta. Tylko taki rząd może przeprowadzić nas przez kryzys i obronić pozycję Polski. Jeżeli jednak nie jest to dzisiaj możliwe, trzeba dążyć do jak najszybszych wyborów.

Od polityków wymagam wyobraźni. Jeżeli w tej chwili jej zabraknie, już niedługo zapłacą za to przyspieszoną emeryturą, a my bardzo ciężkim kryzysem.