Eutanazja po polsku

<!-- @page { size: 21cm 29.7cm; margin: 2cm } P { margin-bottom: 0.21cm } -->

 

Eutanazja po polsku

 

Pani Barbara Jackiewicz występując publicznie o eutanazję swego syna Krzysztofa uzyskała to, co było jej najbardziej potrzebne. Krzysztof znalazł miejsce w domu opieki prowadzonym przez fundację „Światło”, w którym udało się już obudzić ze śpiączki kilkanaście osób. Pani Barbara będzie mogła podreperować zdrowie, wyspać się po raz pierwszy od 24 lat i jak ją znam za kilka dni zacznie kontrolować przebieg rehabilitacji jej syna i poziom nad nim opieki. Przecież gdyby nie pani Barbara Krzysztof nie żyłby przynajmniej od 20 lat. Po każdych badaniach w szpitalu wracał do domu z odleżynami do kości, wychudzony, zaniedbany. W domu matka doprowadzała go do idealnego, jak na jego przypadek, stanu.

Pani Barbara powinna być zapraszana do ośrodków krajowych i zagranicznych jako wybitny specjalista od opieki nad osobami w śpiączce. Dziwne, że nikomu nie przyszło to jeszcze do głowy.

Dlaczego więc ta wspaniała matka, zajmująca się synem z najwyższym oddaniem zdecydowała się wystąpić z tak dramatycznym apelem? Zrobiła po prostu to, co przedtem zrobił pan Świtaj. Wykorzystała media do załatwienia niezwykle ważnej dla niej sprawy. Jeżeli zrobiła to cynicznie, tym bardziej mi się to podoba. Dziennikarze to ścierwojady, pędzą tam gdzie czują fetor trupa. Wykorzystują ludzkie tragedie, płacz i łzy dla zwiększenia oglądalności swego „ szkiełka kontaktowego”. To miłe, że czasami można i ich wykorzystać.

Pani Barbara wielokrotnie próbowała uzyskać jakąkolwiek pomoc. Chodziło o tak niewiele, o możliwość pozostawienia na kilka dni syna w miejscu gdzie nie doprowadzą go, jak zwykle w szpitalu, do stanu agonalnego, o regularne badania w domu, o możliwość pomocy w rehabilitacji. Zdarzyło się przecież kiedyś, że zastała w szpitalu syna sinego i rzężącego, bo pielęgniarka zamknęła odpływ moczu na rurce cewnika i zapomniała o tym oddając się nocnym rozrywkom. Pod fachową szpitalną opieką natychmiast powstawały głębokie odleżyny, zainfekowane szpitalnymi bakteriami.

Od wielu lat nie było jednak dla Krzysia miejsca w żadnym szpitalu, a nawet odmawiano mu badań i wizyt lekarzy z ośrodka zdrowia. Dla pani Barbary zawsze brakowało numerków. Traktowano ją jak uciążliwego natręta.

Jak uciążliwy i głupawy natręt została również potraktowana przez osoby, które od lat w publicznej zbiórce gromadzą środki na opiekę nad podobnymi przypadkami. To osobny temat.

Gdyby pani Barbara naprawdę pragnęła śmierci syna wystarczyłoby oddać go na dwa tygodnie pod opiekę polskiej służby zdrowia. W Polsce nie jest potrzebna ustawa o eutanazji.