Sprawozdanie męza zaufania- ciąg dalszy

 

 

Sprawozdanie męża zaufania- ciąg dalszy.

 

Pewien bardzo młody znajomy, który wrócił z Gdańska opowiedział mi, że w noc przedwyborczą podczas plażowej zakrapianej imprezy rozmawiał z ludźmi pokazującymi całe pliki zaświadczeń z gminy opiewających na te same osoby i umawiającymi się na rajd wyborczy po sąsiednich miejscowościach. Jasne jest, że zaświadczenia zostały zręcznie skopiowane- tak zręcznie, że na pierwszy rzut oka były nieodróżnialne od oryginału.

Inny znajomy, bardzo biegły w poligrafii wydawca z czasów konspiry potwierdza, że jest to możliwe.

Młody odmówił stanowczo wizyty w prokuraturze. W jego wieku każdy dobrowolny kontakt z organami ścigania postrzegany jest jako hańba. Nie wiemy zresztą czy zaświadczenia te zostały wykorzystane i na czyją rzecz.

Wydawca dałby się zapewne namówić na wypowiedź. Czy ktoś zechce jednak z tego skorzystać?

Gdybym miała w PISie wpływ na cokolwiek ( a nie mam) zażądałabym sprawdzenia wyników wyborów w kilkunastu czy kilkudziesięciu wylosowanych komisjach. Zapewniam, że istnieją narzędzia statystyczne pozwalające uogólnić wyniki takiej próby na całą populację. Istnieją również narzędzia pozwalające wykryć błąd systematyczny w badaniach statystycznych. Za ich pomocą Maslov wypunktował swego czasu Kinseya, który prowadząc badania wśród przestępców seksualnych przeszacował udział różnych dewiacji w amerykańskiej populacji, co doprowadziło do uznania tych dewiacji za normę.

Obok specjalistów od wizerunku, sztab wyborczy PIS powinien mieć do dyspozycji dobrych matematyków, biegłych w badaniach statystycznych, którzy pomogliby ocenić różne, pozornie nieistotne posunięcia przeciwnika ( na przykład dopuszczenie głosowania w dowolnym miejscu na podstawie tej samej karty) i im przeciwdziałać.

To, że jak się wydaje PIS jest zadowolony z osiągniętego wyniku i ma inną strategię niż kwestionowanie wyniku wyborów prezydenckich nie zmienia faktu, że trzeba się zabezpieczyć przed fałszowaniem wyborów samorządowych i parlamentarnych.