Załamanie polskiego eksportu

1. Od kilku miesięcy po zakończeniu każdego kwartału odbywa się konferencja prasowa Premiera Donalda Tuska i Ministra Finansów Jacka Rostowskiego najczęściej na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie, gdzie na tle całej czerwonej mapy Europy tylko terytorium naszego kraju zaznaczone jest zielonym kolorem. Zielona wyspa wzrostu PKB na tle czerwonego morza spadku PKB w pozostałych krajach Unii Europejskiej. Premier i minister dumnie prężą piersi, popatrzcie tak świetnie rządzimy, że tylko z nas wzory czerpać. Media to oczywiście kupują bez zmrużenia oka, choć podobna konferencja 2 lata temu kiedy rządem kierował Jarosław Kaczyński i mógł się pochwalić 7% wzrostem PKB została by przez media wyśmiana, bo przecież wtedy rząd nie mógł mieć żadnego pozytywnego wpływu na gospodarkę. Cóż zrobić wygląda na to, że pozytywny wpływ na gospodarkę może mieć w Polsce tylko ten rząd który media lubią.

Na ostatniej konferencji Premiera i ministra finansów także odtrąbiono sukces, wzrost gospodarczy w Polsce za III kwartał tego roku wyniósł aż 1,7% w stosunku do III kwartału roku poprzedniego. To rzeczywiście godne podkreślenia tylko obydwaj panowie zapomnieli dodać, że gdyby nie bardzo pozytywny wpływ tzw.eksportu netto to w III kwartale zamiast wzrostu byśmy mieli spadek PKB o 1,3%. Wprawdzie eksport w tym roku jest wyraźnie niższy niż w roku ubiegłym (w październiku o 17,6%) ale jeszcze niższy jest import (w październiku aż o 21,7%) stąd wskaźnik eksportu netto tak pozytywnie wpływa na poziom PKB.                                                        

2. Okazuje się jednak, że ten pozytywny wpływ eksportu na nasz wzrost gospodarczy powoli się kończy. Właśnie Narodowy Bank Polski opublikował dane dotyczące kształtowania się naszego bilansu płatniczego w październiku tego roku. Deficyt handlowy wyniósł aż 800 mln euro (eksport 8,96 mld euro, import 9,78 mld euro), podczas gdy jeszcze we wrześniu bilans handlowy był jeszcze zrównoważony a więc wpływy z eksportu pokrywały wydatki z tytułu importu. Jednocześnie pogorszyła się sytuacja na rachunku obrotów bieżących bilansu płatniczego (pokazuje on w uproszczeniu ile walut wpływa do kraju a ile z niego wypływa) gdzie deficyt w październiku sięgnął blisko 1 mld euro). Taka sytuacja może być incydentem jednomiesięcznym ale może też pokazywać pewną tendencję i wydaje się, że tendencja właśnie się rozpoczęła. Od jesieni 2008 mieliśmy bowiem do czynienia z silną dewaluacją złotego w stosunku do walut zagranicznych i to w znaczący sposób poprawiło konkurencyjność naszych przedsiębiorstw co uwidoczniło się w poprawie opłacalności naszego eksportu i jednoczesnym pogorszeniu się opłacalności importu do naszego kraju. Opłacało się być eksporterem a mniej opłacało się być importerem i miało to bardzo pozytywny wpływ na naszą gospodarkę, która w przeciwieństwie do gospodarek innych krajów nie odnotowała spadku PKB.

3.Ale niestety słabsza złotówka bardzo przeszkadza ministrowi finansów, bo dług zagraniczny przeliczony na zł wg kursu 4,50 zł za euro jest znacznie wyższy w wymiarze złotowym niż ten sam dług przeliczony wg mocniejszego złotego czyli np. po kursie 4 zł za euro. A ponieważ minister finansów swoim nic nie robieniem w kryzysie zdemolował polskie finanse publiczne to teraz tylko jak najmocniejszym złotym może zapobiec przekroczeniu przez dług publiczny progu 55% PKB. Dość powiedzieć, że dewaluacja złotego o 1 grosz to zwiększenie zagranicznej części długu publicznego o ok. 2 mld zł. To właśnie dlatego w tym roku minister finansów wymienił na rynku (a nie w NBP) ponad 6 mld euro na zł czym w ciągu wielu miesięcy tego roku wpływał na umacnianie wartości naszej waluty, choć te działania ewidentnie szkodziły naszej gospodarce. I pewnie będzie tak robił dalej bo dla niego najważniejszy jest kurs złotego na dzień 31 grudnia, bo po tym kursie przeliczy dług zagraniczny na złote. No i doczekał się eksport w październiku jest wyraźnie niższy od importu i mamy deficyt handlowy i głęboki deficyt na rachunku obrotów bieżących.

I taka jest zasługa rządu Tuska dla podtrzymywania wzrostu gospodarczego w Polsce. Gdyby nie prężność przedsiębiorców, wyraźne obniżenie kosztów pracy przez  rząd Kaczyńskiego (składka rentowa mniejsza aż o 7%) a także dewaluacja złotego to także w Polsce mielibyśmy spadek PKB zamiast jego wzrostu. Ale akurat w tym nie ma ani krztyny zasługi rządu Donalda Tuska. To dokładnie tak jak jakby dezerter wypinał pierś po order za odwagę w walce.

Od kilku miesięcy po zakończeniu każdego kwartału odbywa się konferencja prasowa Premiera Donalda Tuska i Ministra Finansów Jacka Rostowskiego najczęściej na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie, gdzie na tle całej czerwonej mapy Europy tylko terytorium naszego kraju zaznaczone jest zielonym kolorem.