JESIEŃ 1918

 

Jest fin de siecle i wszystkim się wydaje,

że wiecznie będą u nas rządzić Nikołaje,

Wilhelmy, a także Franciszki-Józefowie,

od ponad stu lat w antypolskiej zmowie.

 

I że potęga zaborców, twarda niczym skała,

przez wieki całe jeszcze będzie trwała.

Że upadnie niedługo niczym domek z kart?

Wtedy to była śmieszna wróżba, marny żart.

 

Ale widać Bóg modłów wysłuchuje czasami –

pokoleń Polaków o wojnę między zaborcami.

I przyszła wreszcie wojna, ta pierwsza, światowa.

Z Krakowa wyruszyła w bój Pierwsza Kadrowa.

 

W osiemnastym roku wszyscy wiedzieli jesienią,

że losy Rzeczpospolitej pewnie się odmienią.

I jeszcze przed oficjalnym początkiem niepodległości

Tarnów i Kraków poczuły smak wolności.

 

Do kraju powrócił Marszałek Pilsudski, który

grzecznie wyprosił Niemców z Cytadeli murów.

I pokazał razem z Paderewskim i Dmowskim,

że historię tworzą wybitne jednostki.

 

Z tych czasów na zawsze w pamięci pozostanie

skuteczność, z jaką bili się Wielkopolanie.

Trzy razy powtarzali swój czyn wiekopomny –

śląscy powstańcy o Polskę bój niezłomny.

 

Potem jeszcze tylko trzeba było znów

po raz kolejny – który? – obronić nasz Lwów.

Wreszcie, jak wszyscy wiedzą, był „Cud nad Wisłą”,

i czerwonej zarazy nawała tam prysła.

 

Wolność wtedy przetrwała tylko dwie dekady.

W końcu obronić jej nie daliśmy rady.

Ale pewna myśl mnie nachodzi przez cały czas:

Bez tamtej jesieni nie było by dziś nas.

 

 

 

JESIEŃ 1918