"A u was Murzynów biją"

Konstantin Kosaczow wypowiadał się podczas dzisiejszego posiedzenia Komisji Spraw Zagranicznych PE dwa razy. Pierwszy raz zabrał głos na początku debaty, zaraz po przemowach dwóch ekspertów. Drugi raz wystąpił odpowiadając na pytania eurodeputowanych. Przez mniej więcej godzinę, jaka upłynęła pomiędzy obiema kwestiami, zaszła w nim jakaś niesamowita przemiana.  Pierwsza wypowiedź utrzymana była w bardzo koncyliacyjnym i otwartym tonie:  chciałby, żeby stosunki pomiędzy Europą i Rosją udało się doprowadzić do takiego poziomu i znaczenia, jak te pomiędzy UE i USA.   Przekonywał, że Rosja nie ma imperialistycznych zapędów i jest właśnie na etapie „określania swojego miejsca  - w rodzinie narodów europejskich lub poza nią”. Potem swój czas dostali posłowie, pytając o wiele różnych spraw – w tym, jak zwykle, również o te najbardziej palące, a więc związane z prawami człowieka, agresją na Gruzję, odcięciem dostaw gazu czy kryzysem finansowym. Muszę tu przyznać, że tym razem eurodeputowani byli dość oszczędni w swej krytyce (poseł Matsakis z Cypru zaprosił wręcz Rosję do przystąpienia do… Unii Europejskiej), ale i tak udało im się sprowokować Kosaczowa do przyjęcia starej i sprawdzonej taktyki: obrony poprzez atak. Tak wiec w drugim swoim wystąpieniu deputowany pokazał zupełnie inną twarz. Na pytanie o sprawy Chodorkowskiego czy Politkowskiej odpowiedział oskarżeniem o prześladowania Rosjan w Estonii; na zarzut o łamanie prawa międzynarodowego w Gruzji przypomniał bombardowania Belgradu przez siły NATO podczas konfliktu w Kosowie. Pytany o utrudnienia stosowane wobec zachodnich firm w dostępie do zasobów surowców strategicznych FR wyjaśnił, ze przedsiębiorstwa rosyjskie też są wykluczane z unijnego rynku. Przestrzegł wreszcie (tu już zupełnie sam z siebie, bo nikt go o to nie pytał),że stawianie przeszkód w budowie gazociągów Nord Stream i South Stream z powodów politycznych jest niedopuszczalne. Czyli sprawdzona, rosyjska odpowiedź: "a u Was Murzynów biją". Musze się przyznać, że po wysłuchaniu pierwszej wypowiedzi pana Kosaczowa poczułam pewien niepokój – była ona czymś zupełnie odmiennym od tego, do czego zdążyłam się już przyzwyczaić w moich dotychczasowych kontaktach z przedstawicielami Federacji Rosyjskiej. Słuchając drugiego wystąpienia zrozumiałam, że wracam na doskonale znany grunt. Gdy tak się nad tym zastanawiam, przychodzi mi na myśl pewna refleksja: wbrew temu co twierdzi wielu komentatorów (i co sama często powtarzam) Rosja jest jednak partnerem, na którym można polegać. Nigdy się nie zawiodłam czekając na agresywną reakcję gdy tylko poruszony zostanie temat łamania praw człowieka w tym kraju.

Kilka słów o tym, że na Rosji można jednak polegać