Niech sczezną filmowcy

Nie odżałowany Marek Hłasko pisał o filmowcach jak o najgorszej swołoczy zamieszkującej Ziemię. Wszystko było od nich lepsze, nawet armia radziecka. Kiedy coś oddano pod opiekę filmowcom – obojętnie co i kogo – młodą dziewczynę, pałac, rower, kamerę lub dobre auto,  można było mieć gwarancję, że zostanie to zdewastowane, zepsute i połamane. Tacy już bowiem są filmowcy i takie mają nawyki. Prócz wrośniętej w serca destrukcji posiadają oni jeszcze jedną charakterystyczną i wyróżniającą ich cechę – są łapczywi na pieniądze.

Jak wiadomo w Polsce pieniądze na filmy bierze się z Instytutu Sztuki Filmowej, który nazywa się tak nie wiadomo doprawdy dlaczego, albowiem jest to instytucja ze sztuką nie mająca nic, ale to nic wspólnego. To jest raczej jakaś wypożyczalnia, albo lepiej lombard lub coś podobnego, natomiast na pewno nie jest to instytut.

Pieniądze w tym całym instytucie biorą się ze źródeł ogólnodostępnych czyli z budżetu ministerstwa, czyli z naszych podatków. Podatki te zaś płacone są przez nas po to, by państwo załatwiało przy ich pomocy sprawy dla pojedynczego człowieka niedostępne i budowało swój prestiż. Prestiż to rzecz ważna, cieszy on obywatela i daje mu powód do dumy. Prestiż państwa buduje się nie tylko dzięki armatom i pieniądzom na inwestycje, ale także dzięki filmom. Jeśli skonstatowawszy powyższe, chcesz miły czytelniku sprawdzić jak to jest z tym prestiżem u nas idź sobie do kina na polski film. Tylko nie pisz potem listów z pretensjami, że niby ja, coryllus, Cię tam skierowałem, albo wręcz zmusiłem do oglądania tego filmu.

Filmowcy polscy kręcą bowiem filmy, których sami nie chcą oglądać, a czynią tak dlatego, że ktoś im powiedział iż widz, dla którego te filmy robią to skończony bałwan. Widz ten w dodatku nie rozumie nic a nic i jedyne co ciekawi go w świecie to prokreacja i wielkie piersi dziewczyn. To się do pewnego stopnia sprawdza, o ile przyjmiemy, że widz to także filmowiec, bo filmowcy tylko o tym myśleć mogą. Ale my takiego założenia uczynić nie możemy. Wiemy bowiem, że kina pustoszeją dlatego właśnie, że emituje się tam polskie filmy kręcone przez polskich filmowców za pieniądze polskiego podatnika.

Jeśli w kinie pojawia się produkcja z kraju, w którym nie istnieją instytuty sztuki filmowej lub istnieją one tam, ale nie mają tak potwornego i niszczącego wpływu na kino jak w Polsce, wtedy sale kinowe z wolna się zapełniają.

Filmowcy tego nie rozumieją, ich problemem nie jest bowiem przyciągnięcie widza do kina. To są udręki ludzi filmu w USA, w Wielkiej Brytanii lub gdzieś jeszcze, gdzieś daleko. Nie w Polsce. U nas problemem filmowców jest to w jaki sposób rozdysponować budżet przeznaczony na produkcję tak, by wszyscy byli zeń zadowoleni, z wyjątkiem widza. Mistrzostwo w tej konkurencji osiągają reżyserzy parający się filmem kryminalnym, którzy ograniczają akcję właściwie tylko do swojego domu, podwórka i parkingu pod garażem. To się da zrobić. Wierzcie mi. Na filmie wszystko wygląda świetnie, a ekipa nie musi jeździć i wypalać benzyny, która jak wiemy mocno ostatnio podrożała. Wzorem niedościgłym konstruowania scen dramatycznych w oparciu o skromne zaplecze jest oczywiście Andrzej Wajda, który scenę polowania na niedźwiedzia w „Panu Tadeuszu” nakręcił na jakimś błotnistym zastodolu, bo to mu się akurat kojarzyło z matecznikiem w puszczy litewskiej. A mógł przecież zapytać, albo przynajmniej sięgnąć do takiego Wańkowicza, który nie dość, że w prawdziwych matecznikach bywał to jeszcze je sfotografował dla potomnych.

Budżet proszę Państwa to jest cel i wytyczna jednocześnie w polskim biznesie filmowym. Podłość tej organizacji jest wprost obezwładniająca. Stwierdza się bowiem wprost, że widz nic nie znaczy i nic nie jest wart, że jedyne co liczy się naprawdę to możliwość zrobienia kolejnego filmu, a ta nie zależy od popularności, ale od czynników mających z nią bardzo mało wspólnego. Film polski jest mało filmowy. On jest nawet w pewnym sensie elitarny, niczym jakaś hermetyczna i dawno zapomniana sztuka. Jest taki przez fakt, że od elit zależy sukces, w dodatku od takich elit, które nie są znane z imienia i nazwiska, są znane jedynie w świecie filmowców.

Tak się złożyło, że miałem ostatnio okazję gadać z jednym reżyserem. Od słowa do słowa zeszło się na ten cały instytut, który jak wiadomo kojarzy się z Agnieszką Odorowicz. Zasugerowałem, że to ona tam rządzi, bo jest przecież najbardziej znana. Pan reżyser mnie wyśmiał. - Panie – powiedział – to zupełnie inni ludzie tym trzęsą. Potem przeskoczyłem na Juliusza Brauna z telewizji, czyniąc zeń w tej mojej narracji przykład zła wcielonego. - Panie – reżyser na to – on tam nic nie znaczy, to pionek. Po tych słowach dałem sobie spokój. Tak więc sztuka filmowa w Polsce jest sztuką elitarną, bo to właśnie elity – nie Odorowicz i nie Braun – decydują kto jest artystą wybitnym i nagradzanym, a z kogo się szydzi i drwi. Widz i jego upodobania nie mają tu nic do rzeczy, choć kiedy słucha się filmowców – jeśli akurat są trzeźwi oczywiście – można odnieść wrażenie, że jest odwrotnie.

Wobec absolutnej bezradności która skazuje ich na serwilizm wobec każdego dysponującego gotówką polski reżyser musi mieć jakiegoś słabszego wroga, dzięki niemu będzie mógł odreagować stres i nie będzie się upijał tak strasznie jak zwykle. Wrogiem tym jest oczywiście widz. Czyli inaczej mówią – ty drogi czytelniku, ja i wielu, wielu innych. Widz nie rozumie przekazu, widz nie dorósł, widz ma za słabe wyrobienie, widz nie lubi nowości, widz jest prymitywny i chamski, widz nie wie czego chce. 

To proste przełożenie demaskujące słabość filmowców nie czyni ich wcale bardziej sympatycznymi. Przeciwnie, czyni ich nieznośnie niesympatycznymi, wręcz grubiańskimi. I można by z tym oczywiście coś zrobić, ale nie ma po temu woli. Można by mianowicie rozpędzić to całe towarzystwo na cztery wiatry. Tym zaś, którzy zaczną lamentować nad nędzą i bieda polskiego kina pokazać gest znany wszystkim z igrzysk olimpijskich w Moskwie. Nie będzie polskich filmów? A niech je szlag! Niech nie powstają. Dopiero po takich rozstrzygnięciach mili państwo artyści filmu nauczyliby się szanować pieniądze i zaczęliby robić filmy z prawdziwego zdarzenia. Nie wcześniej.

Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. Cały czas zaś są one dostępne na stronie www.coryllus.pl  Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Gdzie to jest dokładnie, pojęcia nie mam.
Informuję także, że dnia 13 stycznia, w piątek, o 18.00, w Domu Polonii przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie odbędzie się spotkanie z blogerem coryllusem, autorem licznych książek i publikacji internetowych. Zapraszam. 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika krzyh

12-01-2012 [10:40] - krzyh (niezweryfikowany) | Link:

to zabiorę głos - ogólnie się zgadzam. Usiłuję sobie przypomieć kiedy ostatnio widziałem dobry polski kryminał? A dobrego polskiego horroru to najstarsi górale nie pamiętają. Gdy włączam telewizor też zamiast sensownej opowieści mam Mroczki przed oczami :) Dla sprawiedliwości powiem że dobry kryminał teraz to i na świecie towar deficytowy, filmy akcji zamiast napięcia serwują migotanie obrazu, komedie nie śmieszą, horrory mogą oglądać nawet przedszkolaki bez obawy że im się potem przyśni - jednym słowem marnie.

Obrazek użytkownika gorylisko

12-01-2012 [13:15] - gorylisko (niezweryfikowany) | Link:

Choć mają niedoróbki to uważam, że są świetne, zwłaszcza rudzielec z Miami...postać nie do wyjęcia...i jeszcze jedno...CSI New York, pierwsza scena w pierwszym odcinku ma miejsce w Kościele Katolickim...!!!!
Zaś w CSI Miami w jednym z odcinków rudzielec (Horatio) odbywa spowiedź !!!
W dobie mody na flekowanie KK to jest coś niesamowitego...

Obrazek użytkownika Coryllus

12-01-2012 [14:29] - Coryllus | Link:

No może...

Obrazek użytkownika Coryllus

12-01-2012 [14:28] - Coryllus | Link:

Kiedy nie ma prawdziwej wojny filmowcy sobie nie radzą. Nie potrafią. Myślę ponadto, że film się kiedyś skończy, przestanie być ciekawy jako przekaz.

Obrazek użytkownika gorzki

12-01-2012 [11:36] - gorzki (niezweryfikowany) | Link:

"..Tak się złożyło, że miałem ostatnio okazję gadać z jednym reżyserem. Od słowa do słowa zeszło się na ten cały instytut, który jak wiadomo kojarzy się z Agnieszką Odorowicz. Zasugerowałem, że to ona tam rządzi, bo jest przecież najbardziej znana. Pan reżyser mnie wyśmiał. - Panie – powiedział – to zupełnie inni ludzie tym trzęsą. Potem przeskoczyłem na Juliusza Brauna z telewizji, czyniąc zeń w tej mojej narracji przykład zła wcielonego. - Panie – reżyser na to – on tam nic nie znaczy, to pionek. Po tych słowach dałem sobie spokój.."
Czy można wierzyć niczym nie popartym słowom człowieka, którego się nie zna? Nawet jeśli podzielam pana poglądy lub odczucia, wolałbym usłyszeć o konkretach. A tak to tylko mamy plotki lub insynuacje. Naprawdę pan tego nie rozumie? Chyba chce się pan czymś odróżniać od tow. Rolickiego?

Obrazek użytkownika Coryllus

12-01-2012 [14:27] - Coryllus | Link:

Nie, nie chcę się niczym odróżniać od towarzysza Rolickiego. czy teraz już pan przestanie czytać mój blog czy powinienem złożyć jeszcze jakieś deklaracje?

Obrazek użytkownika V

12-01-2012 [17:01] - V (niezweryfikowany) | Link:

Po analizie działań ekipy kręcącej film Kondratiuka "Milion dolarów", zorientowałem się, że nie ma znaczenia co i jak się kręci, celem jest wyciąganie pieniędzy publicznych.

Obrazek użytkownika nemo

12-01-2012 [18:51] - nemo (niezweryfikowany) | Link:

SZ.Coryllusie,racz byc łaskaw zostawic jakiś grosz,by po "Człowieku z żelaza i marmuru",nakręcono wreszcie współczesny obraz "Ludzie ch.je".Taka terazniejsza"Autobiografia".Koszt niewielki a przykładów bez liku.Zastrzegam,że jakby co, to pomysł jest mój.Wesoło pozdrawiam.