NA GRANICY

 

Ukraińskich celników nie obawialiśmy się. Wiadomo, parę euro. Chociaż w tym przypadku było to raczej parę setek euro. Myśl o unijnych celnikach też nie przyprawiała nas o koszmary nocne. Baliśmy się psów unijnych celników. Nie żeby coś mogły znaleźć, tylko że mogły ugryźć. Specjalnie nie nakładali im kagańców. Psy jak zwykle rzuciły się na mnie i na Wieśka, wściekle warcząc. Zrobiono z nich takich wolframowych narkomanów i oczywiście ten wolfram u nas wyczuły. Wtedy spokojnie wyjęliśmy z kieszeni po kanapce z ukraińską kiełbasą. Zapachniało w całym pomieszczeniu. Psy zamerdały ogonem, przysiadły i zaczęły tęsknie patrzeć na kanapki. Nawet ten i ów celnik oblizał się. Chyba tym razem trafiliśmy na Niemców. W Polsce mięso spełniało już wszystkie normy unijne – i było praktycznie niejadalne.

- Chyba słabo je karmicie – powiedziałem po niemiecku.

Nie uśmiechnęli się. Chyba nawet zacisnęli usta w jeszcze węższe szparki niż przedtem. Wzięli nas na rentgen, ale i oni, i my wiedzieliśmy, że nic nie pokaże. Ukraińcy to przewidzieli.

Kiedy Bruksela w 2016 roku całkowicie zakazała sprzedaży żarówek wolframowych, zastępując je energooszczędnymi, najpierw nie stało się nic. Potem ludzie zaczęli narzekać na zatrucia, chorować, zaczęły im wysiadać oczy od czytania. A Bruksela jak to Bruksela, uparła się, że mają być energooszczędne i koniec. Zwykłe wolframowe żarówki zaczęły osiągać na czarnym rynku niebotyczne ceny. Oczywiście Bruksela zakazała też ich używania, ale było to dość trudne do sprawdzenia. Chciano co prawda stworzyć lotne brygady, które wpadałyby bez uprzedzenia do mieszkań w poszukiwaniu zakazanych żarówek, ale nie przeszło z powodu jakichś praw człowieka czy czegoś takiego. Wtedy ruszył przemyt z Ukrainy. Wtedy Bruksela obsadziła polsko-ukraińska granicę Belgami, Szwedami, Niemcami i kim tam jeszcze. Że niby mniej podatni na korupcję. Ukraińcy odpowiedzieli produkcją niewielkich żarówek wolframowych z bardzo twardą obudową. Ludzie zaczęli je przemycać, połykając je na Ukrainie, i…. powiedzmy, odzyskując je po wjeździe do Unii. I tu celnicy byli bezradni. Ktoś zaproponował, żeby wszystkim jadącym z Ukrainy podawać silne środki laksacyjne, ale nie przeszło z powodu jakichś praw człowieka czy czegoś takiego.

Zaparkowaliśmy koło zajazdu przy drodze do Przemyśla. Teraz przyszła pora na najmniej przyjemną część operacji – tę w toalecie.

- Wymyłeś aby dobrze? – spytał Wiesiek, gdy było już po wszystkim.

- No co ty, szorowałem jak głupi.

- Bo moje to od razu czyste wychodzą! – zarechotał Wiesiek.

- Żartowniś. Lepiej rozłóżmy je wszystkie, o tu, niech się napatrzę na to cudo zanim przyjdzie klient.

Leżały sobie – cały tuzin. Warte małą fortunę. Mogły teraz zostać w Polsce albo trafić do Niemiec, Francji czy Hiszpanii, gdzie ich cena była znacznie wyższa. Życie było piękne.