Sprawozdanie z komisji wyborczej

Sprawozdanie męża zaufania PIS

 

Wczoraj wieczorem około 12 cała Polska wstrzymała oddech. Po zebraniu danych z 50% komisji zdetonowani dziennikarze z grobowymi minami informowali o przewadze Jarosława Kaczyńskiego.

Do rana zdołano jak widać zapanować nad sytuacją.

Trudno będzie wiele osób odwieść od przeświadczenia o sfałszowaniu wyborów.

W Stanach Zjednoczonych w podobnej sytuacji ( wybory Busha juniora) zarządzono kiedyś ponowne przeliczenie głosów i wynik uległ zmianie.

Teraz o możliwości fałszerstwa na poziomie komisji.

Z całą odpowiedzialnością twierdzę, że przy liczeniu głosów możliwość fałszerstwa jest praktycznie nieograniczona. Liczenie głosów odbywa się zazwyczaj tak, że każdy z członków komisji rozkłada głosy wysypane z urny na kupki według nazwisk kandydatów, na kupce kładzie karteczkę z zapisaną liczbą głosów, następnie kupki się zbiera, a liczby z karteczek sumuje.

Powtórnie przelicza się głosy tylko wtedy, gdy nie zgadza się ogólna buchalteria – uwierzcie, że tak się to odbywa, pracowałam w niejednej komisji.

Każdy z członków ( zakładając złą wolę) może bez trudu podłożyć kupkę z przeliczonymi głosami jednego kandydata innemu i ma prawie gwarancję, że nie zostanie to wykryte, a w przypadku wykrycia zostanie uznane za pomyłkę.

Taki właśnie incydent miał miejsce w komisji 115 w Warszawie, w której byłam mężem zaufania w ostatnich wyborach. Pewna młoda osoba podłożyła kupkę, w której było kilkanaście głosów oddanych na Jarosława Kaczyńskiego pod większą, zawierającą głosy oddane na Komorowskiego i dopisała mu głosy Kaczyńskiego. Oczywiście mogła się pomylić, dlatego nie robiłam afery i nie zmuszałam przewodniczącego do opisywania tego incydentu w protokóle. Uświadomiłam jednak sobie, jakie możliwości fałszerstwa daje taka praktyka liczenia głosów.

Jeżeli liczenie trzeba sprawdzić, kupki przelicza się jak banknoty w banku, nie oglądając każdej kartki. Chyba, że głosów jest więcej niż wydanych kart i trzeba sprawdzić pieczęcie.

Pomyłkę lub oszustwo może praktycznie wychwycić tylko mąż zaufania. Członkowie komisji nie patrzą sobie na ręce. Mąż zaufania jest w sytuacji mało komfortowej. Nie ma prawa uczestniczyć w liczeniu, ani nawet usiąść przy stole gdzie rozkładane są głosy. Może tylko stać za plecami liczących i obserwować ich pracę.

Mówi się, że przepisy lotnicze pisane są krwią, a przepisy wyborcze łzami przegranych. Jeżeli nie doprowadzimy do zmiany regulaminu pracy komisji wyborczej, będziemy płakać również przy następnych wyborach.